Kategorie
Przemyślenia

Boże, nie mogę tego przeżyć!

Słuhajcie. Właśnie wyczytałam w internetach, że zespół No Sleep For Lucy, czyli ten, w którym śpiewa Lukas Meijer, nasz reprezentant eurowizyjny, będzie w Warszawie, na Mokotowie, siedemnastego sierpnia, a ja… A mnie tam nie będzie! No po prostu nie mogę tego przeżyć. To jest takie… No Sleep For Lucy tworzy rocka alternatywnego i w tym Lukas czuje się najlepiej, ma do tego głos i w ogóle wszystko i to będzie takie mega wydarzenie, a ja… Boże, nie mogę tego przeżyć.
Wiem, nie można mieć wszystkiego, ale… Mam nadzieję, że ktoś będzie tak miły i wrzuci chociaż nagrania na yt z koncertu, bo tam mają być i wersje akustyczne utworów, oryginały i historia całego zespołu opowiedziana, więc… może utwory chociaż będą.
Dobra, już Wam nie smęcę, po prostu musiałam się tym z kimś podzielić.
Trzymajcie się.

Kategorie
Przemyślenia

Luźne przemyślenia

Witajcie.
Dzielę się z Wami moimi przemyśleniami, które mi się nasunęły w głowie.
Strasznie mnie drażni, jak w mediach ludzie niewidomi ukazywani są w takich superlatywach. Że czego to oni nie potrafią, że jeżdżą po całym świecie i tak dalej. A nikt nie bierze pod uwagę tego, że może są ludzie, którzy mają jakieś słabości. Zresztą, nie tylko niewidomi, ogólnie niepełnosprawni. W mediach ukazywani są jako tacy super ludzie, którzy potrafią wszystko, którzy osiągnęli nie wiadomo co, a nikt, nikt nie bierze pod uwagę tego, że są też ludzie, którzy nie są tacy wspaniali, którzy mają słabości, do których nie raz nie potrafią się przyznać, bo się zwyczajnie boją, wstydzą.
Jako dziecko zawsze się irytowałam, kiedy moja mama na przykład mówiła do mnie, że ja to coś tam, a inni niewidomi to cały świat zwiedzili, po świecie sami podróżują i radę sobie dają. Za każdym razem usiłowałam jej wytłumaczyć: "Mamo, ale ja nie jestem ci "Inni". Naprawdę, nie wiem, skąd się w ludziach bierze takie przekonanie. Znaczy trochę wiem, że przez media. Ale w sumie, są takie dwie skrajności. Jedna to taka, w której niepełnosprawni są ukazywani w superlatywach, a druga skrajność to ta, w której jesteśmy ukazywani jako biedni ludzie, nie potrafiący niczego, albo potrzebujący do osiągnięcia pewnych celów wsparcia innych, obcych ludzi. Mam wrażenie, że nie ma pokazywanego środka, który przecież jest.
Broń Boże, ja nie mówię tu o ludziach, którzy są skromni, nie są nadęci i tak dalej. Uważam, że jeżeli takie osoby robią coś dobrego dla ludzkości, ale się przy tym nie wywyższają, jakie to one są fantastyczne, warto pokazywać ogółowi, bo są to ludzie, którzy nie robią z siebie nie wiadomo kogo. Mówię tu bardziej o tych, którzy jak coś osiągną, to zapominają o grupie innych niepełnosprawnych, którzy nie mają tak kolorowo, jak oni.
Nie wiem, co wy o tym myślicie, ale ja mam jakieś takie swoje luźne przemyślenia.
To tyle chyba ode mnie.
Pozdrawiam.
A. J.

