Kategoria: Co tam u mnie
Wpis z pociągu. :)
Witajcie.
Piszę ten wpis z pociągu, więc za wszelkie literówki, jakie mogą się zdarzyć, ale raczej takowych nie będzie, przepraszam. 🙂
Przez pierwszą godzinę siedziałam w wagonie, w którym wysiadło ogrzewanie. Naprawdę. Było tak potwornie zimno, że ludzie to się przenosili do innych wagonów, w których było miejsce. Na szczęście i dla mnie się jakaś miejscówka w ciepłym wagonie znalazła. 🙂 Poza tym? Poza tym, to wstałam dziś o 09:00, bo trzeba było się do końca spakować, coś zjeść i tak dalej.
Najlepsze, że tak wrócę jeszcze do tego niegrzejącego wagonu, to z Kołobrzegu do Białogardu grzał, a od Białogardu coś przestało, znaczy się zepsuło. Podobno w Bydgoszczy mają coś naprawiać, no ciekawe. Ale dość już o wagonie. 🙂
To, co się działo u Moni, w sumie wiecie, z naszych wpisów audio, więc nie będę opowiadać o tym pisemnie, natomiast muszę i tak coś od siebie napisać. Bardzo się cieszę, że pojechałam do Moni, że się spotkałyśmy i że razem tak fajnie spędziłyśmy ten tydzień. Naprawdę, było mi bardzo dobrze i… i kiedyś, mam nadzieję, to powtórzymy. Bo tak, ja tam jeszcze wrócę, myślę, że w wakacje, żeby była okazja pojechać nad morze. 🙂
Monia, dziękuję Ci za wszystko. 🙂 Już tęsknię. :*
Na razie kończę. Trzymajcie się. Napiszę pewnie jutro, albo może dziś wieczorem, jak minęła mi reszta podróży, o ile będę miała siłę.
W ogóle trafił mi się miły pan konduktor. Znaczy mi się zazwyczaj trafiają mili panowie. 😀
Pozdrówki.
A. J.
Kilka słów, co u nas?
Witajcie.
Co u nas? W sumie będzie krótko, bo u nas nic cikawego się nie dzieje. Dzisiaj będziemy oglądały film
"Pokój", o takiej dziewczynie, którą jakiś psychopata zamknął w pokoju właśni, gwałcił ją i robił z nią
inne rzeczy i ona mu dziecko urodziła. Też w tym pokoju, bez lekarza ani nikogo takiego. Straszne, ale
podobno warte obejrzenia, więc zobaczymy, wypowiem się pewnie, jak obejrzę.
Wczoraj obejrzałyśmy "Nietykalnych". Z audiodeskrypcją oczywiście. Bardzo lubię ten film. Pokazuje taką
przyjaźń pomiędzy niepełnosprawnym, a zupełnie zdrowym. I tojak temu Filipwoi było źle bez tego Drisa,
gdy on odszedł. Naprawdę, bardzo piękny, głęboki, a jednocześnie niekiedy zabawny jest ten film. Grzesiek
mówi, że w kinie go widział. To też musiało być przeżycie. 🙂
No i to chyba na ten moment tyle.
Trzymajcie się i do następnego.
A. J.
Wpis przedwyjazdowy
Witajcie.
Jestem na etapie suszących się włosów. Wieczorem będę się pakować, jeszcze muszę iść do sklepu, a jutro
o 05:30 muszę wstać. Jednym słowem, jutro będzie ciekawy dzień. A już najciekawiej będzie, jak dojadę
do miejsce. 🙂 Naprawdę nie mogę się doczekać.
Dzisiaj będę pakować wszystko tak, żeby jakoś się pomieścić, ale na szczęście plecak jest duży, więc
jakoś dam radę. Ciekawe tylko, czy się na półkę bagażową zmieści. 😀
Czy coś jeszcze chciałam? Nie, chyba nie.
Zatem, Monia, nadchodzę.
A Was, Eltenowicze, zostawię z jakąś piosenką, tylko jeszcze nie wiem z jaką.
Trzymajcie się.
Pozdrawiam.
A. J.
Co tam u mnie, czyli kilka słów
Witajcie.
Ja naprawdę chciałam… Nie, właściwie chcę napisać coś senswonego. Ale w sumie nie wiem co.
Chyba jest trochę rzeczy, które należałoby tu umieścić, ale żeby to zrobić, muszę to sobie wszystko jakoś
w głowie poukładać. Jakaś muzyczka w tle by mi się przydała, ale nie wiem, czy znajdę coś odpowiedniego
do tego.
O, znalazłam. Jakiś motyw od panny Kasi, Kasieńki, Katarzynki.
