Kategorie
Recenzje

Cathy Glass – Czy mnie pokochasz

"Lucy i ja wierzyłyśmy, że było nam dane zostać matką i córką: po prostu musiało minąć trochę czasu, zanim się odnalazłyśmy".

Oto kolejna recenzja. Tak, pochłonęłam kolejną książkę, tym razem dużo lżejszą od poprzedniej, choć też bardzo trudną.
Lucy trafia do Cathy, mając jedenaście lat. Zanim jednak to następuje, dowiadujemy się nieco o jej przeszłości. Jako niemowlę wraz z matką żyły w mieszkaniu nad pralnią, w której jej matka pracowała. Niestety, kobieta nie potrafiła się należycie zająć córką. Od małego dziewczynka była przerzucana z rąk do rąk, a jej matka w dzieciństwie sama była ofiarą przemocy w rodzinie, co może wyjaśniać jej zachowanie.
Cała historia rozpoczyna się od dnia, w którym ojciec dziewczynki, który jest Tajlandczykiem, wpada do pralni i prosi matkę o pożyczkę pieniędzy. W chwili jednak, gdy ta się na to nie zgadza, obrabowuje pralnię, popycha ją i ucieka.
Bonnie jest przerażona, zabiera dziewczynkę i ucieka. Na początku trafia do swojej ciotki, siostry swojej matki, u której mieszkają wraz z Lucy przez dwa miesiące. Później Lucy jest przerzucana z rąk do rąk. Z jednej rodziny zastępczej do drugiej, na mocy paragrafu 20, który pozwala matce dziecka zabrać je w każdej chwili, w której sobie tego życzy, co zresztą się dzieje, więc Lucy jest przerzucana między rodzinami zastępczymi a pobytem u matki, która nadal nie potrafi podołać obowiązkom. Ciągle zmienia partnerów, a kiedy któregoś dnia znika, pozostawiając Lucy wraz z jej ostatnim partnerem, ten sprowadza sobie do domu inne osoby, które nie są dla niej miłe. Wielokrotnie tematem Lucy zajmowała się opieka społeczna, jednak nigdy na długo, przez co dziewczynka nigdzie nie zagrzała miejsca na dłużej niż kilka miesięcy. Przez problemy z odrzuceniem, jakiego dziewczynka doświadczyła w ciągu jedenastu lat swojego życia, nie potrafi zaufać nikomu. Jest zamknięta w sobie, ma problemy z apetytem, jest opóźniona w nauce, nie potrafi zawierać przyjaźni, na widok pań z opieki społecznej reaguje agresją, gdyż ma do nich żal, że kiedy ich potrzebowała, nie potrafiły jej pomóc.
Kiedy trafia do Cathy, jest dzieckiem cichym, na pozór spokojnym, jednak z czasem ujawniają się w niej demony przeszłości, o których na szczęście, z czasem, zaczyna mówić.
Jak dalej się jej historia potoczyła, opowiadać nie będę. Polecam jednak z całego serca, gdyż mimo okropności, jakie Lucy przeszła, jest to dziecko, które zawładnęło moim sercem, zresztą nie tylko moim, bo Cathy również. I choć na początku była obawa, że dziewczynka do niej nie trafi, to jednak udało się, by tam dotarła, dzięki Cathy, która bardzo sprytnie nawiązała kontakt z małą bohaterką.
Polecam tą książkę również dlatego, że pokazuje ona, jak miłość, którą obdarzamy drugą osobę, może na niego wpłynąć. Lecz nie miłość, do której kogoś się zmusza, lecz miłość prawdziwa i naturalna. Miłość, zrozumienie, troska i bliskość drugiej osoby, które z czasem zmieniają dziewczynkę na lepsze.
Ta historia pokazuje, że wystarczy jedynie okazać dziecku zaufanie i być przy nim w każdej chwili, w której ono tego potrzebuje, by jego świat mógł nabrać barw i kolorów.
Naprawdę, bardzo serdecznie zachęcam do lektury.