Kategorie
Przemyślenia

Spieszmy się kochać ludzi, czyli o tym, jakie życie jest kruche

Witajcie.
Dawno żadnych przemyśleń nie było, a że obecnie jestem w nastroju typowo przemyśleniowym, to może warto by kilka słów napisać.
Na początek może kilka słów wyjaśnienia, skąd się wzięły moje dzisiejsze przemyślenia.
Mam przyjaciela, który choruje na dystrofię mięśniową Duchenne'a, inaczej mówiąc zanik mięśni. Wyróżnia się kilka rodzai dystrofii mięśniowych, lecz ta dystrofia, Duchenne'a jest chyba najgorszą z dystrofii. Ci, którzy choć trochę są zorientowani w temacie, przez serial medyczny czy przez jakieś inne źródła, wiedzą, że choroba ta objawia się zanikiem mięśni. Na początku człowiek się jakoś porusza, wolniej, nie biega, nie skacze, ma problemy z równowagą i tak dalej, natomiast z wiekiem jest coraz trudniej, aż w końcu taka osoba ląduje na wózku. Jak też wiadomo, nie ma żadnego sposobu na wyleczenie się z tej choroby, więc w rezultacie takie osoby bardzo młodo umierają.
No, dość wstępu, czas na rozwinięcie.
Boże, jakie życie jest kruche. Słuchajcie, dowiedziałam się dzisiaj, że choroba postąpiła tak bardzo, że zaatakowała mu serce i… nie mogę, nie mogę wyjść z oszołomienia. Pierwszy straszny szok już minął, ale mam poczucie, że… nie wiem, czuję się tak jakoś… Straszne to jest, po prostu. Przecież życie jest takie kruche, a my… Niekiedy ludzie drą ze sobą koty o jakieś błachostki, nie wiem, że ktoś komuś coś źle powiedział, że jak ta osoba mogła tak zrobić… A przecież dla takiego człowieka takie drobiazgi wcale nie są ważne. On bierze z życia garściami tyle, ile się da, nie przejmując się takimi drobiazgami. Jasne, przejmuje się tym, że nie wiem, coś mu się rozsypało, związek przykładowo, bo tym to się każdy przejmuje, ale nie przejmuje się drobiazgami typu, że ktoś coś komuś źle powiedział, bo jego to po prostu nie interesuje. On korzysta z życia tak jak tylko może, robi dla siebie, dla innych tyle, ile może, nie czekając na to, co przyniesie kolejny dzień. Nie oczekuje też od nas litości, może wsparcia, ale nie litości.
Także taka moja rada. Korzystajmy z życia tak bardzo, jak tylko możemy. Nie kłóćmy się o jakieś błachostki, bo naprawdę, w życiu nie o to chodzi. Ja rozumiem, że dla każdego co innego jest problemem, ale… dajmy spokój z błachostkami. Pomyślmy o tych ludziach, którzy cierpią dużo bardziej od nas i cieszmy się z tego, co mamy, doceniajmy to piękno, które jest wokół nas, doceniajmy życie, szanujmy ten dar.
Tyle ode mnie.
Przepraszam, że tak refleksyjnie dzisiaj, ale nie mogłam się powstrzymać, a jak się wypisałam, to mi się lżej zrobiło.
Pozdrawiam.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Boli mnie głowa, czyli moje przemyślenia

witajcie.
Nie miałam innego pomysłu na tytuł wpisu, z racji, właśnie, że potwornie, ale to mega boli mnie głowa. Szczerze,
myślałam, że mi przejdzie, ale bez tabletki nie da rady, już się w kubeczku robi, bo to Solpadeine, ja
innych nie biorę na takie migrenowe bóle głowy.
Ale do rzeczy.
Wiecie co? Jestem po rozmowie z tymi dwoma wariatkami, Ninką i Kasią i wierzcie mi, albo i nie, ale to,
co się tam naśmiałam, to moje. Jezu, naprawdę, ja się dawno tak chyba nie śmiałam, co dzisiaj. Znaczy,
ostatni raz, to chyba na Reha tak, ale to było przeboskie w ogóle. Ja już chyba zapomniałam, że tak niesamowicie
się można śmiać, że aż oddechu nie można złapać. Także, ten wpis jest poświęcony temu, że ja naprawdę
potrzebuję kontaktu z ludźmi i że nawet taka rozmowa daje wiele, bo się czuje tak, jakby te osoby były
obok, mimo że fizycznie nie są.
Chciałabym Wam podziękować, bo naprawdę, przez to, że siedzę w domu, to mi tak źle i w ogóle, a dzięki
Wam mi się ten humor poprawił i… no w ogóle, świetne jesteście. 😀
Tym akcentem kończę i lecę wypić tą okropną tabletkę.
Pozdrawiam.
A. J.
P.S. Wiecie co jeszcze sobie myślę? Że czasem każdemu z nas należy się odrobina rozrywki od szarej, ponurej
rzeczywistości i że trzeba z tego korzystać, bo naprawdę warto.

