Kategorie
Przemyślenia

Co mnie uszczęśliwia i inne poboczne dygresje

Ostrzegam, wpis długi. Nawet nie wiem, czy nadający się do tej kategorii, ale myślę, że częściowo tak.
🙂
Witajcie!
Podejmuję wyzwanie (mało brakowało, a napisałabym wyznanie, ale już poprawiłam) rzucone przez Małgosię i postaram się napisać, co mnie uszczęśliwia, choć nie będzie to wcale proste, głównie dlatego, że ostatnio jest mało rzeczy, które mnie uszczęśliwiają w pełni. Znaczy inaczej. Może nie jest ich mało, ale uszczęśliwianie się w samotności nie jest wcale fajne.
Na początek jestem niesamowicie szczęśliwa, gdy komuś pomagam i wiem, że ta pomoc, chociaż w najmniejszym stopniu, przynosi efekty. Nieważne, że małe, ale jednak efekty. To strasznie motywuje do działania i wiadomo wtedy, że człowiek nie jest bezużyteczną skorupą, że się tak wyrażę.
Po drugie muzyka. Muzykę kocham, uwielbiam, szaleję na jej punkcie i nie wiem, co tam jeszcze. Kocham śpiewać, grać, jak mam taką możliwość, chociaż grajek ze mnie marny. Naprawdę, nie żartuję. Bo ja to ani nie mam słuchu absolutnego, ani niczego takiego, a przez to, że w szkole miałam dużo innych zajęć, nie mogłam się skupić na graniu, a w Owińskach szkoły muzycznej nie było, a szkoda. Podejrzewam, że zniosłabym te wszystkie solfeże, te wszelkie teoretyczne rzeczy, ale przynajmniej miałabym coś z tego. Teraz po latach, naprawdę, chciałabym się nauczyć takiego, wiecie, profesjonalnego grania na pianinie, a nie tylko w taki sposób, że gram, jak mi ktoś rozpisze akordy (i to jeszcze nie w nutach, których nie pamiętam, choć kiedyś umiałam nuty brajlowskie), ale właśnie tak akordowo, typu C-Dur, D-Dur i tak dalej. Bo już na tyle pianino znam, że mi jak ktoś powie dany akord, to go zagram, a jak nie znam jego układu w klawiszach, to jak mi ktoś pokaże daną kombinację, to zapamiętam i zagram, jeśli poćwiczę. Ale naprawdę, kocham grać mimo wszystko i śpiewać. Śpiewać szczególnie. A granie w połączeniu ze śpiewem daje mi w ogóle satysfakcję, bo wtedy się wyciszam, uspokajam, odstresowywuję (to ciekawe, że Word Nie zna tego słowa. Czy w ogóle takie w języku polskim istnieje?). I nie obchodzi mnie, co się dzieje dookoła, ale jak sobie brzdąkam i śpiewam do tego, wtedy jestem naprawdę happy. 🙂
Uwielbiam też słuchać muzyki. Różnych gatunków, ale głównie chyba jakieś bardziej takie spokojne klimaty, chociaż rockiem czy metalem, ale dobrym metalem i dobrym rockiem, również nie pogardzę. Pop, oczywiście,
też bardzo lubię, reggae czasami posłucham… W zasadzie wszystko, oprócz techna i jazzu. O, jazzu nie znoszę z całego serca mojego. Co tak jeszcze do muzyki. Jako, że moich ulubionych wykonawców śledzę, w sensie takim, że monitoruję, czy mają w zamiarze wydać coś nowego, czy też nie, to strasznie jestem szczęśliwa, gdy ktoś, kogo uwielbiam, wyda coś nowego. Na przykład taka Enya. Jak dwa lata temu prawie, bo w listopadzie, dwudziestego, minie dwa, wydała album Dark Sky Island, to uwierzyć nie mogłam, a byłam tak szczęśliwa, niesamowicie przeszczęśliwa, że mogłam w tamtym okresie chyba góry przenosić. 😀
Strasznie też przeżywam, jak komuś z moich ulubionych artystów, bądź generalnie lubianych, coś się przydarzy. Śmierć Chestera Benningtona przeżyłam strasznie emocjonalnie i jeszcze tydzień po tym, jak się dowiedziałam o tym, że popełnił samobójstwo, nie mogłam się pozbierać. Naprawdę, strasznie mną to wstrząsnęło i jakoś nie umiałam sobie z tym poradzić, ale w końcu chyba zaakceptowałam fakt, że już go nigdy nie usłyszę i że już nigdy nie zaśpiewa. No, ale dość o rzeczach smutnych, bo miało być o rzeczach, które mnie uszczęśliwiają, ale jakoś tak zeszło na tych wokalistów i w ogóle na muzykę ogólnie, no to o tym napisałam. 🙂