Kategorie
Recenzje

Cathy Glass – Skrzywdzona

"Odkryłam, że opieka zastępcza w żadnym razie nie jest zadaniem łatwym. Jeżeli ktoś chce się tego podjąć i oczekuje, że trafi do niego mała Sierotka Marysia lub Ania z Zielonego Wzgórza, to spotka go niemiłe zaskoczenie. Nie ma tu słodkich, rozczochranych dzieci, które miały niewielkiego pecha i potrzebują tylko trochę miłości i czułości, aby się dobrze rozwijać, kwitnąć i szerzyć miłość na świecie. Dzieci nie przychodzą do rodzin zastępczych z szeroko otwartymi oczami i uśmiechniętymi buziami. W wyniku tego, co im się przydarzyło, są zwykle zamknięte w sobie, często nieobecne, gniewne i ciężkie w kontaktach, czemu zresztą trudno się dziwić. W gorszych przypadkach mogą być słownie, a nawet fizycznie agresywne i porywcze. Jedynym wspólnym mianownikiem jest to, że każde dziecko jest inne i każde potrzebuje troski i czułości, by przejść przez swoje nieszczęście. Nigdy nie jest to łatwa droga".

Przychodzę z recenzją książki, którą pochłonęłam wczoraj wieczorem, w ponad cztery godziny, tak mnie wciągnęła. Nie jest to historia łatwa. Wręcz przeciwnie, jest pełna trudnych pytań. Przez całą fabułę są odkrywane coraz to nowsze wątki w sprawie owej skrzywdzonej dziewczynki i za każdym nowym wątkiem ogarnia nas jeszcze większe niedowierzanie.
Ale od początku. Najpierw kilka słów o samej autorce, bo podejrzewam, że nie każdy wie, kim jest Cathy Glass, a to jest istotne, by zrozumieć książkę, jeżeli zachęcę Was do jej przeczytania.
Cathy Glass jest brytyjską pisarką, która pracowała w opiece społecznej i tworzyła (nie wiem, czy jeszcze tworzy, bo nigdzie nie mogę tego doczytać), lecz tworzyła rodzinę zastępczą dla dzieci pokrzywdzonych i potrzebujących.
Wszystkie historie, które napisała, a z tego, co widziałam na angielskiej Wiki, jest ich siedemnaście, z czego na język polski została przetłumaczona ponad połowa, są oparte na faktach. Każda z opowieści jest historią o innym dziecku, które trafiło do rodziny Cathy z bardzo trudnym bagażem doświadczeń i każda z książek jest pisana z punktu widzenia autorki, dzięki czemu czyta się ją bardzo przyjemnie, mimo że nie raz w oczach pojawiają się łzy.
"Skrzywdzona" opowiada o ośmioletniej Jodie, która trafia do Cathy po tym, jak w ciągu czterech miesięcy ciągle była przerzucana z jednego domu do drugiego. W rezultacie dom Cathy był jej szóstym domem.
Na początku autorka nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Nikt też nie jest w stanie jej za wiele o dziewczynce powiedzieć. Kiedy Jodie pojawia się u Cathy pierwszego dnia, od razu zaczynają się kłopoty. Wyzywa, bije, kopie, jest agresywna, chce wymóc cokolwiek krzykiem, bądź groźbami. Trzeba dodać, że Cathy ma dwoje własnych dzieci, siedemnastoletniego Adriana i trzynastoletnią Paulę oraz jedną dziewczynkę, która trafiła do niej pod opiekę, cztery lata wcześniej, piętnastoletnią Lucy. Jodie nie jest nastawiona do nich przyjaźnie. Tak naprawdę do nikogo nie jest. Dziewczynka jest bardzo zamknięta w sobie, a gdy nie dostaje tego, czego chce, reaguje bardzo emocjonalnie.
Przełom następuje, kiedy Cathy dowiaduje się, że dziewczynka była wykorzystywana seksualnie przez swojego biologicznego ojca, na dodatek dowiaduje się tego w bardzo nietypowy i brutalny sposób. Jodie pokazuje jej czynności, które wykonywał na niej ojciec, na swojej własnej lalce. Cathy jest przerażona tym faktem i od razu powiadamia odpowiednie osoby. Niestety, opiekunka społeczna, która została przydzielona Jodie, Eileen, wcale nie wykazuje zainteresowania dziewczynką. Nie odwiedza jej, a powinna to robić co najmniej dwa razy do roku. Kiedy już ją widzi, ucieka z domu Cathy po kwadransie, a gdy dowiaduje się o tym, przez co przeszła Jodie w dzieciństwie, wcale jej to nie rusza, a wręcz przeciwnie. Posuwa się nawet do tego, by przekazać dla Jodie prezent od rodziców, koszulkę z napisem "Córeczka tatusia", W ogóle nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.
Przez co jeszcze przeszła dziewczynka i jakie okropności na kartach książki zostaną odkryte przez Cathy? Tego Wam nie zdradzę. Do tego musicie dotrzeć sami, czytając ową powieść.
Chciałabym Wam ją jednak polecić z całego serca, bo jest to książka z jednej strony bardzo wstrząsająca, a z drugiej strony pokazująca, w jak wielkiej niewiedzy żyjemy. Dzięki niej uświadamiamy sobie, że jest wiele dzieci na świecie, które zostały bardzo skrzywdzone przez los i którymi nikt przez lata się nie zainteresował, mimo że były na liście ryzyka od chwili narodzin, tak jak było to w przypadku Jodie.
Wierzę, że jeżeli zaczniecie czytać historię ośmioletniej Jodie, nie będziecie potrafili się oderwać ani przejść obok niej obojętnie. A po skończeniu nie będziecie potrafili przestać o niej myśleć.
Bardzo serdecznie Was zachęcam do sięgnięcia po tą lekturę. Zachęcam Was do przyjrzenia się bliżej historii Jodie oraz innych pokrzywdzonych dzieci, których los Cathy opisuje w innych swoich książkach.