No więc, skoro już tak sobie tu piszę, to na początek podzielę się z Wami tą radosnąnowiną, jaką jest
fakt, iż w niedzielę za tydzień, czyli czternastego stycznia jadę do Moni. Do mojej kochanej Moni, którą
widziałam tylko przez 20 minut na Reha For The Blind, a z którą miałam się spotkać w wakacja i co nie
wyszło z pewnych przyczyn. Ale w końcu się udało i jadę do niej na cały tydzień. Wracam w niedzielę,
21 stycznia i cieszę się z tego jak dziecko. Naprawdę się cieszę, bo tak bardzo dawno jej nie widziałam,
no poza tym jednym, małym epizodem. Ale to taki mały fragmencik. A tak naprawdę, na dłużej nie widziałyśmy
się już kawał czasu. W sumie, nawet nie wiem, ile to już minęło, a nie chcę tego liczyć, żeby się nie
pomylić w obliczeniach. 🙂 Także bardzo się cieszę, kto wie, może jakiegoś audio wpisa na blogu z tej
okazji zrobimy? Zobaczymy. 🙂 Zobaczymy, czy Monia się zgodzi.
Druga kwestia, już trochę przeminięta, były święta i Sylwestra, a szczególnie Sylwestra. I gdyby nie
fakt, że z 31 na pierwszego głowa mnie tak potwornie rozbolała, że jedyne, o czym marzyłam to o tym,
by nastała cisza, kompletna i nieodwołalna, to byłoby wszystko w porządku. Nie no, nie ma co narzekać,
i tak było bardzo fajnie, także dziękuję tym, co byli, za tą imprezę, która była naprawdę udana. Nieważne,
że na następny dzień nam coś odbiło i zaczęliśmy się syntezatorami na iOS bawić w najróżniejszych wariantach,
to znaczy i wysoko i nisko, i męskie i żeńskie głosy i… Oj, nie chcielibyście tego słyszeć haha. Naprawdę
byście nie chcieli.
I nie wiem, czy coś jeszcze mam tu napisać. Jak na razie dalekosiężnych planów nie mam, także ten…
Nie no, w sumie mam, ale to jeszcze nic pewnego, więc na razie tu nie napiszę, bo tak naprawdę jutro
ma się wszystko wyjaśnić.
Także na ten moment to tyle, kończę to pisanie i, mam nadzieję, do następnego wpisu.
Pozdrówki.
A. J.
P.S. Ostatnio ktoś, a dokładniej mówiąc Kasia, zapytała mnie, dlaczego na blogu podpisuję się A. J. Dla
niezorientowanych tłumaczę. A. to chyba wiadomo, że od Angeliki? Swoją drogą, nie lubię mojego własnego
mienia. Nie wiem dlaczego, ale zwyczajnie go nie lubię. J. natomiast od Julii. Uwielbiam imię Julia,
a że na trzecie mam Julia, to tak zostało. Bo swojego drugiego imienia z kolei nienawidzę. Ale to chyba
nic dziwnego. Bo gdyby Wam dali na imię Stanisława, chyba też byście nie lubili tegoż właśni imienia.
I tym jakże pozytywnym akcentem mówię Wam pa pa. 🙂
Relacja z udanego weekendu
Witajcie.
Czas na spisanie wydarzeń weekendowych. 🙂
Piątek. Warszawę zasypało, na Centralny ledwo mi się dotrzeć udało. Przyznam szczerze, że naprawdę, łatwo
nie było, ale należę do ludzi upartych, więc dotarłabym tam nawet po trupach, jakby było trzeba. 😀 Na
Centralnym byłam godzinę przed przybyciem mojego pociągu, który i tak jeszcze się dodatkowo opóźnił.
Chociaż nic nie przebije TLK-i jednej, która była opóźniona o dwieście minut, bo ktoś się chyba pod pociąg
rzucił. Z tego miejsca pozdrawiam panów ochroniarzy z ochrony dworca, którzy mi pomogli, chociaż tacy
crazole z nich, że ja się zastanawiałam, co oni brali. 😀 Serio. Nie będę może przytaczać tekstu, który
i powiedzieli, ale… ten, byli szalenie szaleni. I nie, żeby coś, bo to to nie, w sensie, żebym ja coś
do nich miała, ale miałam mieszane uczucia i trochę nie wiedziałam, czy się śmiać, czy nie. W końcu jak
wsiadłam do pociąu, to się okazało, że to przedziałowy. Ale pomogła mi bardzo miła i uprzejma pani konduktorka.