Kolejna rzecz, to (oczywiście, jakbym mogła o tym nie napisać) pisanie, tworzenie, jak zwał, tak zwał. Wszystko. Zależy to głównie od dnia, nastroju, pomysłu, weny i tak dalej, ale generalnie pisuję wszystko to, co potrafię i uważam, że jakoś tam mogę. 🙂 Opowiadania, wiersze, kiedyś pisałam piosenki, nawet napisałam jeden, jedyny w życiu psalm responsoryjny – o, kolejne słowo, którego Nie zna Word (chyba tak się nazywają te psalmy, co się na Mszach śpiewa), książki, właściwie powieści, krótsze lub dłuższe. No wszystko. I wiem, że nie raz jest tak, że mam jakieś projekty, których zwyczajnie nie kończę, z różnych przyczyn, ale z reguły staram się tego unikać, gdyż wychodzę z założenia, że jak coś piszę, to nie po to, żeby to porzucić. Wiem, pewnie zaraz ktoś napisze, że na przykład takiego fanficka o Lily Evans porzuciłam. Nieprawda, ja tego nie zrobiłam, po prostu na razie brak mi pomysłów na niego, a uwierzcie, też strasznie żałuję, bo Lily Evans to jedna z moich ulubionych postaci z Harry'ego, mimo że pojawia się tak rzadko i to tylko albo jako widmo, albo we wspomnieniach poszczególnych bohaterów, albo jeszcze inaczej. Może też dlatego tak strasznie ją lubię, że można sobie pofantazjować trochę, opierając się oczywiście na tym, co już wiadomo z książek.
Poza tym, tak do pisania wracając, bardzo lubię pisać listy. Może niekoniecznie mnie one uszczęśliwiają, ale dają mi dużą satysfakcję i na pewno przynoszą ulgę. Bo, widzicie, listy, przynajmniej elektronicznie, piszę tylko i wyłącznie wtedy, gdy:
A. Jestem z kimś pokłócona i chcę przelać wszelkie emocje, które mam z tą osobą związane, wtedy właśnie wyrażam to w listach do tej osoby, wiedząc, że ona i tak tego nie przeczyta, a nawet jeśli tak, to w długiej, bardzo długiej i odległej przyszłości;
B. Kiedy nazbiera się tyle faktów z mojego życia, które chcę komuś opowiedzieć, a inaczej nie umiem, jak właśnie w formie jako takiego listu.
Tak a pro po listów, pisałam też listy w trudnym okresie swojego życia, do osoby, na której mi ogromnie zależało. I naprawdę, pisałam każdego dnia. Może mnie to nie uszczęśliwiało, nie, na pewno mnie to nie uszczęśliwiało, ale przynosiło mi pewnego rodzaju ulgę, bo tak naprawdę, tylko w trakcie tego pisania mogłam wylać wszelkie emocje, które mi wtedy towarzyszyły.
Jestem też strasznie szczęśliwa, gdy uskuteczniam korespondencję papierową. Naprawdę. Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach, wiecie, w dobie internetu, wszelkich laptopów, tabletów, smard fonów i tak dalej, ta umiejętność zanika. Pewnie i tak, ale ja na przykład uwielbiam dostawać listy. Uwielbiam wyciągać ze skrzynki kopertę, rozrywać ją i wyciągać zapisane brajlem kartki. Uwielbiam też odpowiadać na ową korespondencję, czekać na odpowiedzi, niecierpliwić się, oczekując i uwielbiam, wręcz kocham tą ciekawość, gdy zastanawiam się, co będzie w treści danego listu, kiedy go w końcu otworzę i zacznę czytać. Możecie mi wierzyć lub nie, ale to jest strasznie, strasznie emocjonujące. Zresztą z paczkami mam podobnie, ale z listami to dużo bardziej się ujawnia. 😀