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Rozkmina życia, czyli…

Ostrzeżenie: wpis nie ma na celu obrabiania nikomu czterech liter. Ma na celu raczej pozwolić mi się
wyżalić, ponarzekać, nie wdając się w szczegóły.
Witajcie.
Nie wiem w sumie, jak się za to zabrać. Kurczę… Mam taki mętlik w głowie, że… Cholera. No, ale po
kolei.
Więc, może zacznę od tego, że dzisiaj spotkałam się z Natalką, Linuxem i jeszcze jedną dziewczyną. I
generalnie było bardzo fajnie. Tyle, że… jest jeden problem. Bo, widzicie, mam wrażenie, że niektórzy
zachowują się zwyczajnie jak dzieci. Nie chcę za bardzo też wdawać się w szczeguły, ale wydaje mi się,
osobiście, że zazdrość, właściwie nie wiadomo, o co, nie powinna być podłożem tej całej dziwnej sytuacji.
No dobra, nakreślę, może oględnie, ale nakreślę. Chodzi o to, że zapytałam Linuxa, co siedzi taka przygaszona,
Linux nie bardzo hciała mówić. Potem Natalia wysłała mi SMSa, z którego wynika, że ta dziewczyna, która
też z nami była, jest o coś zazdrosna, znaczy zazdrości czegoś Linuxowi, ale właściwie, sama nie wiem
czego. I ona chyba do końca też nie wie. No i ja trochę tego nie rozumiem. Najlepsze jest to, że jedna z drugą nie chcą sobie niczego wyjaśniać,
bo twierdzą, że nie mają sobie czego wyjaśniać. Jeszcze, żeby było śmieszniej, ta dziewczyna generalnie
ma do kogoś problem, ale nie potrafi z tym kimś porozmawiać. Mówi o tym, że ma do konkretnej osoby problem
wszystkim i każdemu, kto jej się nawinie pod rękę, ale nie tej konkretnej osobie.
No i na koniec, żeby nie było tak kolorowo, ma problem, że ja nie odpisuję jej na SMSy. Kurde, przecież
ja nie mam obowiązku, żeby pisać z każdym codziennie. Inaczej. Są osoby, z którymi mogę pisać codziennie,
lubię to robić i zwyczajnie to robię, a są osoby, z którymi lubię sobie popisać od czasu do czasu i,
kurde, ma do tego pełne prawo. Tyle. A jeśli komuś się to nie podoba, to już nie mój problem.
Tym akcentem kończę to moje skrobanie. Swoją drogą, ciekawi mnie, co wy o tym myślicie? Bo dla mnie to
jest jakaś jedna wielka dziecinada.
Trochę mnie to męczy, bo niechcący dziewczyny mnie w tą całą przygodę wciągnęły, a ja… nie zamierzam
się między nie mieszać. Jak mają jakiś problem, to niech sobie to wyjaśnią, a mnie… mnie lepiej będzie,
jeśli zostawią w spokoju.
Kurde, muszę jechać do Poznania, albo gdziekolwiek, wyjechać z tej Warszawy, oderwać się od tego wszystkiego, bo chyba zaczynam
wariować. Naprawdę, ta rutyna sprawia, że zaczynam świrować i najchętniej… Są dni, w których po prostu
zapadłabym się pod ziemię i… i odcięła się od wszystkiego.
Wiecie, brakuje mi po prostu takiej rozrywki. Wiecie, pójście z kimś do jakiejś galerii, czy na jakieś
dobre ciacho do kawiarni, pogadanie z kimś o wszystkim i niczym, a nawet czasem wolałabym pomilczeć z
tą drugą osobą, tak po prostu. Ale chciałabym… chciałabym się poczuć naprawdę lepiej niż czuję się
teraz.
Pozdrawiam, przygnębiona.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Uwaga! Będę narzekać

Witajcie.
Tak. Dzisiaj pozwolę sobie ponarzekać. A właściwie się Wam poskarżyć z mojej… Eee… Irracjonalności?
Nie, nie, to nie tak. Pozwolę sobie ponarzekać na moje ostatnie paniczne strachy i straszki. Nie mam
gdzie, to pozwolę tutaj z nadzieją, że nikt mnie za głupią nie uzna.
No ale po kolei.
Tak się jakoś złożyło, że od kilku dni, pewnie od tego, że ja dużo siedzę przy komputerze, z tyłu głowy
mnie boli. Ale mięśnie. Bo to się łączy ze sobą, tam jest szyja i boli, ramiona też bolą, no i z tyłu
głowy, te mięśnie, też bolą i napięte chyba są. No mniejsza z tym. W każdym razie, ostatnio, nie wiem
dlaczego, czy to przez rutynę, czy może jeszcze przez coś innego, w każdym razie panicznie się boję.
I wicie, najlepsze jest to, że nie wiem czego, bo przecież… nie mam ani zawrotów głowy, ani nie mdleję
ani nic z tych rzeczy, tylko tam mnie boli. A ja potrafię się w środku nocy obudzić i nie zasnąć, bo
się boję. I z reguły kończy się to łzami. Już nie zliczę, ile razy płakałam w ostatnim czasie. Naprawdę,
nie wiem, skąd mi się to bierze. Usiłuję nawet siebie przekonać, że przecież skoro nie mam zawrotów głowy
ani żdnych innych niepokojących objawów, to przecież wzystko jest w porządku, pomasuje się parę razy
i w końcu przejdzie. Tyle, że, jak widać, to nie jest wcale proste. Bo nawet Grzesiek stara się mnie
przekonać, że nic mi nie jest, a ja i tak, bardziej chyba podświadomie, się boję i to jest silniejsze
ode mnie. Nie wiem, dlaczego tak mam. Naprawdę. I szczerze, wkurza mnie to, bo przez to, jakoś ciężko
mi się śpi, jak się tak boję, niespokojnie, no i nie wiem. Zatoki też mnie bolą, ale do tego akurat
mogłabym się przyzwyczaić. Inna kwestia, że nigdy tak nie miałam, że mnie nie bolało, może też dlatego
się tak boję, ale… no sama nie wiem.
No, a teraz możecie powiedzieć, że jestem nienormalna.
Tym akcentem kończę to moje skrobanie.
Trzymajcie się.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Zły wpływ? A może jeszcze co innego? Nie no, żart

