Kategorie
Klangowe archiwum

Rozdział czwarty, pierwsza publikacja: 08.07.2011

Witajcie.
Tu się postarałam nieco bardziej. 🙂

Tymczasem w siedzibie Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców od kilku dni trwały poszukiwania. Jednak mimo wielu zaklęć, które miały posłużyć za pomoc w odnalezieniu Bellatrix i rozpaczliwych krzyków Czarnego Pana, nikt nie mógł jej znaleźć.
– Do jasnej cholery! – krzyknął któregoś dnia Voldemort po kolejnej nieudanej misji poszukiwawczej. – Kto ją porwał? Już tyle się namęczyłem, a tu ani śladu. Och, Bello, Bello, jak mogłaś mi to zrobić? Och, moja ukochana, wróć do mnie!
– Panie, czyżbyśmy o czymś nie wiedzieli? – spytał Lucjusz Malfoy, który, jak zawsze zresztą, był bardzo ciekawski.
Voldemort spojrzał na niego zimnym wzrokiem.
– Lucjuszu, czy ty zawsze musisz być taki ciekawski? – spytał chłodno.
– Nie, ja… Och, Panie, wybacz mi… – wyszeptał Lucjusz z obawą.
– Nie! – zawołał Jaksley. – Czekajcie chwilę. Panie, nie chcę być nieuprzejmy, ale czy…
– Chcesz spytać, czy skoro jesteśmy przyjaciółmi, to nie powinniśmy niczego przed sobą ukrywać? – przerwał mu chłodno Voldemort.
– O tak, Panie, o to chciałem spytać – odparł Jaksley.
Wszyscy śmierciożercy, którzy znajdowali się w pokoju, w tym Alecto i Narcyza, wstrzymali oddech.
– Masz rację, Jaksley – odparł po jakimś czasie Voldzio. – Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic.
– W takim razie może powiesz nam, co przed nami ukrywasz? – wypaliła Alecto, która zupełnie zapomniała jak powinna odnosić się do Voldka.
Nie spodobało się to naszemu Voldziowi. Wyciągnął różdżkę i skierował ją wprost na przerażoną Alecto.
– Jak śmiałaś tak na mnie powiedzieć! – wysyczał. – Jak śmiałaś! Crucio!
Alecto zwinęła się z bólu i zaczęła krzyczeć. Wszyscy przerażeni patrzyli to na Alecto, to na Voldemorta, w którego oczach widniały groźne błyski.
– Panie, zlituj się! – jęknęła Alecto. – O Panie, ja nie chciałam cię obrazić!
Voldemort tylko wzmocnił zaklęcie. W końcu Narcyza nie wytrzymała i odezwała się:
– Gdyby Bellatrix tu była, nie byłaby z tego zadowolona.
Voldemort spojrzał na nią groźnie, ale ta nawet się nie przelękła.
– Fakt, nie byłaby zachwycona słowami Alecto, ale w przeciwieństwie do ciebie, Panie, nie zareagowałaby tak ostro – kontynułowała. Ona ma jeszcze jakieś uczucia i potrafi wybaczać.
Po jej słowach zaległa cisza. Voldek patrzył na Narcyzę z miną niewróżącą nic dobrego. Był wściekły.
– Jak śmiałaś! – krzyknął. Ty… ty… Crucio!
Jednak Narcyza nawet nie pisnęła, tylko zręcznie zablokowała zaklęcie. To Voldemorta wkurzyło jeszcze bardziej.
– Ty… ty… – zaczął, ale był tak wściekły, że nie mógł nic powiedzieć.
Nikt się nie poruszył. Nikt, poza Narcyzą, która zdjęła zaklęcie z Alecto i pomogła jej wstać.
– Och, Cyziu, ja… ja dziękuję… – wyszeptała Alecto.
– Nie dziękuj – odparła Narcyza, po czym zwróciła się w stronę Czarnego Pana:
– No więc, Panie, wyznasz nam swój sekret?
Voldek nie odpowiedział. Nadal był zły.
– Panie, zadałam pytanie – upomniała się Narcyza, podczas gdy wszyscy patrzyli na nią z podziwem.
– Dobrze, powiem wam! – rzekł Voldek ze złością. – Jestem w Belli zakochany.
Po jego słowach zaległa głucha cisza. Nikt jej nie przerwał, bowiem wszyscy próbowali uwierzńć w to, co właśnie usłyszeli.
– Wydaje mi się w takim razie, że ty też masz, Panie, jakieś uczucia – oznajmiła Narcyza po upływie kilku minut. – No chyba, że… to nie jest prawdziwa miłość. Ale to już nie mnie oceniać. Tylko szkoda, że miłość nie idzie w parze z wybaczaniem innym.
Po tych słowach wstała i zanim ktoś zdążył powiedzieć cokolwiek lub ją powstrzymać, wyszła bez słowa z poważną miną i wielką satysfakcją. Właśnie zagięła swojego Pana. Pokazała mu, kim jest w rzeczywistości. Zrozumiała, że zabijając innych, w dodatku ludzi niewinnych, robi źle. Postanowiła to zmienić. Nie chciała nakłaniać do tego Lucjusza, ale Dracona postanowiła tak wychowywać.
“Niech się dzieje co chce – pomyślała. – Ale ja będę inna niż tamci w pokoju. Mam w nosie Voldka. Niech mnie nawet zabije, proszę bardzo, ale ja nie będę maszyną do zabijania. Umywam ręce od tego, oj tak!