Poza listami, to oczywiście wszelkie dzienniki, pamiętniki. Teraz nie, bo w zasadzie nie mam, o czym pisać, ale w latach szkolnych, podstawówka, gimnazjum, liceum i policealna, pisałam takie dzienniki. Z reguły tyczyły się one ogólnie faktów z mojego życia, ale pod tym wszystkim jednak były jakieś takie główne osoby, o których w tych moich dziennikach się pisało i zazwyczaj, gdy je pisałam, to z myślą o konkretnych osobach, chyba dlatego, że tak mi było łatwiej. Ale to też mnie strasznie uszczęśliwiało, mimo że nie rzadko pisałam tam o rzeczach bardzo, bardzo nieprzyjemnych. Ale bardzo miło jest po latach wracać do tych zapisków i uśmiechać się przy czytaniu niektórych fragmentów. Naprawdę, to jest strasznie przyjemne. Bardzo z tego tytułu lubiłam bloga na Klango, mimo że (w pół procencie trafiło się kilka komentarzy, do dziś nie wiem, przez kogo zainicjowanych), które trochę mnie demotywowały, chociaż wtedy bardziej się wkurzałam. Ale uwielbiałam dzielić się z ludźmi tym, co się u mnie dzieje, w sumie od zawsze byłam człowiekiem otwartym i komunikatywnym.
Co do opowiadań i powieści, to piszę chyba wszystko to, o czym mam pomysł lub wenę, żeby pisać. I choć nie uważam się za super świetną pisarkę, bo robię jakieś drobne błędy, jak chyba zresztą każdy, to mimo wszystko strasznie mnie to satysfakcjonuje. A jestem szczęśliwsza jeszcze bardziej, gdy wiem, że innym moje jakieś dzieło się podoba i naprawdę widać, że tak jest, że nie mówią, że im się podoba, a tak naprawdę uważają to coś za tandetę, ale że naprawdę, z czystym sumieniem, mogą takie osoby przyznać, że tak, podoba im się i chcą, na przykład, żebym kontynuowała ów tekst dalej, jeśli nie jest skończony. Ale, co może część osób wie, a część nie, w wielu moich tekstach jest jakaś cząstka mnie. Mała, bo mała, ale w każdym opowiadaniu zawsze. Jakoś nie potrafię pisać o kimś lub o czymś, nie opierając się na tym, co się wydarzyło w moim życiu lub w życiu kogoś u ludzi z mojego otoczenia. Uwielbiam pisać też o czymś, co chciałabym, żeby się kiedyś wydarzyło, widać to szczególnie w kryzysach różnego typu. Przykładowo: chcę się z kimś strasznie, naprawdę bardzo mocno zobaczyć, ale wiem, że nie mogę, więc, żeby sobie ulżyć, piszę jakieś krótkie bądź dłuższe opowiadanie. I to też mnie uszczęśliwia, naprawdę. Jeśli mam tylko ciszę i spokój i jeżeli mogę się skupić na tym, co kocham, to naprawdę, czuję się bardzo szczęśliwa, gdy mogę pisać, a wena i pomysły mi się nie kończą. Wtedy mogę pisać, pisać i pisać do woli. A broń Boże, niech mi ktoś tylko przeszkodzi, to mam ochotę go wtedy udusić. 😀
Spotkania z przyjaciółmi, w ogóle z ludźmi. Uwielbiam się spotykać z ludźmi, w ogóle poznawać nowych ludzi i strasznie jestem szczęśliwa, gdy mam ku temu takową okazję. Akurat dzisiaj, tak się złożyło, że zadzwoniła do mnie dziewczyna, która przeprowadzała wywiad na temat echolokacji, a rozmawiało nam się tak fajnie, luźno i w ogóle sympatycznie, że nawzajem zapisałyśmy sobie nasze numery telefonów i stwierdziłyśmy, że jak się uda, to spotkamy się może w niedalekiej przyszłości na jakiejś herbatce, żeby się jakoś bliżej poznać. 🙂 to się nazywa zawierać nowe znajomości. 🙂 Ale też uwielbiam się spotykać z przyjaciółmi, a z kolei nienawidzę, wręcz nie znoszę rutyny. Spotkania z przyjaciółmi zawsze mnie uszczęśliwiały i uszczęśliwiają, zawsze po takich meetingach jestem jakby nowonarodzona i mam energię na kolejny, piekielnie nudny tydzień, żeby jakoś go przetrwać. 🙂
Tym akcentem chyba kończę to moje skrobanie, bo normalnie wpis godny z serii moich krótszych opowiadań, a to chyba zły objaw. 😀
Trzymajcie się wszyscy, pozdrawiam Was bardzo, bardzo serdecznie, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. 🙂
A. J.