Witajcie.
Wiecie co? Ja nie wiem, czy to wpływ Dawida, czy Moniki, która swoim wykonem mnie rozbroiła, czy może
jeszcze coś innego, ale… No, możecie mi wierzyć, albo i nie, ale naprawdę, od samego rana nucę, śpiewam
i nie wiem, co tam jeszcze "Miłość rośnie wokół nas". Aż Grzesiek mi się dziwi, co ja taki dobry nastrój
mam. A ja po prostu nie mogę się powstrzymać, nie chcę tego nucić, a mimo to śpiewam. 😀 Albo może i
chcę w sumie? Bo ładna ta piosenka jest. Nawet szukałam na własną rękę podkładu, tylko że albo znajduję
z linią melodyczną, albo w tak beznadziejnej jakości, że śpiewać się do tego nie da. Więc nie pozostaje
mi nic innego, jak poczekać, aż może Nince uda się go gdzieś, kiedyś odgrzebać. I jak wyćwiczę, to obiecuję,
że nagram tą piosenkę, a jak ją scoveruję, to na pewno się z Wami podzielę moim wykonem. 😀
No, i to tyle ode mnie.
Trzymajcie się.
A. J.

Kategorie
Przemyślenia

Co mnie uszczęśliwia i inne poboczne dygresje

Ostrzegam, wpis długi. Nawet nie wiem, czy nadający się do tej kategorii, ale myślę, że częściowo tak.
🙂
Witajcie!
Podejmuję wyzwanie (mało brakowało, a napisałabym wyznanie, ale już poprawiłam) rzucone przez Małgosię i postaram się napisać, co mnie uszczęśliwia, choć nie będzie to wcale proste, głównie dlatego, że ostatnio jest mało rzeczy, które mnie uszczęśliwiają w pełni. Znaczy inaczej. Może nie jest ich mało, ale uszczęśliwianie się w samotności nie jest wcale fajne.
Na początek jestem niesamowicie szczęśliwa, gdy komuś pomagam i wiem, że ta pomoc, chociaż w najmniejszym stopniu, przynosi efekty. Nieważne, że małe, ale jednak efekty. To strasznie motywuje do działania i wiadomo wtedy, że człowiek nie jest bezużyteczną skorupą, że się tak wyrażę.
Po drugie muzyka. Muzykę kocham, uwielbiam, szaleję na jej punkcie i nie wiem, co tam jeszcze. Kocham śpiewać, grać, jak mam taką możliwość, chociaż grajek ze mnie marny. Naprawdę, nie żartuję. Bo ja to ani nie mam słuchu absolutnego, ani niczego takiego, a przez to, że w szkole miałam dużo innych zajęć, nie mogłam się skupić na graniu, a w Owińskach szkoły muzycznej nie było, a szkoda. Podejrzewam, że zniosłabym te wszystkie solfeże, te wszelkie teoretyczne rzeczy, ale przynajmniej miałabym coś z tego. Teraz po latach, naprawdę, chciałabym się nauczyć takiego, wiecie, profesjonalnego grania na pianinie, a nie tylko w taki sposób, że gram, jak mi ktoś rozpisze akordy (i to jeszcze nie w nutach, których nie pamiętam, choć kiedyś umiałam nuty brajlowskie), ale właśnie tak akordowo, typu C-Dur, D-Dur i tak dalej. Bo już na tyle pianino znam, że mi jak ktoś powie dany akord, to go zagram, a jak nie znam jego układu w klawiszach, to jak mi ktoś pokaże daną kombinację, to zapamiętam i zagram, jeśli poćwiczę. Ale naprawdę, kocham grać mimo wszystko i śpiewać. Śpiewać szczególnie. A granie w połączeniu ze śpiewem daje mi w ogóle satysfakcję, bo wtedy się wyciszam, uspokajam, odstresowywuję (to ciekawe, że Word Nie zna tego słowa. Czy w ogóle takie w języku polskim istnieje?). I nie obchodzi mnie, co się dzieje dookoła, ale jak sobie brzdąkam i śpiewam do tego, wtedy jestem naprawdę happy. 🙂
Uwielbiam też słuchać muzyki. Różnych gatunków, ale głównie chyba jakieś bardziej takie spokojne klimaty, chociaż rockiem czy metalem, ale dobrym metalem i dobrym rockiem, również nie pogardzę. Pop, oczywiście,
też bardzo lubię, reggae czasami posłucham… W zasadzie wszystko, oprócz techna i jazzu. O, jazzu nie znoszę z całego serca mojego. Co tak jeszcze do muzyki. Jako, że moich ulubionych wykonawców śledzę, w sensie takim, że monitoruję, czy mają w zamiarze wydać coś nowego, czy też nie, to strasznie jestem szczęśliwa, gdy ktoś, kogo uwielbiam, wyda coś nowego. Na przykład taka Enya. Jak dwa lata temu prawie, bo w listopadzie, dwudziestego, minie dwa, wydała album Dark Sky Island, to uwierzyć nie mogłam, a byłam tak szczęśliwa, niesamowicie przeszczęśliwa, że mogłam w tamtym okresie chyba góry przenosić. 😀