🙂 W przedziale jechałam z jakąś mamą i jej małym chłopczykiem, taki mały rozbrykany dwulatek, którzy
przez całą drogę nie chciał spać, a jak już dojeżdżaliśmy do Głównego, to się tak biedactwo rozpłakało,
że cały wagon go słyszał. Z kolei naprzeciwko mnie siedziała jakaś dziewczyna. Nie wiem, ile ona mogła
mieć lat, ale sądząc po muzyce, jakiej słuchała, niewiele starsza ode mnie, a może nawet i w tym samym
wieku. Nieważne. W każdym sytuacja ma się tak. Przychodzi sobie pan z wózeczkiem, pyta, czy ktoś coś
chce. No to ona mówi, że chce wodę, jednak on do niej mówi, że wody nie ma, więc ona prosi o kawę. No
i pyta się jej, ile cukru, czy jedną, czy dwie saszetki, na co pada odpowiedź: Więcej, bo wie pan, ja
taka słodka dziewczyna jestem, glukozy mi trzeba". Miałam problem, żeby się nie śmiać, naprawdę.
Na Główny dojechałam z godzinnym opóźnieniem, gdzie odebrało mnie dwóch panów i pomogło mi znaleźć Natalkę.
Gdy nam się to w końcu udało, poszłyśmy do KFC na shake'a. I wiecie, co Wam powiem? Dawid się ze mnie
rano śmiał, jak mu to napisałam. Po pierwsze: Poznań pod kątem sygnalizacji świetlnej jest bardziej dostosowany
niz Waszawa, bo w Poznaniu pika wszędzie, przynajmniej w tych miejscach, w których miałam okazję przechodzić
przez ulicę, a w Warszawie niekoniecznie. A przecież przed dworcem Centralnym pikać powinno. No nieważne.
A drugie moje odkrycie dotyczy shake'ów właśnie. Wiecie, że one są gęstsze niż w Warszawie? I lepsze
przez to. 😀 Jak dotarłyśmy do Akademika, to Natalia z Kamilem poszli mnie wpisać, znaczy zameldować
i ją też, a jak wrócili, to zamówiliśmy żarcie, które dotarło naprawdę szybko. Później siedzieliśmy do
jakiejś 05:30, co się naśmialiśmy, to naśmialiśmy, a co sięnagadaliśmy, to nagadaliśmy. Naprawdę, tyle,
co ja się w ten weekend naśmiałam, to chyba dawno aż tyle nie. 😀 Natomiast teksów leciało tyle różnych,
dziwnych, że nie będę przytaczać żadnego z nich, bo nie pamiętam. 😀
W piątek najpierw obudziłam się po dziesiątej, a potem jakoś po dwunastej, a tak mnie głowa bolała, no
tak mnie bolała, że myślałam, że umrę. Ale nic to, nieważne. Hubert do nas wpadł. Pozdrawiam go z tego
miejsca bardzo serdecznie, z nadzieją, że powtórzymy to raz jeszcze, koniecznie. O, nawet rymuję i nie
czuję. W ogóle on też to taki crazol, co się wszyscy naśmialiśmy, to nasze. Najlepsze było, i to muszę
opowiedzieć, siedzimy tak, Natalka coś się nagrywa Izie, znanej tu jako Hazel96 i zaczyna coś do niej
mówić z taką udawaną powagą. Ja tak siedzę koło Huberta, patrzę się na niego, on się patrzy na mnie i
oboje zaczynamy się śmiać. Ale wiecie, nie tak w głos, tylko tak ten, do siebie, że tak powiem, jakkolwiek
by to nie brzmiało. Natalia do nas podchodzi, pyta nas, co jest i… zaraz, jak to wyszło… Czy to Hubert,
czy Natalka… Na pewno Hubert to powiedział, ale kto to wymyślił, nie pamiętam, w każdym razie, padł
tekst: "Puci puci". O, możecie uznać, że jesteśmy chorzy. 😀 Najlepsze, jak Natalia pytała, że do kogo
to było, czy do mnie, czy do niej. W końcu po dojściu do porozumienia, wyszło, że do niej. Ale teksty
leciały takie, że masakra. Także trzeba to powtórzyć. Hubercik wieczorem pojechał, a szkoda, bo jeszcze
by można było posiedzieć, ale się nie dało, a i tak się jeszcze biedak na przystanku wystał prawie godzinę.