Kategorie
Recenzje

Logiteh Z200 – Kilka słów o tym cudzie

Kategorie
Recenzje

Jeannette Kalyta – Położna. 3550 cudów narodzin

"Jeśli się postaramy, życie może być jak wędrówka w letni dzień. Zadbajmy o to, by mieć jak najlepsze wspomnienia. Zamiast narzekać na pogodę albo na niewygodne buty, cieszmy się przyrodą i poznawaniem nowych ludzi. Jesteśmy tu w krótkiej podróży".
"Czułe gesty, muśnięcie dłoni, ciepło i bliskość drugiego człowieka sprawiają, że jest nam łatwiej zmagać się z przeciwnościami losu czy bólem".
"Za każdym razem, gdy cierpimy, kryje się za tym jakaś nieuświadomiona myśl. Tymczasem, bez względu na to, czy nam się podoba czy nie, pogoda się nie zmieni i zawsze znajdą się nieżyczliwi ludzie. Przestałam zamartwiać się rzeczami, na które nie mam wpływu".
"Jeszcze wiele lat upłynie zanim uda nam się wykorzenić stare, utarte zwroty. (…) Słynne określenie 'odebrać poród' przetrwało z czasów, gdy w kilka chwil po porodzie odbierano matce dziecko i odnoszono je na inny oddział. Ale czasy się zmieniły, może warto zmienić język. Do znudzenia wszystkim zwracam uwagę, że odbiera się życie, a porody się przyjmuje (witamy noworodka, przyjmujemy je na swoje ręce)".
"Lęk moim zdaniem jest najgorszy, może zaburzyć wydzielanie hormonów i zatrzymać poród na każdym etapie. Matka przenosi lęk na dziecko, która instynktownie boi się wyjść na zewnątrz".