Strasznie też przeżywam, jak komuś z moich ulubionych artystów, bądź generalnie lubianych, coś się przydarzy. Śmierć Chestera Benningtona przeżyłam strasznie emocjonalnie i jeszcze tydzień po tym, jak się dowiedziałam o tym, że popełnił samobójstwo, nie mogłam się pozbierać. Naprawdę, strasznie mną to wstrząsnęło i jakoś nie umiałam sobie z tym poradzić, ale w końcu chyba zaakceptowałam fakt, że już go nigdy nie usłyszę i że już nigdy nie zaśpiewa. No, ale dość o rzeczach smutnych, bo miało być o rzeczach, które mnie uszczęśliwiają, ale jakoś tak zeszło na tych wokalistów i w ogóle na muzykę ogólnie, no to o tym napisałam. 🙂
Kolejna rzecz, to (oczywiście, jakbym mogła o tym nie napisać) pisanie, tworzenie, jak zwał, tak zwał. Wszystko. Zależy to głównie od dnia, nastroju, pomysłu, weny i tak dalej, ale generalnie pisuję wszystko to, co potrafię i uważam, że jakoś tam mogę. 🙂 Opowiadania, wiersze, kiedyś pisałam piosenki, nawet napisałam jeden, jedyny w życiu psalm responsoryjny – o, kolejne słowo, którego Nie zna Word (chyba tak się nazywają te psalmy, co się na Mszach śpiewa), książki, właściwie powieści, krótsze lub dłuższe. No wszystko. I wiem, że nie raz jest tak, że mam jakieś projekty, których zwyczajnie nie kończę, z różnych przyczyn, ale z reguły staram się tego unikać, gdyż wychodzę z założenia, że jak coś piszę, to nie po to, żeby to porzucić. Wiem, pewnie zaraz ktoś napisze, że na przykład takiego fanficka o Lily Evans porzuciłam. Nieprawda, ja tego nie zrobiłam, po prostu na razie brak mi pomysłów na niego, a uwierzcie, też strasznie żałuję, bo Lily Evans to jedna z moich ulubionych postaci z Harry'ego, mimo że pojawia się tak rzadko i to tylko albo jako widmo, albo we wspomnieniach poszczególnych bohaterów, albo jeszcze inaczej. Może też dlatego tak strasznie ją lubię, że można sobie pofantazjować trochę, opierając się oczywiście na tym, co już wiadomo z książek.
Poza tym, tak do pisania wracając, bardzo lubię pisać listy. Może niekoniecznie mnie one uszczęśliwiają, ale dają mi dużą satysfakcję i na pewno przynoszą ulgę. Bo, widzicie, listy, przynajmniej elektronicznie, piszę tylko i wyłącznie wtedy, gdy:
A. Jestem z kimś pokłócona i chcę przelać wszelkie emocje, które mam z tą osobą związane, wtedy właśnie wyrażam to w listach do tej osoby, wiedząc, że ona i tak tego nie przeczyta, a nawet jeśli tak, to w długiej, bardzo długiej i odległej przyszłości;
B. Kiedy nazbiera się tyle faktów z mojego życia, które chcę komuś opowiedzieć, a inaczej nie umiem, jak właśnie w formie jako takiego listu.
Tak a pro po listów, pisałam też listy w trudnym okresie swojego życia, do osoby, na której mi ogromnie zależało. I naprawdę, pisałam każdego dnia. Może mnie to nie uszczęśliwiało, nie, na pewno mnie to nie uszczęśliwiało, ale przynosiło mi pewnego rodzaju ulgę, bo tak naprawdę, tylko w trakcie tego pisania mogłam wylać wszelkie emocje, które mi wtedy towarzyszyły.
Jestem też strasznie szczęśliwa, gdy uskuteczniam korespondencję papierową. Naprawdę. Wydawać by się mogło, że w dzisiejszych czasach, wiecie, w dobie internetu, wszelkich laptopów, tabletów, smard fonów i tak dalej, ta umiejętność zanika. Pewnie i tak, ale ja na przykład uwielbiam dostawać listy. Uwielbiam wyciągać ze skrzynki kopertę, rozrywać ją i wyciągać zapisane brajlem kartki. Uwielbiam też odpowiadać na ową korespondencję, czekać na odpowiedzi, niecierpliwić się, oczekując i uwielbiam, wręcz kocham tą ciekawość, gdy zastanawiam się, co będzie w treści danego listu, kiedy go w końcu otworzę i zacznę czytać. Możecie mi wierzyć lub nie, ale to jest strasznie, strasznie emocjonujące. Zresztą z paczkami mam podobnie, ale z listami to dużo bardziej się ujawnia. 😀