Kategorie
Klangowe archiwum

Rozdział trzeci, pierwsza publikacja: 06.07.2011

Witajcie.
I znowu rozdział wydłużyłam, przez co jest dłuższy niż był w rzeczywistości. 🙂 Ale źle mi się pisze w tej formie, w jakiej jest ta historia. Gdybym miała na tyle motywacji i pomysłów, może bym jakoś to zmodyfikowała, ale trochę nie wiem jak, więc na razie niech będzie tak, jak jest. 🙂

Mijały dni. Harry i Ron siedzieli w Pokoju Wspólnym w Hogwarcie i grali w partyjkę szachów dla czarodziei, gdy nagle wpadła Hermiona z błyskiem w oczach, a w ręce trzymała “Proroka Codziennego”.
– Hej, Hermiono, co się stało? – spytał Ron.
– Słuchajcie… – odezwała się, siadając obok nich. – Nie wierzę w to, ja normalnie w to nie wierzę!
– Ale co się stało? – powtórzył Harry.
Hermiona bez słowa pokazała im gazetę, a oni pochylili się nad nią i przeczytali:
“Porwanie Bellatrix Lestrange – nareszcie spokój.”
– Co… co… co takiego? – wyksztusił Harry, gapiąc się na ten nagłówek jak zahipnotyzowany.
– No właśnie ja też nie mogę w to uwierzyć – odezwała się Hermiona. – Oni tam napisali, że ona została porwana jakieś kilka dni temu i pan Voldzio robi poszukiwania dogłębne.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
– Buhahahahaha, taak, jak Voldzio nie znajdzie swojej wielkiej miłości, to zginie – odezwał się Ron.
– Taaa, oczywiście – dodał Harry. – Pewnie krzyczy i woła: O Bello, wróć do mnie!
Wszyscy znowu zaczęli się śmiać. Hermiona odezwała się po jakimś czasie:
– Mam wielką nadzieję, że jej nie znajdzie.
– No cóż, ja też – odparli chłopacy jednocześnie.
– Ale swoją drogą ciekawe… kto ją porwał… – Hermiona zamyśliła się.
– No też się nad tym zastanawiam – odezwał się Harry. – Hm hm…
– Możemy to wałkować, a i tak do niczego nie dojdziemy – oznajmił Ron.
Nagle koło nich pojawiła się Ginny. Harry na jej widok rozpromienił się.
– Hej, słyszeliście o tym, co ja? – zapytała, ale gdy dostrzegła gazetę leżącą na stoliku, dodała:
– Widzę, że już wiecie. O kurde, ale numer! Ciekawe, kto ją porwał!
– Nie wiemy. My też się nad tym zastanawiamy – odezwała się Hermiona. – A w ogóle to ciekawe, czemu napisali o tym w “Proroku”?
– Cóż… może myślą, że to nas ucieszy – odparł Ron. – Choć mnie to by tam bardziej ucieszyło, gdyby Voldzio zginął.
– No nas też – odparli przyjaciele jednocześnie.
– Czy wy musicie ciągle grać w te szachy? – zapytała nagle Hermiona.
– O przepraszam cię, nie ciągle – oburzył się Ron.
– Tylko w ramach odstresowania – dodał Harry. – Nie wiesz, że szachy i quiddich to dwie najbardziej odstresowujące rzeczy na świecie?
– Nie wiem, bo w jednym, ani w drugim nie jestem dobra – zauważyła Hermiona ze spokojem.
– Ale masz za to talent w zupełnie innych dziedzinach. – Ron spojrzał na nią uważnie. – Powinnaś się z tego cieszyć. Nie wszyscy przecież muszą być dobrzy ze wszystkiego.
– Po raz pierwszy powiedziałeś coś mądrego – pochwaliła brata Ginny, co pozostali skwitowali atakiem śmiechu.
– Po raz pierwszy nie mam ochoty ci się odgryzać – odciął się Ron. – Dobry humor mi dziś dopisuje.
– Nie tylko tobie – stwierdziła Hermiona i wstała, by po chwili zniknąć na schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt.
– A ona gdzie znowu polazła? – zapytał Ron.
– Pewnie czytać jakąś fascynującą książkę – odparł Harry.