Witajcie.
Na początku tak. Poleciła mi tą książkę Kasia, której bardzo, ale to bardzo serdecznie za owe polecenie dziękuję. 🙂
Książkę przeczytałam w bardzo krótkim czasie, znaczy jak na mnie w bardzo krótkim. Była na tyle wciągająca, że nie byłam w stanie się od niej oderwać. Wręcz nie mogłam. Jak już się odrywałam, to z trudem, bo korciło mnie, by czytać ją dalej. No ale do rzeczy.
Mamy kilka cytatów na początek, to może teraz kilka słów o książce, jak i o samej autorce.
Jeannette Kalyta jest położną. Droga, którą musiała przejść, by nią się stać, nie była prosta, ale jak to mówią: Po trupach do celu. Oczywiście, jak każdy z nas, autorka miała wahania, niepewności, o których zresztą pisze bardzo otwarcie. Nie wiedziała, czy chce zostać położną. Ale w końcu została.
Małe wyjaśnienie. Książka nie opisuje 3550 cudów narodzin, bo żeby to zrobić, trzeba by było mnóstwo stron zapełnić, ale opisuje te porody, które w niej pozostawiły najgłębszy ślad. Takie, które były nie tylko zabawne, ale też trudne, niekiedy nawet bolesne.
Opisuje również swoje własne porody, pierwszy, który przeżywała w bardzo trudnych warunkach, w dzisiejszych czasach nie do pomyślenia i drugi, późniejszy, który przeżyła dużo lepiej niż ten poprzedni.
Jak sama pisze we wstępie, książka ta jest dla niej bardzo, bardzo osobista, często miała tak, że potrafiła w nocy wstać, żeby coś napisać.
To ona po swoich doświadczeniach wpadła na pomysł, by po porodzie dziecko nie było od razu zabierane od matek, ale by najpierw poczuło ciepło swojej rodzicielki, by ona mogła się z nim przywitać. To Jeannette właśnie podtrzymywała inicjatywę, która powstała, by kobiety mogły rodzić w domach, by przy porodzie byli obecni ich partnerzy. To ona również założyła własną szkołę rodzenia.
Mnie osobiście się tą książkę czytało bardzo przyjemnie, wręcz z zapartym tchem. Nie wiem, jakby się ją czytało w formie tekstowej, podejrzewam, że miałabym podobne odczucia, ale audiobook, który został nagrany przez samą autorkę, jest naprawdę fantastyczny.
Polecam tę książkę wszystkim tym, którzy chcieliby się dowiedzieć jak wiele się zmieniło przez te wszystkie lata. Polecam ją też tym, którzy lubią takie klimaty.
Osobiście żałuję, że książka nie jest dłuższa, że skończyła się tak szybko, ale jak napisałam na początku, gdyby Jeannette chciała opisać wszystkie porody, musiałaby poświęcić na to mnóstwo czasu. 🙂
Pozdrawiam i z całego serca zapraszam do lektury.

Kategorie
Recenzje

JBL Clip 2 – mój nowy nabytek

Kategorie
Recenzje

„Skóra, w której żyję”, czyli nasza wspólna recenzja

Kategorie
Recenzje

Wrażenie po filmie „Pokój”

