Kategorie
Świątecznie

Zbawienie przyszło przez Krzyż, czyli jeszcze raz wesołych świąt. :)

Kategorie
Świątecznie

Życzenia Wielkanocne

Witajcie.
Przychodzę do Was z życzeniami. Są to moje autorskie życzenia. 🙂 Nie chwaląc się, oczywiście. 🙂 Mam nadzieję, że się Wam spodobają. 🙂

Na te święta szczerze, z serca życzę wszystkim:
By zajączek wdzięcznie skakał, gnając z prezentami,
By zmartwychwstały Chrystus zamieszkał między Wami,
By słowa pełne bólu, żalu i przykrości
Odeszły w dal, a serca Wasze były pełne wielkiej miłości.
A w Lany Poniedziałek niech wody nie zabraknie,
Oblewajcie się tak długo, aż zostanie tylko trochę, na dnie.
Wesołego Alleluja i Mokrego Dyngusa! 🙂

Kategorie
Co tam u mnie

O awansie słów kilka, czyli zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany

Witajcie.
Przychodzę do Was z nowinami na gorąco, myślę, że jest, czym się pochwalić. 🙂
Mój kolega z pracy, Krzysiek, której do tej pory był drugą ręką Mateusza, czyli naszego koordynatora, awansował na głównego koordynatora baz danych. 🙂 Naprawdę, strasznie się cieszę, bo to jest satysfakcjonujące, wiedzieć, że to, co się robi, nie robi się dla niczego. Jeśli rozumiecie, co mam na myśli. A i dla nas, pracowników, jest to bardzo miła informacja i pewnego rodzaju awans, bo staliśmy się odrębnym, samodzielnym projektem, w który sami wkładamy tyle pracy, ile to tylko możliwe. Tak naprawdę, gdyby nie Mateusz, który to wszystko rozruszał w dobrą stronę, nie wiem, co by teraz z nami było. 🙂
Zatem jeszcze raz gratuluję Krzysiowi i życzę mu do nas cierpliwości, a Mateuszowi dziękuję za ten rok, który był naprawdę bardzo, bardzo obfity. 🙂
Dodam jeszcze, że z racji, że dzisiaj weekend i zarazem święta, to pracujemy o godzinkę krócej. 🙂
Także na ten moment trzymajcie się i do następnego wpisu. 🙂
Pozdrówki.
A. J.

Kategorie
Powerplaye, czyli co mi chodzi po głowie i spokoju nie daje. :)

Ed Sheeran – Quiet Ballad Of Ed, z dedykacją dla Mai

Kategorie
Powerplaye, czyli co mi chodzi po głowie i spokoju nie daje. :)

Sola Gratia – Ukryj mnie, czyli refleksyjnie

Kategorie
Powerplaye, czyli co mi chodzi po głowie i spokoju nie daje. :)

Figli del divino amore – Amazing Grace, czyli moje przedchwilne odkrycie. <3

Kategorie
Powerplaye, czyli co mi chodzi po głowie i spokoju nie daje. :)

Jan Kaczmarek (Kabaret Elita) – Do serca przytul psa. A nie mówiłam, że będę sobie nucić?