Kategorie
Klangowe archiwum

Rozdział drugi, pierwsza publikacja: 05.07.2011

Witajcie.
Jeszcze coś dopisałam, ale i tak rozdział jest bardzo krótki. Przyznam, że nie wiem, dlaczego wtedy pisałam tak krótkie rozdziały. Więc przepraszam za to. Miłej lektury.

Przenieśmy się do siedziby Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców. Mieli oni swoją siedzibę w Dworze Malfoyów i czuli się tam bardzo bezpiecznie. Nie przypuszczali, że jedna z ich śmierciożerczyń zostanie porwana. Lord Voldemort siedział w jednym z wielu pokoi i bawił się swoją różdżką, obracając ją w swoich długich palcach, gdy nagle do pokoju weszła, a raczej wbiegła przerażona Alecto.
– Panie, o Panie! – wołała, klękając przed nim na kolana. – Coś strasznego się stało!
– Co takiego znowu, Alecto? – spytał znużony. – Czy znowu będę musiał was godzić?
– O nie, mój panie, to jest coś gorszego – odparła. – Bella… Bella…
– Co z Bellą się stało? – spytał ostro Voldemort.
– Bella została porwana, panie! – krzyknęła Alecto.
– Ale… jak… – Voldek spojrzał na nią. – Alecto! Czy chcesz, żebym potraktował cię cruciatusem?
– Ale panie, ja mówię prawdę! – krzyknęła przerażona Alecto. – Ona naprawdę…
– Crucio! – krzyknął Voldemort, a Alecto zaczęła krzyczeć.
– O panie, ona mówi prawdę – usłyszał nagle, a gdy się obrucił, dostrzegł Narcyzę Black – siostrę Bellatrix.
– A ty skąd o tym wiesz, Cyziu? – spytał, uwalniając Alecto od zaklęcia.
– Widziałam to… i słyszałam jej krzyk… ale nie mogła ona nic zrobić, bo… – Narcyza urwała.
– Ja naprawdę… chcieliśmy jej pomóc… – wyszeptała Alecto.
– Dobrze. Wierzę wam – oznajmił Voldek. – Za chwilę rozpoczniemy poszukiwania. A teraz odejdźcie. Chcę zostać sam.
– Ale… – zaczęła Narcyza.
– Odejdźcie mówię! – powtórzył ostro Voldemort. – Bo zaraz was obie potraktuję awadą!
Zadziałało. Po tych słowach obie ukłoniły się przed nim i wyszły przerażone. Natomiast Voldzio rozpoczął medytacje. To dziwne… Od kiedy Voldek potrafi medytować? No cóż, chyba od dzisiaj.
“Kto mógł ją porwać? Dlaczego? Przecież Bella jest taka dobra w zaklęciach – zastanawiał się. – Czyżby mnie zawiodła? Niee, niemożliwe…"