Witajcie.
Nie, to na pewno nie będzie recenzja. Jestem chyba zbytporuszona filmem, by go jakoś zrecenzować.
Ale po kolei.
Film opowiada o dziewczynie, która jest zamknięta w pokoju. Narratorem jest jej pięcioletni syn, Jack.
Na początku pokazane jest to, jak żyją w tym jednym pokoju, oczywiście nie jest im łatwo. W końcu jego
mama wymyśla sposób, by tego małego uwolnić, co się zresztą udaje, oczywiście nie za pierwszym razem.
Nie będę Wam opisywała, w jaki sposób to się stało, ale jdyne, co Wam mogę powiedzieć to to, iż film
jest bardzo poruszający i mnąnaprawdę poruszył. A ten mały jest taki słodki, polubiłam go. Film polecam
z całego serca, nie tylko ze względu na fabułę, ale też ze względu na muzykę i audiodeskrypcję, która
jest dobra i czytała ją bardzo miła pani, momentami naprawdę tak się wczuwała, że miałam wrażenie, że
sama się na przykład rozpłacze, jak ci bohaterowie.
Jeszcze raz, film polcam, a i ksiażka też chyba jest. Muszę ją sobie znaleźć i chętnie ją przeczytam.
Albo się postaram, bo z tym czytaniem to u mnie różnie jest. Zawsze mówię, że coś przeczytam, ale nie
mam do tego motywacji i w końcu tego nie robię. 😀
Trzymajcie się.
Czekam na Wasze wrażenia, jeśli obejrzycie.
Natalko, jak nie masz co robić, to moesz poszukać i sobie obejrzeć. 🙂
Pozdrówki.
A. J.

Kategorie
Recenzje

Listy do M. 3 – Czas niespodzianek

Witajcie.
Wreszcie napiszę ten wpis, mam nadzieję, że tym razem nic złego się nie podzieje.
Wczoraj ja, Grzesiek i Natalka pojechaliśmy do kina na Listy do M. 3. Tak, dobrze czytacie, Natalka, którą namówiłam, żeby do nas przyjechała. W każdym razie, poszliśmy na Listy do M. 3 i muszę Wam powiedzieć, że mnie osobiście film się bardzo, bardzo podobał. Nie chcę w żaden sposób spojlerować, bo nie o to chodzi, ale muszę Wam powiedzieć, że film był naprawdę świetny.
Bardzo mi się podobał motyw pana Wojtka, który jakoś się nie mógł pozbierać… Znaczy, chciał spędzić wigilię z żoną, z Małgorzatą, świętej pamięci zresztą. Ach, miałam nie spojlerować? Nieważne. W każdym razie, bardzo mi się podobała jego… determinacja? Rozpacz? Desperacja? Nie wiem, jak to opisać. W każdym razie, uważam, osobiście, że ten film, poza tym, że miał dość sporą dawkę poczucia humoru, to był również psychologiczny, chociaż w pewnym stopniu.
W ogóle, co do wątku komediowego, to bardzo mi się podobali Karina ze Szczepanem, którzy rozbroili mój system na łopatki. Naprawdę, świetni byli.
Co do samego filmu w ogóle, to bardzo, bardzo, bardzo go polecam i radzę tym, co lubią takie filmy, go obejrzeć, bo naprawdę warto.
Kończę, bo jakoś nie mogę się skupić na tej recenzji, wczoraj mi jakoś lepiej to wyszło, ale się zmarnowało. No trudno.
Pozdrawiam wszystkich.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Recenzje