Uwaga! Aktualizacja. Wczoraj wieczorem, leżąc już i prawie zasypiając, uświadomiłam sobie, że nie napisałam tu o dwóch rzeczach, więc przydałoby sięzrobić aktualizację tego mojego referatu. 🙂
Książki. Nie wiem, jak mogłam nie napisać o książkach. Kocham czytać, w ogóle strasznie jestem szczęśliwa, jak mogę przeczytać cokolwiek, nawet jeśli to jest jakiś artykuł z jakiejś gazety. Wczoraj na przykład właśnie, czytałam artykuły z "Teraz Rock", które naprawdę mnie interesowały. Niewiele ich było, bo chyba trzy, ale jednak coś poczytałam. Uwielbiam też wracać do książek, które przeczytałam już kiedyś. Strasznie świetnie się przy tym bawię, bo po pierwsze śmieję się
ze scen, które są zabawne, chyba nieodmiennie, a po drugie, odkrywam bohaterów, ich wizerunek, psychologię na pewno. W ogóle strasznie jestem szczęśliwa, gdy czytam jakaś książkę i odkrywam psychikę bohatera, a raczej staram się to robić, bo nie potrafię chyba wyciągać aż takich wniosków, jak Dawid czy Kuba. Ci to urodzeni psycholodzy. 😀 Ale i tak lubięten moment. No i oczywiście strasznie jestem szczęśliwa, gdy czytam coś nowego, interesującego, co może mi dać i trochę rozrywki i czegoś mnie nauczyć. Właśnie, a pro po książek, muszę skończyć "Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął". 😀 Ej, poważnie jest taka książka, zresztą
strasznie przesycona humorem, wręcz komediowa. jak nie czytaliście, polecam, chociaż sama jej nie skończyłam jeszcze. 😀 Czytanie też mi pomaga się odstresować, wiecie, zapomnieć o problemach. Bo jednak to jest to, co napisałam w którymś z wpisów o aspekcie piękności życia, że czytanie książek to jeden z tych aspektów. Trudno się z tym nie zgodzić. Mnie to nie dość, że odstresowuje (o, teraz by chyba Word się ze mną
nie kłócił, że nie zna tego słowa, bo tak się chyba poprawnie to pisze. :D), ale też jak wciągnę się w historię jakiegoś bohatera, to nie mogę się oderwać od akcji, bo jestem ciekawa, co będzie dalej. A potem się
człowiek dziwi i narzeka, że niewyspany. 😀
Rysowanie. To kolejna rzecz, która mnie uszczęśliwia. Powiecie, że jestem nienormalna? Ale rysowanie naprawdę mnie nie dość, że uszczęśliwia, to jeszcze odpręża. Kocham rysować i żałuję, że teraz nie mam ku temu sposobności. A mnie naprawdę niewiele trzeba do szczęścia, ttylko kartki, jakaś, nie wiem, rysownica, do tego kredki, najlepiej świecowe, chociaż wiem, że się po nich ręce brudzą i do dzieła. Domki, kwiatki, słoneczka i inne wytwory wyobraźni naprawdę mogę rysować, kolorować. W sumie pokochałam to dzięki mojej pani od plastyki z Owińsk, do której popołudniami chodziłam na kółko plastyczne i potrafiłam wpadać w taki rysunkowy stan, że jak już przychodziło do tego, żeby kończyć, to wcale nie miałam ochoty. Trzeba by było do tego wrócić. W sumie, będę bardzo szczęśliwa, jeśli mi się to uda kiedyś. 🙂 Naprawdę.
No i na koniec, już teraz chyba naprawdę, to… jak nazwać tę rzecz? Dźwiękowość? Nie mam odpowiedniego słowa. W każdym razie uwielbiam łączyć dźwięki z tekstem. Nie wiem, nakładać muzykę na tekst, który czytam lub ktoś czyta, dodawać do tego inne dźwięki i bawić się takimi różnymi dziwnymi rzeczami. Jak mam wenę, to też, żeby się uszczęśliwić, bawię się czymś takim. I wiecie, jaka przy tym jest frajda, a potem satysfakcja? Ktoś powie, że żmudna robota, zwłaszcza, gdy tekstu jest dużo. No może i tak, ale naprawdę, świetne to jest, gdy człowiek przy tym się zastanawia, co nałożyć na tekst i jak to zrobić, żeby nie tylko mnie się podobało, ale innym też. 🙂
Teraz chyba na serio tyle, z rzeczy, które mnie uszczęśliwiają. Mam nadzieję, że już mi się nic nie przypomni. 😀