Poza listami, to oczywiście wszelkie dzienniki, pamiętniki. Teraz nie, bo w zasadzie nie mam, o czym pisać, ale w latach szkolnych, podstawówka, gimnazjum, liceum i policealna, pisałam takie dzienniki. Z reguły tyczyły się one ogólnie faktów z mojego życia, ale pod tym wszystkim jednak były jakieś takie główne osoby, o których w tych moich dziennikach się pisało i zazwyczaj, gdy je pisałam, to z myślą o konkretnych osobach, chyba dlatego, że tak mi było łatwiej. Ale to też mnie strasznie uszczęśliwiało, mimo że nie rzadko pisałam tam o rzeczach bardzo, bardzo nieprzyjemnych. Ale bardzo miło jest po latach wracać do tych zapisków i uśmiechać się przy czytaniu niektórych fragmentów. Naprawdę, to jest strasznie przyjemne. Bardzo z tego tytułu lubiłam bloga na Klango, mimo że (w pół procencie trafiło się kilka komentarzy, do dziś nie wiem, przez kogo zainicjowanych), które trochę mnie demotywowały, chociaż wtedy bardziej się wkurzałam. Ale uwielbiałam dzielić się z ludźmi tym, co się u mnie dzieje, w sumie od zawsze byłam człowiekiem otwartym i komunikatywnym.
Co do opowiadań i powieści, to piszę chyba wszystko to, o czym mam pomysł lub wenę, żeby pisać. I choć nie uważam się za super świetną pisarkę, bo robię jakieś drobne błędy, jak chyba zresztą każdy, to mimo wszystko strasznie mnie to satysfakcjonuje. A jestem szczęśliwsza jeszcze bardziej, gdy wiem, że innym moje jakieś dzieło się podoba i naprawdę widać, że tak jest, że nie mówią, że im się podoba, a tak naprawdę uważają to coś za tandetę, ale że naprawdę, z czystym sumieniem, mogą takie osoby przyznać, że tak, podoba im się i chcą, na przykład, żebym kontynuowała ów tekst dalej, jeśli nie jest skończony. Ale, co może część osób wie, a część nie, w wielu moich tekstach jest jakaś cząstka mnie. Mała, bo mała, ale w każdym opowiadaniu zawsze. Jakoś nie potrafię pisać o kimś lub o czymś, nie opierając się na tym, co się wydarzyło w moim życiu lub w życiu kogoś u ludzi z mojego otoczenia. Uwielbiam pisać też o czymś, co chciałabym, żeby się kiedyś wydarzyło, widać to szczególnie w kryzysach różnego typu. Przykładowo: chcę się z kimś strasznie, naprawdę bardzo mocno zobaczyć, ale wiem, że nie mogę, więc, żeby sobie ulżyć, piszę jakieś krótkie bądź dłuższe opowiadanie. I to też mnie uszczęśliwia, naprawdę. Jeśli mam tylko ciszę i spokój i jeżeli mogę się skupić na tym, co kocham, to naprawdę, czuję się bardzo szczęśliwa, gdy mogę pisać, a wena i pomysły mi się nie kończą. Wtedy mogę pisać, pisać i pisać do woli. A broń Boże, niech mi ktoś tylko przeszkodzi, to mam ochotę go wtedy udusić. 😀
Spotkania z przyjaciółmi, w ogóle z ludźmi. Uwielbiam się spotykać z ludźmi, w ogóle poznawać nowych ludzi i strasznie jestem szczęśliwa, gdy mam ku temu takową okazję. Akurat dzisiaj, tak się złożyło, że zadzwoniła do mnie dziewczyna, która przeprowadzała wywiad na temat echolokacji, a rozmawiało nam się tak fajnie, luźno i w ogóle sympatycznie, że nawzajem zapisałyśmy sobie nasze numery telefonów i stwierdziłyśmy, że jak się uda, to spotkamy się może w niedalekiej przyszłości na jakiejś herbatce, żeby się jakoś bliżej poznać. 🙂 to się nazywa zawierać nowe znajomości. 🙂 Ale też uwielbiam się spotykać z przyjaciółmi, a z kolei nienawidzę, wręcz nie znoszę rutyny. Spotkania z przyjaciółmi zawsze mnie uszczęśliwiały i uszczęśliwiają, zawsze po takich meetingach jestem jakby nowonarodzona i mam energię na kolejny, piekielnie nudny tydzień, żeby jakoś go przetrwać. 🙂
Tym akcentem chyba kończę to moje skrobanie, bo normalnie wpis godny z serii moich krótszych opowiadań, a to chyba zły objaw. 😀
Trzymajcie się wszyscy, pozdrawiam Was bardzo, bardzo serdecznie, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. 🙂
A. J.