Kategorie
Klangowe archiwum

Rozdział pierwszy, pierwsza publikacja: 05.07.2011

Pewien chłopak siedział w pokoju i czytał książkę. Był wysoki, na jego czole widniała blizna w kształcie błyskawicy. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Harry wstał, odłożył książkę i poszedł, by otworzyć. W drzwiach stał Ron.
– Oooch, witaj, stary! – zawołał Harry. – Tak dawno cię nie widziałem, że prawie zapomniałem jak wyglądasz.
– No nie żartuj – odezwał się Ron. – Widzieliśmy się przecież wczoraj.
– Serio? Żartujesz!
– Nie, ja nie żartuję. Do tego są skłonni tylko Fred i George – odparł Ron, a Harry roześmiał się.
– Dobra, wchodź, bo stoimy tu jak te kołki i normalnie…
Gdy weszli i usiedli, Ron odezwał się:
– Słuchaj… ja mam taką sprawę do ciebie… Wiesz, że ja… eee… no… kocham Hermionę, prawda?
Harry spojrzał na niego jak na wariata.
– Jasne, że wiem. Zresztą, cała szkoła o tym trąbi – odparł.
Na te słowa Ron zarumienił się po same uszy, co sprawiło, że zrobił się jeszcze bardziej rudy.
– No taak, wiem, ale słuchaj… ja… nie wiem jak… powiedzieć jej, żeby… eee… no… – Ron miał zakłopotaną minę. – Chcę ją poprosić…
– Zaraz, chwileczkę – przerwał mu Harry, sięgając po jakąś książkę. – Czy chodzi o to… o uwodzenie dziewczyn? To znaczy…
– No ja jej bym chciał powiedzieć, że… chciałbym z nią chodzić… – wyksztusił w końcu z siebie Ron.
– Łooo reeetyyyyy! – krzyknął Harry.
– Nie oretuj mi tu, tylko mi pomóż! – jęknął Ron. – No bo… No zobacz, ty masz tak samo z Ginny, co?
Na wspomnienie siostry Rona Harry zaczerwienił się.
– No… mam – odparł. – Ale ja… nie wiem czy…
Jego dalszą wypowiedź przerwał jakiś trzask, a po chwili obok chłopaków pojawili się Fred i George.
– Ej, wy dwaj, nie macie się gdzie teleportować? – spytał Ron oburzony.
– Och, wybacz, braciszku, nie chciałem cię wystraszyć – odparł Fred, uśmiechając się.
– Wpadliśmy do was, bo mamy nowy wynalazek – dodał George.
– Oooo, jaki? – zainteresował się Harry.
– A taki, że masz sobie chipsa… – zaczął George.
– No i po włożeniu tego chipsa do ust… tak po prostu bierzecie i go wkładacie, no i… – Fred urwał.
– No i co z tym chipsem? – spytał Ron zaintrygowany.
– No i jak tego chipsa zjecie, to zamieniacie się w piłkę do q uiddicha – odparł George.
– Wow! – zawołali obaj jednocześnie. – Ale zajerfajnie!
– Taa, i to jeszcze w znicza – dodał Fred, patrząc na Harry’ego z rozbawieniem.
– No nieee, eeextraaa! – zawołał Harry. – Przynajmniej… będzie fajna zabawa ze śmierciożercami.
– Tak, jak cię zobaczą w górze nad ziemią – oznajmił Fred i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
– Leci, Harry, leci przez Las Zakazany, a Voldek go szuka bardzo nadymany – zaśpiewali obaj bliźniacy po chwili.
– No nieee, wy to macie pomysły! – oświadczył Ron. – I jak tu się z wami nie wygłupiać?
– No nie wiem. Nie da się – odpowiedzieli bliźniacy.
– Ale dobra, my lecimy bawić się w króliki doświadczalne. Jedna paczka takich chipsów to osiem galeonów – odezwał się Fred, a chwilę potem zniknęli.

Kategorie
Klangowe archiwum

Wprowadzenie

Witajcie.
Użytkownicy klango to pewnie jeszcze pamiętają.
Potteromania – świat, w którym wszystko może się zdarzyć. Odkopałam i zamierzam się z wami tym podzielić.
Pośmiejmy się wszyscy z mojej głupoty. 😀
Pozdrawiam.
A. J.