Kategorie
Awatary

The Kelly Family – Mama

Witajcie.
To tak chyba adekwatnie do mojego poprzedniego wpisu, a raczej do jego częściowej tematyki.
Chciałam Wam napisać, w jaki sposób powstała ta piosenka, ale nie pamiętam. Napisał ją chyba właśnie Paddy
Kelly, ten, który to śpiewa i którego uwielbiam za głos na równi chyba z Angelo. 😀 A piosenka powstała,
tego akurat jestem pewna, po śmierci jego mamy, gdy miał pięć lat, ale nie wiem ile lat miał, gdy napisał
tę piosenkę, jeśli tak w istocie jest, bo naprawdę tego nie pamiętam.
Życzę Wam miłego odsłuchu.
A. J.

Zmodyfikowany

Kategorie
Co tam u mnie

Dzisiaj dzień szczególny, więc trzeba by coś napisać

Witajcie!
Dzisiaj dzień blogów, dlatego piszę. Ale w sumie nie tylko dlatego.
Spytacie, co u mnie? W zasadzie nic, poza tym, że… dowiedziałam się niedawno, że moja mama idzie do
szpitala. Niby nic poważnego, ale sam fakt… Będę się strasznie stresować. No ale mam nadzieję, że wszystko
będzie dobrze.
Poza tym? Poza tym chyba nic. Miałam dzisiaj coś konstruktywnego robić, ale przez to wszystko, to jakoś
tak mi się odechciało.
No i to chyba tyle. Strasznie krótki ten wpis, ale nie mam siły na dłuższe. Ale nie, muszę Wam napisać
moją myśl przewodnią. Aspekt życia, piękny aspekt życia, to taki, że czytasz ksiażkę, a po jej przeczytaniu
możesz się wziąć za następną. 🙂
Może nie do końca jasno to napisałam, ale wiadomo, o co chodzi.
Tym akcentem mówię wszystkim pa pa.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie

Czuję się jak zombie

Witajcie wszyscy!
Nie, nie czuję się jak śnięta rybka. 😀 Dalej nie wiem, jak czuje się śnięta rybka. 😀 Czuję się natomiast,
jak przysłowiowe zombie. Bo jednak niespanie do godziny 04:00 rano od godziny 01:00 w nocy chyba do
czegoś takiego zobowiązuje, prawda?
W sumie, chciałam napisać o czymś jeszcze, ale w tym momencie nie pamiętam, o czym. Chyba takie rzeczy
niewyspanie robi z człowiekiem, że się nie pamięta, choć się pamiętało wcześniej. Nie, niewyspanie na
pewno robi inną rzecz. Opowiadam Wam to teraz z autopsji.
Byłam w mojej drugiej tyflo. Nie pamiętam, jaki to był miesiąc, chyba paździenik czy coś, nie wiem, mogłabym
to sprawdzić, ale nie mam moich zapisków pod ręką. W każdym razie, na pewno była to środa. Ze wtorku
na środę pociąg ode mnie do Warszawy miałam chyba o dwunastej, więc się spać nie położyłam, a i w sammym
pociągu jakoś zasnąć nie mogłam, podczas gdy moja mamusia, jak zwykle, spała smacznie, chrapiąc przy
tym niemiłosiernie. Ja nie wiem, jak ona to robi, że tak śpi we wszelkich pociągach. No w każdym razie,
w Laskach pojawiłyśmy się chyba po siódmej, więc zdążyłam coś zjeść, napić się i do szkoły, bo w internacie
i tak zostać nie mogłam. OK, etap pierwszy za sobą, bo jakoś do pierwszego budynku, w którym miałam lekcję,
dotarłam. Oczywiście bez pomocy się nie obeszło, bo przy takim wyczerpaniu ja naprawdę logicznie nie
byłam w stanie myśleć. Etap drugi, już gorzej.
O. sprawdziłam, kiedy to było. Październik, dokładnie siódmy. No więc wychodzę sobie z tego jednego budynku,
w którym miałam lekcję, idę do Jabłonek, (dla tych, co nie wiedzą – Jabłonki to szkoła, ona się tak nazywa).
Nie nie, to nie są drzewa, na których rosną jabłka. 😀 Znaczy są, ale nie bawmy się w takie banały, bo
tak może robić tylko jedna osoba. 😀 No więc wychodzę z tego budynku, idę sobie, ale nie zauważyłam zakrętu,
w który powinnam wejść. Wracam się więc, po zorientowaniu się, że zbłądziłam, ale dotarłam do jakiejś
kosiarki, więc znowu wróciłam gdzieś, nie wiedziałam za bardzo gdzie i stanęłam w jednym miejscu. Ale
w panikę nie wpadłam. Akurat miałam jedną, jedyną złotówkę na koncie, czy dziewięćdziesiąt ileś groszy,
nie pamiętam, w każdym razie zadzwoniłam do kolegi z klasy,
na marginesie też Dawida. Mówię, że się zgubiłam, a on takie: "A to gdzie Ty jesteś?". I w rezultacie
wyszło tak, że pani, z którą akurat mieliśmy lekcje mnie zgarnęła i odcholowała. W ogóle, z jaką radością,
coś tam poleciał tekst: "Słoneczko nasze biedne". 😀 Jak jej wszystko opowiedziałam, to
pozwoliła mi napisać sprawdzian z wiersza poleceń następnego dnia. Błogosławiłam ją za to wtedy. 😀 Dodam,
że, oczywiście, nie mogło być inaczej, zdałam go na piątkę. 😀 No co, proste było. 😀
Także takie to rzeczy dzieją się, gdy człowiek nie śpi całą noc lub śpi zaledwie dwie godziny. 🙂
Tym akcentem kończę to moje skrobanie. I módlcie się, abym przetrwała do końca dnia. 🙂
Pozdrawiam.
A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Marta – Film

Kategorie
Znalezione, podesłane

Marta – Zapowiedź

Witajcie!
Tak jak pisałam w nocy, podzielę się z Wami owym filmem, a że trochę się go naszukałam na laptopie, to
oczywiście dopiero w tym momencie to robię. 🙂
Za tem życzę wszystkim miłego odsłuchu.
P.S. Nie ma audiodeskrypcji, musicie to jakoś przeżyć. 🙂
Pozdrówki.
A. J.