Szkoooda, bo zimno było, a on tam sam stał. Eee nie, chyba, że te dziewczyny, co tam były, bo były jakieś
takie, gdzieś tam z daleka je słyszał, się nim zaopiekowały. 😀 Zasnęłam z soboty na niedzielę po pierwszej,
obudziłam się o czwartej, Natalia z Kamilem też się obudzili i znowu się naśmialiśmy, a w ogóle spać
nie poszliśmy, bo stwierdziliśmy, że nam się nie opłaca. Znaczy, my z Natalią nie poszłyśmy, ale Kamil
próbował, tyle że mu nie pozwoliłyśmy, bo on chrapie, ale chrapie tak mega. Ale choć miałam zatyczki,
to mi się w ten weekend wyjątkowo nie przydały. 😀 Na Sylwka się przydadzą. 😀 😀 😀 No a wczoraj wróciłam
do Warszawy, a w ogóle w pociągu jchałam z jakimiś laskami, ja nie wiem, co one oglądały, jakiś film
chyba, ale strasznie sięz niego śmiały, w sensie co chwilę śmiechem wybuchały, tam w ogóle jakaś kobieta
się darła, jakby jązażynali, jakieś dziecko płakało, ja nie mam pojęcia, o co z tym chodziło. 😀 😀 😀
Generalnie wyjazd uważam za udany, tyle, co się tam naśmiałam, to moje, mój dobry humor jeszcze teraz
mi został i jedyne, co muszę zrobić terazz, to porządnie to wszystko odespać. I nieważne, że boli mnie
noga, znaczy łydka, bo moje problemy złydką są standardem i tym nie ma, co się przejmować.
Tym pozytywnym akcentem kończę chyba, życząc wszystkim dnia miłego, pozytywnie zakręconego.
A. J.
Witajcie.
Zacznę może od tej przyjemniejszej rzeczy. 🙂
Wzięłam sobie na piątek dzień urlopu, wiecie, w sumie tak bez konkretnego celu, żey sobie po prostu wolne
zrobić i wykorzystać dzień za 11 listopada. 🙂 No i po rozmowie z Natalką stwierdziłyśmy, że pojedziemy
do Poznania. Ona będzie już tam jutro, a mnie w piątek z Głównego odbierze. Normalnie tak się cieszę,
że nie macie pojęcia. Rozerwę się przynajmniej iw ogóle będzie super. 🙂
Druga kwestia, o której chcę tu napisać, to jest kwestia wczorajsza. Dawid Wam się jeszcze wczoraj nie
pochwalił z tego, co zauważyłam, ale ktoś… na kursie z angielskiego, w sensie Dawidowym, zapytał się,
kto ma, według niego, najpiękniejszy głos. Odpowiedział, że Enya, na co padło pytanie od osoby pytającej,
czy ona dobrze kojarzy, że Enya wykonuje metal. No proszę Was. Ja mogę zrozumieć wszystko, ale… metal?
Stwierdziłam, że to gorsze od Shakiry. 😀 No erio. Naprawdę, załamało mnie to. Metal. Nie, nie, nie,
nie mogę. To jest obraza, no obraza. Bo ja rozumiem, że ktoś może nie kojarzyć, nie lubić, whatever,
ale… Ech, nie wiem.
No nic, trzymajcie się, do następnego, mam nadzieję, bardziej obszernego wpisu. 🙂
witajcie.
Nie miałam innego pomysłu na tytuł wpisu, z racji, właśnie, że potwornie, ale to mega boli mnie głowa. Szczerze,
myślałam, że mi przejdzie, ale bez tabletki nie da rady, już się w kubeczku robi, bo to Solpadeine, ja
innych nie biorę na takie migrenowe bóle głowy.
Ale do rzeczy.
Wiecie co? Jestem po rozmowie z tymi dwoma wariatkami, Ninką i Kasią i wierzcie mi, albo i nie, ale to,
co się tam naśmiałam, to moje. Jezu, naprawdę, ja się dawno tak chyba nie śmiałam, co dzisiaj. Znaczy,
ostatni raz, to chyba na Reha tak, ale to było przeboskie w ogóle. Ja już chyba zapomniałam, że tak niesamowicie
się można śmiać, że aż oddechu nie można złapać. Także, ten wpis jest poświęcony temu, że ja naprawdę
potrzebuję kontaktu z ludźmi i że nawet taka rozmowa daje wiele, bo się czuje tak, jakby te osoby były
obok, mimo że fizycznie nie są.
Chciałabym Wam podziękować, bo naprawdę, przez to, że siedzę w domu, to mi tak źle i w ogóle, a dzięki
Wam mi się ten humor poprawił i… no w ogóle, świetne jesteście. 😀
Tym akcentem kończę i lecę wypić tą okropną tabletkę.
Pozdrawiam.
A. J.
P.S. Wiecie co jeszcze sobie myślę? Że czasem każdemu z nas należy się odrobina rozrywki od szarej, ponurej
rzeczywistości i że trzeba z tego korzystać, bo naprawdę warto.