Uwaga! Aktualizacja. Wczoraj wieczorem, leżąc już i prawie zasypiając, uświadomiłam sobie, że nie napisałam tu o dwóch rzeczach, więc przydałoby sięzrobić aktualizację tego mojego referatu. 🙂
Książki. Nie wiem, jak mogłam nie napisać o książkach. Kocham czytać, w ogóle strasznie jestem szczęśliwa, jak mogę przeczytać cokolwiek, nawet jeśli to jest jakiś artykuł z jakiejś gazety. Wczoraj na przykład właśnie, czytałam artykuły z "Teraz Rock", które naprawdę mnie interesowały. Niewiele ich było, bo chyba trzy, ale jednak coś poczytałam. Uwielbiam też wracać do książek, które przeczytałam już kiedyś. Strasznie świetnie się przy tym bawię, bo po pierwsze śmieję się
ze scen, które są zabawne, chyba nieodmiennie, a po drugie, odkrywam bohaterów, ich wizerunek, psychologię na pewno. W ogóle strasznie jestem szczęśliwa, gdy czytam jakaś książkę i odkrywam psychikę bohatera, a raczej staram się to robić, bo nie potrafię chyba wyciągać aż takich wniosków, jak Dawid czy Kuba. Ci to urodzeni psycholodzy. 😀 Ale i tak lubięten moment. No i oczywiście strasznie jestem szczęśliwa, gdy czytam coś nowego, interesującego, co może mi dać i trochę rozrywki i czegoś mnie nauczyć. Właśnie, a pro po książek, muszę skończyć "Stulatka, który wyskoczył przez okno i zniknął". 😀 Ej, poważnie jest taka książka, zresztą
strasznie przesycona humorem, wręcz komediowa. jak nie czytaliście, polecam, chociaż sama jej nie skończyłam jeszcze. 😀 Czytanie też mi pomaga się odstresować, wiecie, zapomnieć o problemach. Bo jednak to jest to, co napisałam w którymś z wpisów o aspekcie piękności życia, że czytanie książek to jeden z tych aspektów. Trudno się z tym nie zgodzić. Mnie to nie dość, że odstresowuje (o, teraz by chyba Word się ze mną
nie kłócił, że nie zna tego słowa, bo tak się chyba poprawnie to pisze. :D), ale też jak wciągnę się w historię jakiegoś bohatera, to nie mogę się oderwać od akcji, bo jestem ciekawa, co będzie dalej. A potem się
człowiek dziwi i narzeka, że niewyspany. 😀
Rysowanie. To kolejna rzecz, która mnie uszczęśliwia. Powiecie, że jestem nienormalna? Ale rysowanie naprawdę mnie nie dość, że uszczęśliwia, to jeszcze odpręża. Kocham rysować i żałuję, że teraz nie mam ku temu sposobności. A mnie naprawdę niewiele trzeba do szczęścia, ttylko kartki, jakaś, nie wiem, rysownica, do tego kredki, najlepiej świecowe, chociaż wiem, że się po nich ręce brudzą i do dzieła. Domki, kwiatki, słoneczka i inne wytwory wyobraźni naprawdę mogę rysować, kolorować. W sumie pokochałam to dzięki mojej pani od plastyki z Owińsk, do której popołudniami chodziłam na kółko plastyczne i potrafiłam wpadać w taki rysunkowy stan, że jak już przychodziło do tego, żeby kończyć, to wcale nie miałam ochoty. Trzeba by było do tego wrócić. W sumie, będę bardzo szczęśliwa, jeśli mi się to uda kiedyś. 🙂 Naprawdę.
No i na koniec, już teraz chyba naprawdę, to… jak nazwać tę rzecz? Dźwiękowość? Nie mam odpowiedniego słowa. W każdym razie uwielbiam łączyć dźwięki z tekstem. Nie wiem, nakładać muzykę na tekst, który czytam lub ktoś czyta, dodawać do tego inne dźwięki i bawić się takimi różnymi dziwnymi rzeczami. Jak mam wenę, to też, żeby się uszczęśliwić, bawię się czymś takim. I wiecie, jaka przy tym jest frajda, a potem satysfakcja? Ktoś powie, że żmudna robota, zwłaszcza, gdy tekstu jest dużo. No może i tak, ale naprawdę, świetne to jest, gdy człowiek przy tym się zastanawia, co nałożyć na tekst i jak to zrobić, żeby nie tylko mnie się podobało, ale innym też. 🙂
Teraz chyba na serio tyle, z rzeczy, które mnie uszczęśliwiają. Mam nadzieję, że już mi się nic nie przypomni. 😀