Apollo 13, czyli kilka słów na gorąco

Witajcie!
Dzisiaj podczas rozmowy z Dawidem usłyszałam od niego, że zawsze jest o czym pisać. Nie byłam w stanie
się z nim zgodzić, do chwili, gdy nie obejrzałam filmu Apollo 13.
Po pierwsze, przepraszam za wszelkie błędy, które mogą się pojawić, ale jestem tak rozemocjonowana, że
nie wiem, jak to wszystko, co chcę tu napisać, opiszę. Przy okazji mam nadzieję, że niczego nie pokręcę,
a jeśli tak będzie, to Dawid będzie miał prawo albo mnie zabić, albo mnie poprawić. To od niego zależy,
co wybierze. No ale do rzeczy.
Film Apollo 13 opowiada o grupie ludzi, która postanawia polecieć na Księżyc, jednak w trakcie lotu dochodzi
do wybuchu, który sprawia, że statek zaczyna umierać, bo traci tlen. Mało tego, że traci tlen, to jeszcze
w pewnym momencie zaczyna rosnąć dwutlenek węgla, co grozi utratą życia załogi. Gdyby nie szybka pomysłowość
stworzenia odfiltrowywania dwutlenku węgla, dzięki czemu ten zaczyna spadać, nikt by nie przeżył. Nie
będę opowiadała Wam całego przebiegu filmu, z racji, że akcja działa się bardzo szybko i nie pamiętam,
co było po czym, ale szczerze, z całego serca ten film polecam wszystkim tym, którzy go nie widzieli,
a lubią filmy katastroficzne. Ja tam za filmami katastroficznymi nie przepadam, ale uważam, że ten był
naprawdę świetny i jest godny uwagi.
Dodam, że muzyka w tym filmie też jest fantastyczna. A muzyka plus akcja plus emocje równa się ogromna
dawka adrenaliny.
Żeby nie było, eksty też tam mieli dobre. Na przykład? Proszę.
– Co z poziomem dwutlenku węgla?
– Rośnie.
– Czy to znaczy, że nie mają czym oddychać?
– Nie. To znaczy, że szukamy rozwiązania. 😀
Kolejny. Jest panika, ktoś mówi, w tej chwili nie wiem kto, że stracił łączność z całą załogą, na co
ktoś chyba z NASA odpowiada: "To tylko mała rebelia. Nic im się nie stało. Dajmy im trochę luzu". 😀
Naprawdę, film polecam, bo nie dość, że jest pełny akcji, napięcia, emocji, to jeszcze jest pełen dobrych
tekstów.
Nie wiem, czy mogę napisać coś jeszcze, jestem chyba zbyt rozemocjonowana i czuję, że będę przeżywała
go jeszcze przez parę następnych dni. Ale powiem Wam jedno. Było to niezapomniane przeżycie i możecie
mi wierzyć, że czułam się, jakby to było naprawdę i bałam się, do samego końca bałam się, że nie uda im
się wrócić na ziemię. A spanikowałam w chwili, gdy minęły trzy minuty od łączności, a Załoga nie odpowiadałana
wezwanie Houston. Dopiero po ponad czterech minutach zareagowali. A ja wtedy odetchnęłam z ulgą.
No, to tyle ode mnie, mam nadzieję, że niczego nie pokręciłam i że Dawid mnie nie zabije. 😀
Także trzymajcie się i do następnego.
A. J.

Kategorie
Recenzje

„Zostań, jeśli kochasz” – moja pierwsza marna recenzja

"- Po prostu myślę, że z pogrzebami jest podobnie jak z samą śmiercią. Można mieć własne życzenia, własne plany, ale ostatecznie nie ma się na nic wpływu".
"Uświadamiam sobie nagle, że umieranie jest proste. To życie jest trudne".
"Czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka".
"Każdy związek jest trudny. Tak jak w muzyce, czasem zdarza się harmonia, a kiedy indziej kakofonia".