Kategorie
Przemyślenia

Nocne narzekania

Witajcie!
Nie, nie. O tej porze tu jeszcze nie pisałam, prawda? Czas zatem to zmienić.
Na początek kilka spostrzeżeń. 🙂
Po pierwsze: na Androidzie jak wejdę na stronę Eltena, to dopóki nie wejdę w blogi, jest ok. Jeśli jednak ten stan rzeczy się zmieni, zaczynają się kłopoty. Nie żartuję. Na iOS dużo lepiej i szybciej ta strona chodzi. Aż ją sobie dodałam do ekranu początkowego.
Po drugie: Dawidzie, Dawidzie, Dawidzie, jeśli zamierzasz się bawić eltenem web, spraw, by opcja Dodaj nowy wpis była przed wszystkimi wpisami, bo przewijać strony do pól tekstowych, to chyba na dłuższą metę słaby pomysł. 🙂
To tyle, jeśli idzie o moje spostrzeżenia. Czas na… nie wiem co. Zwierzenia? Nie wiem, w sumie, jak to nazwać. Raczej będzie to chyba luźne pisanie. A zatem.
Spać nie mogę. Nie wiem, dlaczego. Obudziłam się jakoś po pierwszej i tyle z mojego spania, przynajmniej jak na razie. Będę rano, niczym śnięta rybka, choć nie wiem, jak się zachowuje śnięta ryba. 😀
No dobra, częściowo wiem, dlaczego nie mogę spać. Natalia udostępniła mi na yt film pod tytułem "Marta". Jest to film, który był chyba realizowany w Owińskach, z okazji jakiegoś tam projektu, nie pamiętam jakiego. Opowiada w każdym razie o dziewczynie, właśnie Marcie, która nagle, z powodu jaskry, traci wzrok i jedyną dla niej nadzieją na jego odzyskanie jest kosztowna operacja. Film trwa zaledwie piętnaście minut, ale mimo to widać w nim głęboką psychologię. Żebyście mogli zrozumieć, co dokładnie mam na myśli, jutro udostępnię go jako media. Naprawdę, jestem ciekawa Waszych opinii. On mnie porusza o tyle, że wiele osób, które tracą wzrok nagle, zostaje może nie do końca samotnych, ale otacza je dużo mniejsze grono przyjaciół, znajomych, jakby to, że ktoś nie widzi było albo jakąś chorobą, którą można się zarazić, albo, co gorsza, tej konkretnej osoby winą. Naprawdę, smutne to takie.
No nic, kończę to moje skrobanie, może uda mi się jeszcze zasnąć, żeby jakoś przetrwać od szóstej do tej trzynastej. Oczywiście o jedenastej przerwa, a więc i drzemka, więc jakoś to będzie.
Pozdrawiam Was serdecznie.
A. J.

Kategorie
Awatary

Celtic Woman – An Angel

Witajcie!
Nie, nie, nie, to nie jest żart. 😀
Dziewczyny to scoverowały, uważam, że ładnie, poza tym mam z tym coverem dużo wspomnień, a właściwie
jedno. Ale ja nie dlatego to wrzucam. 😀
Ciekawi mnie, kiedy w końcu Dawid mnie zabije. 😀 Prześladuje go ta piosenka dziś od samego rana, ale
w jaki sposób, to może niech on sam opisze. 😀 😀 😀
A tymczasem ja Was pozdrawiam i zostawiam Was właśnie z An Angel. 🙂
A. J.
P.S. Dawid, spokojnie, to jest chyba ostatni wynalazek, jaki mam tej piosenki. A, nie, wybacz, mam jeszcze
jeden. 😀 😀 😀
Może chcesz usłyszeć? 😀

