Kategorie
Znalezione, podesłane

Śląska wyliczanka

Witajcie.
Przeglądam dysk i znalazłam to. 🙂 Nie połamcie sobie języka. 😀
P.S. Nie pamiętam, gdzie to znalazłam, gdzieś w sieci zdaje się.

Już mom nowo wyliczanka,
Ślonski krupniok to kaszanka.
Polsko babka to jest zista,
Piwa skrzynka to jest kista,
Ślonski fater to jest tata,
Wasz pomidor to tomata.
Wy mówicie my godomy,
U was babcie u nas omy.
Z włosów spinka u nos szpanga,
Zwykle trzepak to klopsztanga.
Tam pociągi u nos cugi,
Garnitury to ancugi.
Filiżanka to jest szolka,
Pani z polski to gorolka.
Rowerowy łańcuch to je keta,
A fuzekla to skarpeta.
Na landrynki godom szkloki,
Z owsa placki – hawerfloki.
Polski Józef to jest Zefel,
Za to guzik to jest knefel.
Tam się grzeje tu hajcuje,
Jak się śpieszy to piluje.
Tam tablica tu tabula,
A pierwiosnek to prymula.
By upiększyć – pomaluje,
By ugryfnić – posztrajhuja.
Tam zasłony a tu sztory,
Jak mom krankol- jestem chory.
Na pół litra godom halba,
Zaś weranda to jest lauba.
Jak oszczędzam to szporuja,
Jak chcę wietrzyć to luftuja.
Dowo pozór – jest ostrożna,
Fuzbal to jest piłka nożna.
Poduszeczka to zagłowek,
A przikopka to jest rowek.
Tam walizka a tu kofer,
A kierowca to jest szofer.
Awantura – u nos haja,
Tam jest grupa a tu zgraja.
W szafie wieszak – w szranku bigiel,
U was wiadro a tu kibel.
Mamlas – to niezdara,
A plebania to jest fara.
Sok z kapusty to jest kwaska,
A fartuszek to zopaska.
U nos lyjty, u was lanie,
Wasze kłucie, nasze żganie.
Panna z dzieckiem to zowitka,
Kromka chleba u nos sznitka.
A motyle -szmaterloki,
Łyżwy z korbką to kurbloki.
Dużo mówić to fandzolić,
Lekceważyć- u nos smolić.
Włóczyć się to znaczy smykać,
U was modlić u nos rzykać.
Schacharzony to zepsuty,
Tu szczewiki a tam buty.
Seblyc sie to jest rozbierać,
Roztopiyrzać to rozpierać.
U was katar u nos ryma,
Denaturat to jest bryna.
Tu wyklupać tam wytrzepać,
U was rzucać, u nos ciepać.
Iść na randkę to zolycić,
U was zlapać u nos chycić.
U was rura u nas ruła,
A piekarnik to bratruła.
Tu zmarasić tam zabrudzić,
Tam sprowadzić a tu skludzić.
Ciepać machy – stroić miny.
Tam obierki – łoszkrabiny.
Grysik to jest manna kasza,
Zamiast wusztu jest kiełbasa.
Powóz konny to jest fura
A napisoł to Szymura.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Ciekawostki o Enyi, czyli wszystko to, co udało mi się znaleźć

Ostrzeżenie: Długi wpis.
Witajcie.
Jako, że pogrzebałam trochę w internetach i odkopałam rzeczy archiwalne, to dzielę się z Wami tym, co mam. Nawet odkopałam magazyn, którego myślałam, że nie mam. Ale oczywiście był, na drugim dysku. 😀
Trzeba dodać, że blog Eltenowy to takie moje archiwum wszystkiego, także… Dawidzie, strzeż go. 😀
Są to wszelkie wiadomości na temat Enyi. Wiem, że dużo informacji się może powtórzyć, za co przepraszam, ale jest też wiele rzeczy bardzo ciekawych, cytatów, wypowiedzi i tak dalej, także myślę, że kogoś tym zainteresuję.
Jak znajdę, a pewnie znajdę, podrzucę Wam też wywiad, który swego czasu przetłumaczyła mi Małgosia, za co z tego miejsca jej serdecznie dziękuję.
Dobra, dość mojego gadania. Zostawiam Was z Enyą. <3
Miłej lektury.