Kategorie
Klangowe archiwum

Komputery, czyli na wesoło. Data publikacji: 29.09.2009

Komputery
?Od Homera do Billa Gatesa”
1. Na początku było słowo i w słowie były bajty, i więcej nic nie było.
2 I oddzielił Bóg jedynkę od zera, i zobaczył, że to było dobre.
3 I Bóg powiedział Niech będą dane I stało się.
4 I Bóg powiedział Niech ułożą się dane na swoje właściwe miejsca i stworzył dyskietki i twarde dyski, i kompaktowe dyski.
5 I Bóg powiedział Niech będą komputery, żeby było gdzie włożyć dyskietki, i twarde dyski, i kompakty, i stworzył komputery i nazwał je hardware’em, i oddzielił software od hardware’u.
6 Software’u jeszcze me było, lecz Bóg szybko stworzył programy – duże i małe – i powiedział im “Idźcie i rozradzajcie się i wypełniajcie całą pamięć”.
7 Ale sprzykrzyło się Bogu tworzyć programy samemu i rzekł: Stworzę programistę według swego podobieństwa, i niech on panuje nad komputerami, programami i danymi. I stworzył Bóg Programistę i umieścił go w Centrum Obliczeniowym, żeby w nim pracował i przyprowadził on Programistę do drzewa katalogowego i powiedział. W każdym katalogu
możesz uruchamiać programy, tylko z Windows nie korzystaj, bo na pewno umrzesz.
8 I Bóg rzekł Niedobrze Programiście być samotnym stworzymy mu tego, który będzie się zachwycał dziełem. Programisty I wziął On od Programisty kość, w której nie było mózgu, i stworzył To co będzie zachwycało się dziełem Programisty, i przywiódł To do niego i nazwał To Użytkownikiem i siedzieli oni razem pod nagim DOS-em, i nie wstydzili się tego.
9 Ale Bill był chytrzejszy niż wszystkie dzikie zwierzęta, które uczynił Pan Bóg i rzekł Bill do Użytkownika. Czy naprawdę Bóg powiedział, żebyście nie uruchamiali żadnych programów ? I rzekł Użytkownik: W każdym katalogu możemy uruchamiać programy, tylko z drzewa Windows nie możemy, abyśmy me umarli. I rzekł Bill Użytkownikowi: Jak możesz mówić o czymś, czego nie spróbowałeś! Tego dnia, kiedy uruchomicie program z drzewa katalogowego Windows, będziecie równi Bogu, bo jednym przyciskiem myszki stworzycie to, czego zapragniecie” I zobaczył Użytkownik, że owoce Windows były miłe dla oczu i godne pożądania, bo jakakolwiek wiedza stała się od tej chwili już niepotrzebna, i zainstalował Windows na swoim komputerze. I powiedział Programiście, że to jest dobre, i on też go zainstalował.
10.I zaraz wyruszył Programista szukać nowych drajwerów. A Bóg rzekł: Gdzie idziesz?. A on odpowiedział: Idę szukać nowych drajwerów, bo nie ma ich w DOS-ie.
I wtedy rzekł Bóg:
– Kto ci powiedział, że potrzebujesz drajwerów? Czy czasem nie uruchomiłeś programów z drzewa katalogowego Windows?
Na to rzekł Programista:
– Użytkownik, którego mi dałeś, aby był ze mną, zamówił programy pod Windows i dlatego zainstalowałem Windows.
I rzekł Bóg do Użytkownika:
– Dlaczego to uczyniłeś?
I odpowiedział Użytkownik:
Bill mnie zwiódł.
11. Wtedy rzekł Pan Bóg do Billa:
– Ponieważ to uczyniłeś, będziesz przeklęty wśród wszelkiego bydła i wszelkiego dzikiego zwierza. I ustanowię nieprzyjaźń między tobą a
Użytkownikiem, on będzie cię zawsze przeklinał, a ty będziesz mu sprzedawał Windows.
12. Do Użytkownika zaś Bóg rzekł:
– Windows bardzo cię rozczaruje i spustoszy twoje zasoby, i będziesz musiał używać marnych programów, i nie będziesz mógł się obejść stale
bez serwisu Programisty.
13. Programiście zaś rzekł:
– Ponieważ usłuchałeś głosu Użytkownika, przeklęte niech będą
twoje komputery, gdyż powstanie w nich mnóstwo błędów, wirusów, w pocie czoła twego będziesz stale poprawiał swoją pracę.
14. I odprawił ich Pan Bóg ze swego Centrum Obliczeniowego, i zabezpieczył hasłem wejście do niego.
15. Generał protection fault”. ”
“Ojcze nasz”
Ojcze Microsofcie, któryś jest na dysku
Święć się Windows Twój
Przyjdź update Twój
Bądź Bugfix Twój
Tak jak w Windows, tako i w Office
MSNa naszego powszedniego daj nam dzisiaj
I odpuść nam nasze piraty
Jako i my odpuszczamy naszej Telekomunikacji
I nie wiedź nas do IBM
Ale nas zbaw od OS2
Bo Twój jest DOS i Windows i NT
Na wieki wieków
ENTER
Dzwoni do serwisu klient.
Padł mi monitor w komputerze.
A jaki typ?
Klient odchodzi, aby przeczytać stosowny napis. Wraca.
220 V, 50 hz.