Kategorie
Co tam u mnie

Mój komputer powinien zostać wyrzucony przez okno

Witajcie!
Spytacie pewnie, skąd ten wniosek?
Już tłumaczę.
Zacznijmy od tego, że mój system zatrzymał się na wersji Windows 10.240 i jakieś tam jeszcze cyferki
na końcu. Dodam, że mam dziesiątkę i za żadne skarby nie mogę go zaktualizować. Muszę kiedyś usiąść i
nad nim popracować, ale to chyba w lepszych czasach, bo na dzień dzisiejszy mam dość zabawy z komputerem.
Po drugie. Nie wiem, co się stało, ale dzisiaj rano, gdzieś w okolicach godziny 07:30 lub 8:00 mój komputer
postanowi, że, uwaga uwaga, wyloguje mnie ze skype'a. Wszystko fajnie, wylogował, super. Ale żeby już
zalogować, to już nie. Wszelkie sposoby były robione, Dawid siedział nad samym skype'em chyba z półtorej
godziny i nic. Wszelkie jego sposoby zawiodły. A jeżeli Dawidowe sposoby zawiodły, to coś naprawdę z
tym moim przeklętym komputerem jest nie tak.
Po trzecie. Dzisiaj w pracy kolega podsunął mi, żebym zaktualizowała sterowniki w komputerze, bo może
to mi przywróci moje aktualizacje systemu. Wow, super! Zaktualizowałam. Ale oczywiście co? Utraciłam
przy tym kartę dźwiękową. I gdyby nie Dawid i NVDA Remote, nie wiem, czy coś sensownego by z tego było.
😀 Bo jak my z Grześkiem usiłowaliśmy zrobić plik Exe z pomocą zdalną, to owszem, zrobiliśmy, ale moja
pomoc zdalna, uwaga, uruchomiła się, uwaga, po portugalsku. 😀 Dopiero potem nas Dawid uświadomił, że
ona się tak uruchamia domyślnie. 😀
Także ja na dzień dzisiejszy naprawdę, mam dość walki z komputerem. Powinnam się zająć teraz czymś bardziej
konkretnym niż walką z komputerem, ale nie mam czym, więc nie zajmę się chyba niczym. 😀
Tym akcentem kończę to moje skrobanie. Dziękuję z tego miejsca Dawidowi za pomoc, który zawsze pomoże,
jeśli tylko ma czas. Bez niego świat byłby naprwdę nudny. Nawet pokazałabym Wam, dlaczego, ale nistety,
zapomniałam zapisa tekstu, który napisał w chwili, gdy czekaliśmy na próbę pobrania aktualizacji systemu.
Ale tekst był cudny, aż się popłakałam.
Pozdrawiam Was zatem serdecznie.

P.S. Pamiętajcie, że maszyna brajlowska to jest zabawka do robienia kropek na kartce. 😀 😀 😀
A apropo maszyny brajlowskiej, jutro chyba przyjdzie, bo mama mi wysłała wczoraj mojego perkinsa. Niekiedy
może się przydać. No, pod warunkiem, że go nie wyrzucę przez okno przy pisaniu, bo oczywiście ta maszyna
ma swoje lata i robi niesamowite psikusy, co potrafi mnie doprowadzić do szewskiej pasji. Także módlcie
się, żebym nie zwariowała albo, co jest bardziej prawdopodobne, znalazła kogoś, kto mi ją ładnie naprawi,
nawet odpłatnie. Ja już się na wszystko zgodzę, tylko niech ona normalnie działa.
Tym akcentem na serio kończę, bo naprawdę się rozpisałam.
Do następnego.
A. J.

Kategorie
Awatary

Przyjaciela mam

Witajcie!
Wiem, że miałam spać iść. Już dawno miałam to zrobić, ale jakoś nie mogę się zebrać. Właśnie coś mnie
na wspomnienia wzięło, stąd mój awatr taki, a nie inny. Mam z tą pieśnią bardzo dużo, dużo wspomnień,
a pierwszy raz poznałam ją, mając jedenaście lat. I od tamtego czasu jest dla mnie… bardzo, bardzo ważna.
Niestety, nie wiem, kto to wykonuje, a Shazam też nie jest mi w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Jednak
jest to jedna z dwóch ulubionych wersji, bo po niej jest wersja zespołu Sola Gratia, którą się może z
Wami kiedyś podzielę.
A teraz na serio dobranoc i… tak strasznie chciałabym na nowo odkryć sens tej piosenki, tak jak miało
to miejsce kiedyś…
Przygnębiona.
A. J.

EltenLink