Czas najpierw na magazyn, z racji, że jest on najstarszy chyba, tak ogólnie rzecz mówiąc z tego całego zestawienia.

Klan Brennanów

EITHNE PATRICIA NI BHRAONAIN
(Eithne Brennan) urodziła się 17 maja 1961 we wsi Dore w gminie Gweedmore na terytorium hrabstwa Donegal w północno-zachodniej Irlandii. W tamtych stronach nadal obowiązuje rdzenny celtycki język galijski toteż mała Eithne zetknęła się z angielskim dopiero w wieku trzech lat.
Ciekawostką w jej kompletnych personaliach jest przedrostek „Ni", który znaczy „córka" (Eithne Patri- cia córka Brennanów). Eithne to podobno żeński od-powiednik męskiego Aidan (oznacza „ogień") i wy-mawia się podobnie do „Enya". Tę uproszczoną, fonetyczną pisownię swojego imienia Enya stosuje, by ułatwić życie fanom, dziennikarzom i wszystkim tym, którzy niewątpliwie łamaliby sobie język, próbując poprawnie odcyfrować oryginalny zapis jej imienia i nazwiska.
Jest jednym z dziewięciorga dzieci małżeństwa Leo i Baby Brennan. Ma cztery siostry i ty- luż braci. Pochodzi z bardzo religijnej rodziny o silnych, muzycznych tradycjach. Jej matka była nauczycielką muzyki, a ojciec (saksofonista – śpiewak) kierował znanym w całym hrabstwie swingowym zespołem Slieve Foy Dance Band. Zamiłowanie do muzyki objawiali także jej dalsi krewni, którzy często odnosili sukcesy w lokalnych festiwalach muzyki ludowej. Enya debiutowała na scenie uczestnicząc wraz z rodzeństwem w konkursach śpiewu już jako czteroletnia dziewczynka. Potem, w szkole podstawowej zetknęła się z muzyką klasyczną i fortepianem. W 1976 jej siostra Mary, bracia Kieran i Paul oraz dwaj wujkowie Patrick i Noel Dugganowie założyli folkowy zespół Clannad, który swoją nazwę wywodził od wcześniejszej — An Clann As Dobhar czyli „Rodzina z Gweedore". Podczas gdy Clannad stopniowo uwalniał się spod wpływu amerykańskiego country i zmierzał ku oryginalnemu, irlandzkiemu folklorowi, Enya kontynuowała edukację w przyklasztornej szkole z internatem. Gdy skończyła 16 lat, ostatecznie postawiła na muzykę wybierając naukę w collegu o artystycznym profilu. Często sięgała wówczas po farby i pędzel, spod którego wychodziły piękne akwarele. Aż do 1979 studiowała muzykę poważną. Rok później postanowiła porzucić naukę, gdy od menedżera Clannad nadeszła propozycja wstąpienia do zespołu.
W 1980 po raz pierwszy wystąpiła w telewizji. W programie „Sunday, Sunday" transmitowanym przez ulsterski kanał ITV prezentowano obiecujące, młode twarze irlandzkiej muzyki. Wkrótce potem menedżer Clannad, Nicky Ryan (wcześniej interesami grupy zajmowała się — Fachtna O'Kelly, która przeszła do Boomtown Rats), zaproponował jej przyłączenie się do zespołu.