Kategorie
Klangowe archiwum

Zwała w autobusie – opowiadanie to pisałyśmy z dwoma koleżankami, ale to, co się tam dzieje, nie działo się naprawdę. A szkoda. Data opublikowania 03.12.2009

Witajcie.
Kilka słów wyjaśnienia. Był taki kolega, Karol, i on naprawdę mówił Ale zwała. No i to chyba tyle. 😀 I naprawdę jechaliśmy do Białego Dunajca. 😀
Pani Ola to nasza nauczycielka od przyrody/biologii. 😀
Podobieństwo do imion nie jest przypadkowe, bo imiona są prawdziwe. 😀
Miłej lektury.
P.S. Ciekawe, czy Zuzia to pamięta. 😀

Kiedy jechaliśmy do Białego Dunajca, to było śmiesznie, ponieważ Adrian chciał pożyczyć od Piotra Rusinka wodę.
– Głupi jesteś, koleś! Teraz jest ah1n1!
– A idź ty!
– Nie wrzeszcz tak! – wrzasnęła Magda.
– A co, już się zaraziłeś? – zaciekawiła się Kasia. – Po Tobie można się było tego spodziewać.
– Cicho tam! Nie drzyjcie się, do cholery! – krzyknął pan Zbychu.
– Najlepiej będzie, jak pan też będzie cicho! – krzyknął wkurzony kierowca.
– Chcesz pić?! To masz! – zawołał Adrian i wylał na Piotrka litr wody mineralnej.
– Piotrek, uważaj! – krzyknęła Ewa Kujawa.
– No i poszło – stwierdziła przypływ pani Ola.
– Adrian, co Ty zrobiłeś mojemu bratu! Świnio! – wrzasnęła Magda.
– Ale zwała! – zawołałKarol.
– Proszę pani, mogę popływać? – spytała Nikola.
– Nie i zamknijcie się wszyscy, bo zaraz będziemy. Do diabła! – krzyknęła pani Iwona.
– Ej, wy, nie przesadzacie trochę z tą wodą? – spytała ciekawie Ewa Bacza.
– Eej, kto mi przykleił gumę na siedzenie? Michał, to na pewno Ty! – wrzasnął pan Rafał.
– Czy ktoś wie, gdzie śmietnik? – spytała Basia.
– Za górami, za lasami, za dolinami – zaśpiewała Klaudia na cały głos.
– Zamknijcie się!!! – wydarła się pani Daria.
– To ja panu przykleiłam tą gumę! – krzyknęła Andzia.
– Wcale nie, bo to ja! – wrzasnęli jednocześnie Michał Brajer i Michał Lewiński.
– Cicho, smarkacze! – krzyknął Bartek.
– Sam se bądź cicho! – wrzasnęła Angelika.
– Spokój, bachory! – huknęła pani Asia.
– No to mogę popływać? zniecierpliwiła się Nikola.
– Nie! – krzyknęła pani Ola.
– Ile razy mam Wam mówić, że ma być spokój?! – spytał wkurzony kierowca.
– A kto zabrał moje chipsy? – zapytała Klaudia. – Gdzie one są?
– W tyłku robala i się wypchaj szmatą! – wrzasnął Hubert Gież.
– Ale zwała! – zawołał Karol.
– Ostatni raz przypominam: spokój!!! – krzyknął kierowca.
– Dobra, dobra, nie rób pan tyle hałasu, bo sobie płuca wyrzygasz! – wrzasnął Hubert Koza.
– Morda w kubeł, smarku! – krzyknęła Basia.
– No cicho, bo nie mogę złapać Kurczaka! – zawołał Piotrek Kaczmarek.
– Gul, gul-gul-gul-gul-gul – powiedziała Nikola, płynąc wzdłóż autobusu.
– – Zamknijcie się! – wrzasnął pan Szymon.
– Spokój do samego końca! – krzyknął kierowca.
– Zamknij się, Krzychu! – krzyknął pan Zygmunt.
– Ty durniu też!
– Panie Zygmuncie, niech się pan nie wymądrza! – krzyknęła pani Kasia.
– Ale zwała! – wrzasnął Karol na cały autobus.
– Ej, Ty! Płyta Ci się zacięła?! Co Ty tak ciągle z tą zwałą?! – zniecierpliwiła się Angelika.