Przyznam szczerze, że trudno mi będzie pisać recenzję tej książki, ponieważ jest to jedna z tych książek, przy której – gdy się czyta ją po raz drugi – chce się płakać. Ale postaram się ją zrecenzować najlepiej jak potrafię.
Główną bohaterką jest Mia, siedemnastoletnia wiolonczelistka i to z jej perspektywy czytamy ową powieść. Wszystko rozpoczyna się, gdy szkoły zostają zamknięte z powodu śniegu. Rodzice, Mia i jej brat Teddy, korzystając z wolnego dnia, postanawiają jechać na przejażdżkę, podczas której dochodzi do tragedii. Rodzice dziewczyny giną na miejscu, a ona wraz z Teddym zostają przetransportowani do szpitali.
Najciekawsze w tej książce jest to, że Mia, opowiada wszystko z perspektywy swojej, ale jest tylko swoim widmem. Jej ciało znajduje się w tym czasie na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Przeżywając to, co się dzieje w szpitalu, poznajemy również jej przeszłość, to, w jaki sposób zaczęła grać na wiolonczeli, to, w jaki sposób poznała swojego chłopaka Adama i wiele innych rzeczy. Głównym zadaniem widma, duszy, Nie wiem w sumie, jak określić tą Mię, która opowiada nam wszystko, jest podjęcie decyzji, czy zostanie wśród ludzi żywych, czy też umrze.
Kolejną rzeczą, która w tej książce rzuca się w oczy, gdy się ją czyta, jest muzyka. Mia gra na wiolonczeli, jej ojciec był perkusistą w kapeli, dopóki Nie urodził się Teddy, Adam jest gitarzystą w swoim zespole "Shooting Star". Muzyka towarzyszy wszystkim bohaterom od zawsze, nawet tym, którzy Nie są zbyt muzykalni. To Kim – najlepsza przyjaciółka Mii – przekonała ją, by Nie rezygnowała z grania na wiolonczeli, gdy ta chciała to zrobić. I to ona przyniosła ulotki letniego obozu muzycznego, na który Mia zaczęła jeździć.
"Zostań, jeśli kochasz" to książka Nie tylko o tym, jaka ważna jest muzyka w życiu człowieka, ale też o miłości, przyjaźni i poświęceniu. Kim i Adam Nie byli przyjaciółmi do dnia wypadku. Dopiero wtedy połączyła ich prawdziwa przyjaźń, która pozwoliła uknuć fortel, by Adam mógł się wkraść na oiom.
Jest to historia, która pokazuje, jak wiele mogą zdziałać słowa i miłość, miłość do drugiego człowieka.
Tak jak pisałam, ciężko mi się pisze recenzję tej książki, nawet Nie wiem, czy oddałam jej sens w takim stopniu, by zachęcić Was do jej przeczytania, ale mimo to polecam Wam tę książkę z całego serca.
Przeczytałam ją dziś po raz drugi na potrzeby tej marnej recenzji i zarówno pierwszego razu, gdy ją czytałam, jak i dziś poruszyła mnie do tego stopnia, że będę nią żyła przez kilka następnych dni. Bo ta książka porusza i wciąga. Stawia nas przed wyborem, czy odejść, czy zostać. To tak jak w życiu. Niekiedy też się zastanawiamy, Nie raz, czy z czegoś zrezygnować, czy może jednak osiągnąć cel, do którego dążymy. W tej opowieści Mia również musiała dokonać wyboru. Wyboru, który Nie był wcale prosty, zwłaszcza, gdy okazało się, że zginęli Nie tylko rodzice, ale również jej młodszy brat. Nie zdradzę Wam jednak, jakiego wyboru dokonała. Jeśli przeczytacie, to na pewno się dowiecie.
Powtórzę jednak raz jeszcze. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam tę książkę z całego serca. Co wrażliwsi może uronią łzę i wcale im się Nie będę dziwić, bo ja, choć Nie płaczę, mam na to ogromną ochotę.
Nie można obok tej książki przejść obojętnie, czy się tego chce, czy Nie. Można zacząć ją czytać, ale Nie można, gdy już się zacznie, jej Nie skończyć. Jest napisana w sposób prosty, przejrzysty i aż chce się dowiedzieć, co będzie dalej.
Bardzo podobało mi się stwierdzenie pielęgniarki, która powiedziała dziadkom Mii, że to, czy ona zostanie Nie zależy od aparatury czy od lekarzy, ale od niej samej. To stwierdzenie było bardzo ludzkie i wyglądało tak, jakby chodziło o coś zupełnie normalnego, błahego.
Nie wiem, czy coś jeszcze chcę dodać. Myślę, że nie.
Zachęcam wszystkich do przeczytania tej lektury i oceny.
Pozdrawiam.
A. J.

P.S. Wiem, że ta recenzja jest marna, ale mam nadzieję, że następne będą lepsze. 🙂 Muszę się wprawiać,
jeśli kiedyś mam pracować na stanowisku recenzentki. 😀 A jest na to duża szansa, bo u mnie w firmie
mają jakiś taki projekt redakcyjny otwierać. 🙂

EltenLink