Kategorie
Szczęśliwe wspomnienia

„Aaa, i poproszę jeszcze McFlurra”, czyli o pobycie w Poznaniu

Witajcie.
Przyszła pora na to, by weekend opisać.
Zrobiłabym to wczoraj, po powrocie, ale podróż mnie tak wymęczyła, bo w pociągu było mnóstwo ludzi, serio, narodu tyle, jakby ze świąt wracali, choć święta dopiero za tydzień. Było tak jak wracałam od Moni z Białogardu, że ludzie na korytarzach stali, na walizkach siedzieli i w ogóle masakra. Więc było tłoczno, gorąco, na dodatek potwornie przez całą drogę, właśnie od tego gorąca, bolała mnie głowa, więc jak wróciłam do domu, to jedyne, o czym marzyłam, to o śnie. Bardzo szybko zresztą to marzenie spełniłam. 🙂 Spałam od 19:30, tak mniej więcej, do szóstej rano z minutami. Można, można. 😀 A poza tym, pociąg tym razem się opóźnił na trasie pół godziny, więc zamiast być w Warszawie przed siedemnastą trzydzieści, byłam o osiemnastej.
Zatem, po kolei.
Wyjazdy spontaniczne chyba lubię najbardziej. Myślę, że dlatego, iż na takich jest najfajniej i najzabawniej.
Tak było na tym wyjeździe.
W piątek pojechałam do Poznania. Byłam przed piętnastą chwilę, bo oczywiście miałam być za piętnaście, ale jak się jeździ naszą polską koleją, to nie można się spodziewać, że będzie punktualnie. Poszliśmy z Konradem do jego akademika, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, w końcu uznaliśmy, że trzeba coś zjeść, więc najpierw poszliśmy faktycznie coś wrzucić na ruszt, po czym udaliśmy się na zakupy, które były zresztą bardzo udane. Po zakupach wróciliśmy do Akademika, nagadaliśmy się, naśmialiśmy, to, co się nagadaliśmy i naśmialiśmy, to nasze.
Przedwczoraj z kolei dołączyła do nas Natalia, po dwunastej. Ale zanim Natalia, to najpierw TopCase, iSpot i Saturn. W Topcase'ie kupiłam sobie etui do mojego iPhona, bo to moje poprzednie, które miałam było dość… Jakby to delikatnie ująć. Niezbyt praktyczne. W Saturnie kupiłam sobie małe słuchawki, natomiast w iSpocie, nie mogliśmy sobie z Konradem tego odpuścić, zrobiliśmy ogólny rekonesans i powiem Wam, że po raz pierwszy iPhone mnie… załamał, a właściwie jego obsługa. Nie wiedziałam, że iPhone'a X tak ciężko się będzie odblokowywać z Voice Overem. A dalej nie doszłam do tego, jak należy to właściwie zrobić. Zresztą, nie tylko odblokowywać, ale robić wszelkie rzeczy, które w starszych modelach robi się za pomocą przycisku Home. Nie no, to było coś, co mnie kompletnie zszokowało.
Z Natalią poszliśmy do Manekina. Manekin, jakby ktoś nie wiedział, już tłumaczę, to jest restauracja. A właściwie, precyzując, naleśnikarnia. Tania i dobra. Naprawdę dobra. Mój naleśnik z nutellą i bananem był cudowny, a wczoraj mój naleśnik z oreo był jeszcze lepszy. No i do tego ta cudowna lemoniada. Coś smacznego, w tym przypadku, tak to ujmę. <3 Ale co do wczoraj, to za chwilkę.
Więc zjedliśmy obiad, po czym stwierdziliśmy, że w zasadzie, to mamy ochotę jeszcze na Shake'a. No więc poszliśmy do KFC. I oto płęta całej soboty. Natalia mówi, że poprosi trzy Shake'y, Boże, nie wiem, jak to odmienić. 😀 W każdym razie mówi, że chce właśnie je, a po chwili, z takim spokojem, niewiele myśląc, wręcz z taką pewnością w głosie: "Aa, i poproszę jeszcze McFlurra". No zabiło nas to. Zabiło niesamowicie. Tak się śmialiśmy, ja, ona i Konrad, że to coś pięknego. Pani z okienka się tak na nią spojrzała, uśmiechnęła i powiedziała, że McFlurry to nie tutaj, a w Macu. I że jeśli nie chce Maca, to przy wyjściu też są lody. No i oczywiście oni zjedli te lody, ale ja już byłam tak zapełniona, że choć chciałam, to stwierdziłam, że nie chcę. 😀 Po shake'u poszliśmy jeszcze do sklepu, a potem wróciliśmy do Akademika, pogadaliśmy, posłuchaliśmy muzyki… W ogóle muzyka w ten weekend była częścią naszego życia. Mieliśmy, właściwie Konrad z Natalią mieli grać w jakąś dziwną grę karcianą, ale się pewna rzecz wydarzyła i wszystkim to umknęło, a szkoda, bo mogłoby być całkiem zabawnie. 