– No to gdzie są moje paluszki? – spytała Kasia.
– A idź Ty do Bartka! – zawołał Piotrek Kaczmarek.
– Sam se idź!
– Spływaj z mineralną Adriana! – zaprotestował Bartek.
– A chcesz jeszcze pić? – spytał Adrian i wylał na Piotrka dwa litry wody i litr coca-coli.
– No to teraz jest gdzie popływać! – krzyknęła Nikola wynurzając głowę z wody.
– Proszę pani! – krzyknęła do pani Magdy Szajek Klaudia. – Zwała zjadł mi paluszki, bo jeszcze widać u niego resztki w zębach.
– Kto? – zapytał pan Zygmunt.
– Niech pan się nie wtrąca, panie klucho! – krzyknęła rozwścieczona Klaudia. – To nie pana sprawa, bo pan nie jest moim wychowawcą, więc niech pan siedzi i pilnuje dupska.
– Karol, otwórz buzię! – zawołała pani Magda. – Kurczak, pożycz jeszcze trochę wody. Musimy opłukać Karolowi usta, żeby Klaudii nie drażniły resztki.
Kiedy pani Madzia wlewała Karolowi wodę do ust, on w tym samym czasie krzyknął: “Ale zwała!” i wszystka woda wylała się na panią Szajek.
– Ale zwała! – krzyknął Karol na cały głos.
– Nikola, czy Ty zdajesz sobie z tego sprawę, że zachorujesz, jeśli się natychmiast nie ubierzesz? – burknął pan Zbychu.
– A jak pan pływa w zimie, to jest dobrze!!! – krzyknęła wkurzona Nikola. – A tu jest tak gorąco.
– Zbychu, otwórz okno – powiedziała pani Aga spokojnym głosem.
– Cicho bądźcie, bo nie mogę się skupić na jeździe!!! – krzyknął kierowca.
– A tak w ogóle, to paluszki mogłem sobie kupić wszędzie. Ja tego Klaudii nie zrobiłem! – krzyknął jakiś czas później oburzony Karol.
– No to kto zjadł Klaudii paluszki?! – zawołała pani Kasia.
– To ja! – krzyknął pan Krzychu i wypluł resztki na Kurczaka.
– Coś pan zrobił, do cholery? – spytał Kurczak ze złością odskakując od kierowcy.
– Cholera jasna, jak pan mógł!!! – krzyknął Bartek.
– Ale fajnie się pływało!!! – zawołała Nikola wynurzając się z wody.
– Nikola, ubierz się!!! Natychmiast!!! – krzyknęła pani Ola.
– Nie chce mi się. Będę robić, co mi się podoba – odezwała się Nikola zanurzając się z powrotem w wodę.
– Do cholery, Nikola, wyłaź z tej wody i ubieraj się!!! – ryknął na cały autobus pan Zygmunt.
– Niech się pan zamknie, dobra? To moja sprawa, czy się ubiorę, czy nie!!! – wrzasnęła Nikola.
– Nikola!!! – w głosie pana Zbycha było słychać gniew. – Masz natychmiast się…
Urwał nagle, bo Zuzia krzyknęła:
– Zamknie się pan, czy nie, do cholery? Mam pana dość!!!
– A idźcie sobie stąd wszyscy!!! – krzyknęła pani Zosia.
Na te słowa Adrian wylał kolejne trzy litry wody, lecz na panią Zosię.
– Ale zwała!!! – ryknął Karol, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Kategorie
Klangowe archiwum

Co w tej kategorii

Witajcie.
Stał się cud, że klangowe blogi działają, co prawda przez stronę, ale zawsze, więc… postanowiłam, że zrobię tu małe klangowe archiwum. Nie będę wrzucać wszystkiego, bo niektóre wpisy są głupie, inne… No, mniejsza, w każdym razie, na pewno coś z tegoż archiwum się tu pojawi. 🙂
Pozdrówki.
A. J.

EltenLink