Kategorie
Przemyślenia

Nocne narzekania

Witajcie!
Nie, nie. O tej porze tu jeszcze nie pisałam, prawda? Czas zatem to zmienić.
Na początek kilka spostrzeżeń. 🙂
Po pierwsze: na Androidzie jak wejdę na stronę Eltena, to dopóki nie wejdę w blogi, jest ok. Jeśli jednak ten stan rzeczy się zmieni, zaczynają się kłopoty. Nie żartuję. Na iOS dużo lepiej i szybciej ta strona chodzi. Aż ją sobie dodałam do ekranu początkowego.
Po drugie: Dawidzie, Dawidzie, Dawidzie, jeśli zamierzasz się bawić eltenem web, spraw, by opcja Dodaj nowy wpis była przed wszystkimi wpisami, bo przewijać strony do pól tekstowych, to chyba na dłuższą metę słaby pomysł. 🙂
To tyle, jeśli idzie o moje spostrzeżenia. Czas na… nie wiem co. Zwierzenia? Nie wiem, w sumie, jak to nazwać. Raczej będzie to chyba luźne pisanie. A zatem.
Spać nie mogę. Nie wiem, dlaczego. Obudziłam się jakoś po pierwszej i tyle z mojego spania, przynajmniej jak na razie. Będę rano, niczym śnięta rybka, choć nie wiem, jak się zachowuje śnięta ryba. 😀
No dobra, częściowo wiem, dlaczego nie mogę spać. Natalia udostępniła mi na yt film pod tytułem "Marta". Jest to film, który był chyba realizowany w Owińskach, z okazji jakiegoś tam projektu, nie pamiętam jakiego. Opowiada w każdym razie o dziewczynie, właśnie Marcie, która nagle, z powodu jaskry, traci wzrok i jedyną dla niej nadzieją na jego odzyskanie jest kosztowna operacja. Film trwa zaledwie piętnaście minut, ale mimo to widać w nim głęboką psychologię. Żebyście mogli zrozumieć, co dokładnie mam na myśli, jutro udostępnię go jako media. Naprawdę, jestem ciekawa Waszych opinii. On mnie porusza o tyle, że wiele osób, które tracą wzrok nagle, zostaje może nie do końca samotnych, ale otacza je dużo mniejsze grono przyjaciół, znajomych, jakby to, że ktoś nie widzi było albo jakąś chorobą, którą można się zarazić, albo, co gorsza, tej konkretnej osoby winą. Naprawdę, smutne to takie.
No nic, kończę to moje skrobanie, może uda mi się jeszcze zasnąć, żeby jakoś przetrwać od szóstej do tej trzynastej. Oczywiście o jedenastej przerwa, a więc i drzemka, więc jakoś to będzie.
Pozdrawiam Was serdecznie.
A. J.

Kategorie
Przemyślenia

Świat zwariował?

EltenLink