😀 Jak poszliśmy Natalię odprowadzić i wróciliśmy, to znowu sobie z Konradem pogadaliśmy, a wieczorem moja Marta, moje Słoneczko kochane napisało, potwierdziło, że jednak będzie się mogło ze mną spotkać. Tak się ucieszyłam, że nie macie pojęcia. Z przejęcia nie mogłam zasnąć, a jak już zasnęłam, to obudziłam się o 04:46 i tyle było z mojego spania. Nie mogłam zasnąć, choć bardzo chciałam. Wiecie, to takie niesamowite, gdy widzi się kogoś, kogo nie widziało się przez strasznie długi czas. Jak ją zobaczyłam, jak się przytuliłyśmy… Coś pięknego. Nie miałam ani ochoty, ani serca jej puścić. Ale przecież w końcu musiałam, bo nie można było tak stać w jednym miejscu. Poszłyśmy do Manekina. Przez piętnaście minut się zastanawiałyśmy, a właściwie Marta się zastanawiała dłużej, co by tu zjeść. Tak siedzimy, siedzimy, a Marta nagle takie: "Poproszę barszcz". 😀 Nieważne, że barszczu tam nie mają, ale ona naprawdę nie wiedziała, co ma zjeść. 😀 Porozmawiałam z nią, wysłuchała, doradziła, przytuliła… Boże, to naprawdę coś pięknego. Jak mnie odprowadziła do pociągu, zrobiła krzyżyk na czole, co robi zawsze, gdy się żegnamy, pożegnała się ze mną i poszła, to pomyślałam sobie, że tęsknię za okresem, gdy miałam te jedenaście, dwanaście czy trzynaście lat. Pamiętam jeszcze czasy, jak bardzo często potrafiłam się do niej przytulać tak po prostu. Z potrzeby serca. I zostało mi to nadal. Żałowałam, że nie ma jej obok. Że nie mogę się tak przytulić i tak siedzieć, trwać w milczeniu. Bo naprawdę, w takiej chwili słowa nie są potrzebne. Najważniejsza jest obecność tej drugiej osoby, osoby, która jest przy Tobie, niezależnie od wszystkiego. Odkąd się poznałyśmy i naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy, tak wiecie, głęboko, była i nadal zresztą jest dla mnie jak siostra. Siostra, której zawsze mi brakowało, z racji, że z moją siostrą nie mam żadnego kontaktu praktycznie. Zdarzają się wyjątki, znaczy, że napisze, ale nigdy po to, by zapytać, co u mnie, jak się czuję. Smutne, ale prawdziwe. Natomiast, wracając do mojego Słoneczka, to naprawdę, to takie niesamowite. Naprawdę, bardzo jestem szczęśliwa, to spotkanie z nią dało mi jakiegoś takiego… Nie wiem, powera. Czuję się, jakbym narodziła się na nowo.
Najbardziej się śmiałam, bo Marta mówi, że naleśnik ją zabił, w sensie, był taki duży, że umarła, a ja tak: "Umarłaś? Czyli mam do czynienia z duchem. To miłe. Cześć, Duchu". Ona zaczęła udawać ducha, ale naprawdę udawała ducha, takiego prawdziwego, ja się zaczęłam tak strasznie śmiać, że o mało się nie zakrztusiłam własnym naleśnikiem, ale co tam. To nieważne, ważne, że było śmiesznie. Ej, no bo wyobraźcie sobie, siedzą dwie dziewczyny przy stoliku. Jedna mówi, że ta druga umarła, ta druga na dowód tego, że umarła, udaje ducha. No cudne. 😀
Podsumowując, ten weekend uważam za bardzo, bardzo udany. 🙂 Potrzebowałam tego. Naprawdę, potrzebowałam się zresetować, bo dzisiaj aż do pracy wróciłam z takim pozytywnym nastawieniem, czego w ostatnich dniach, tygodniach nie było.
Dziękuję zatem wszystkim. Konradowi za to, że się odezwał, przygarnął na swoje piętnaście metrów kwadratowych, za to, że chciało mu się wysłuchiwać moje narzekania i za to, że pokazał mi tyle fajnych miejsc. Natalii za to, że do nas dołączyła i że zabiła nas swoim tekstem o McFlurru w KFC. Za piwko owocowe też Wam obojgu dziękuję. <3
A na koniec dziękuję Marcie. Słoneczko, dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas i że udało nam się spotkać. Dziękuję za to, że mnie przytuliłaś, za to, że wysłuchałaś moje narzekania, że doradziłaś. Za to, że udawałaś ducha, za to, że tak ładnie sobie śpiewałaś. Powiedziałam Ci, że masz śpiewać, to będę sobie nucić i w głowie odtwarzać Twój głos. Dziękuję za to, że pobłogosławiłaś, za to, że po prostu byłaś. I za to, że nadal jesteś i że zawsze mogę na Ciebie liczyć. <3
Na koniec dziękuję wszystkim za wszystko. Jesteście cudowni i niezastąpieni. <3
A Was, moi drodzy czytelnicy, pozdrawiam, życząc miłego dnia, albo, jak to śpiewa Jula w swojej piosence, dobrego dnia. 🙂
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie

Co tam u mnie?

Witajcie.
W zasadzie, to u mnie chyba nic nowego. Znaczy, pomijając oczywiście fakt, że u mnie w firmie szykują się wielkie zmiany, to nic nowego.
Zapytacie pewnie, o jakie zmiany chodzi? Na tyle, na ile jestem w stanie, już tłumaczę.
Stworzyli nowy system, który się nazywa Intranet. Nie wiem, czy dobrze napisałam nazwę, podejrzewam, że tak.
Całość ma polegać na tym, że wszyscy pracownicy, niezależnie od tego, w jakim uczestniczą projekcie, mają się do tego logować i będzie im się wyświetlało zadanie, które mają aktualnie przydzielone. Głównie chodzi o naliczanie czasu pracy, bo niektórzy to sobie z tym czasem igrają jak mogą. Wiecie, albo nie wykorzystują przerw, albo coś i to jest takie… No wiadomo. A przecież swój czas pracy wyrobić trzeba. No i druga kwestia, to zaczynanie pracy o konkretnej godzinie.
Wcześniej było tak, że można było zaczynać pracę od szóstej rano. Są hardcorowcy, którzy zaczynają pracę już o czwartej, a nawet przed, nie wiem za jakie grzechy, po o tej porze, z reguły, człowiek smacznie śpi i śpi sny słodkie bądź nie. W każdym razie, ci hardcorowcy właśnie tak zaczynali, dzięki czemu mogli wcześniej sobie kończyć. Ja też się zaliczałam do hardcorowców, tylko tych mniejszych, bo zaczynałam i, jak na razie, jeszcze zaczynam od szóstej. Ale to ma się niedługo zmienić i firma ma startować od siódmej, a co za tym idzie, wszyscy mają startować od siódmej. Dla mnie niby wielkiej różnicy nie ma, chociaż o trzynastej to już mi się mózg lasuje od tych wszystkich cyferek i cyfereczek, natomiast ci, którzy do tej pory zaczynali tak wcześnie… No, naprawdę im współczuję, bo załatwiać coś po czternastej, jak tego się na przykład załatwić po tej konkretnej godzinie nie da… No nie wiem. Zobaczymy w ogóle, jak ten cały system się będzie sprawdzał.
Mają bardzo rozległe plany, jeśli idzie o ten cały nowy system, a co z tego wyjdzie? Się okaże.
Poza tym spałam dzisiaj tak lewo, że bardziej chyba nie można. Nie dość, że zasnęłam o drugiej, to się budziłam równo co pół godziny, a ostatnim razem to co dwdazieścia minut. Naprawdę, nikomu nie polecam takiego spania, bo to nie było wcale nic fajnego.
Ale przynajmniej wymyślił mi się pomysł na nowy rozdział mojego FF i jak tylko będę w lepszej formie niż obecnie, to go napiszę. Ale przyznam się Wam, że nie wiem, skąd mi się to wzięło, naprawdę.
No nic, uciekam, bo pisałam ten wpis z przerwami, bo co chwilkę wrzucałam rekorda do bazy, no i tak. A teraz jestem na produktach antybakteryjnych i obecnie męczę ośrodki zdrowia w mazowieckim i tego jest tyle, że to jakaś masakra. Mam nadzieję, że do piątku się z tym uporam.
Trzymajcie się i do następnego wpisu. Może dzisiaj się z Wami podzielę pewną pioseneczką. Bo właśnie u mnie leci i przypomniały mi się stare dobre czasy, jak miałam fazę na ten zespół, taką, że żałowałam, że nie udało mi się nigdy być na ich koncercie.
Pozdrówki.
A. J.

P.S. Nowy system pól tekstowych sprawdza sięfantastycznie. <3

Kategorie
Powerplaye, czyli co mi chodzi po głowie i spokoju nie daje. :)

Girl On Fire – Losing Me Identity, z dedykacją dla Shell

EltenLink