W wywiadzie dla Sunday Times
Nicky wspomina:
„Od dawna wiedziałem, że Enya posiada wokalny talent i skalę głosu szerszą niż Maire (Brennan). Dlatego bez wahania włączyłem ją do grupy. To był mój pomysł, nie Clannadu. Dała się w końcu przekonać i niezbyt chętnie przyłączyła się do zespołu. Tym bardziej poczułem się odpowiedzialny za jej przyszłość
Enya niechętnie wspomina ów epizod ze swojej kariery:
„Byli moją rodziną, a mimo to mało ich znałam. Kiedy ja chodziłam jeszcze do szkoły, oni byli w trasie. Prawie nigdy się nie widywaliśmy. I oto nagle zaczęłam przebywać z nimi L4 godziny na dobę, przemierzając całą Europę wzdłuż i wszerz. Nie mieliśmy ze sobą prawie nic wspólnego. Między mną, a najmłodszym z nich była różnica dziewięciu lat! Byłam po prostu ich młodszą siostrzyczką, nie traktowali mnie poważnie. Nie bawiło mnie spędzanie z nimi czasu, bo lubiliśmy robić zupełne inne rzeczy. W końcu rozstaliśmy się. Naszym rodzicom było bardzo przykro…"
Enya wzięła udział w nagraniu dwóch albumów ~ Clannad: Crann Uli (1981) oraz Fuaim (1982) a jej wkład w ówczesne brzmienie zespołu słychać w partiach wokalnych oraz w dźwiękach elektrycznego fortepianu Wurlitze- ra i syntezatora Prophet 5. Enya występowała z Clannad do lutego 1982 i po zakończeniu długiej, europejskiej trasy koncertowej, opuściła zespół. Wraz z nią z zespołem pożegnał się Nicky Ryan, którego miejsce zajęła Fachtna 'Kelly. Po rozstaniu z Clannad zamieszkała w Artane, północnej dzielnicy Dublina. Los, wspólne mieszkanie oraz muzyczny staż w Clannad, zetknęły ją wówczas z małżeństwem, któremu — jak sama podkreśla — zawdzięcza swoją solową karierę. Menedżer, producent i reżyser nagrań — Nicky Rayan oraz jego pochodząca z Belfastu żona — Roma, autorka tekstów piosenek, wkrótce stali się dla Enyi jakby drugą rodziną. Nicky od dawna przyjaźnił się i współpracował z klanem Brennanów. W swoim domu zbudował własne studio — Aigle, w którym Enya udzielała się w chórkach wspierając m. in. Christy Moore podczas nagrywania albumu „Ordinary Man".
Mając nieograniczony dostęp do studia i klawiszowej elektroniki, Enya zaczęła też wykorzystywać swój uśpiony dotąd talent kompozytorski. W 1983 nagrała dwa instrumentalne utwory własnego autorstwa: „The Solar Wind" oraz „Miss Clare Remem- bers". Oba tytuły znalazły się potem na kompilacyjnym albumie „Touch Travel".

Pierwsze uznanie

Pewnego dnia Roma Rayan wysłała kasetę demo z niepublikowanymi, solowymi utworami Enyi do znanego producenta filmowego, Davida Put- tnama (m. in. Rydwany Ognia i Midnight Express) a on od razu zaproponował artystce stworzenie muzyki do filmu „The Frog Prince".
Obrazy wzbogacone czarującym i delikatnym jak piórko kolibra głosem Enyi oraz tajemnicze i piękne teksty Romy Ryan pisane | w rzadko słyszanych językach (walijski, łacina, szkocki gaelic) otworzyły przed spranionymi nowych wrażeń słuchaczami widoki dotąd w muzycznym krajobrazie niespoty- ! kane. Enya grała na niemal wszystkich instrumentach. Tylko w trzech utworach pojawili się goście. W nagraniu zamykającym płytę Enya pojawia się łagodne brzmienie skrzypiec Patricka Hallinga, w utworze „The Sun In The Stream" na kobzie gra mistrz Liam O'Flynn. Wreszcie, w jedynej śpiewanej tu po angielsku, piosence „I Want Tomorrow", na gitarze gra Arty McGlynn. To właśnie ta piosenka została wybrana na singla i do teledysku a ciekawostką jest, że w wersji video gitary w tym utworze nie słychać. Płyta przyniosła Enyi pierwszy, komercyjny sukces i szybko dotarła do pierwszego miejsca na irlandzkiej liście albumowych bestsellerów. W 1987 głos Enyi recytującej fragment Biblii pojawił się na debiutanckiej płycie Sinead O'Connor „The Lion And The Cobra" w utworze „Never Get Old". Jednak dla Enyi najważniejsze w owym roku były rozmowy z menedżerem koncernu WEA, Robem Dickinsem. Ich efektem miało być podpisanie kontraktu na nagranie w 1987 drugiego albumu Enyi — „Watermark" z wielkim przebojem „Orinoco Flow", dzięki któremu o utalentowanej solistce z Irlandii usłyszał cały świat. Ten najbardziej znany utwór z jej repertuaru dotarł do pierwszego miejsca na listach przebojów w Anglii i Holandii, a „Watermark" rozszedł się w nakładzie przekraczającym 10 milionów egzemplarzy uzyskując status platynowej płyty w 14 krajach.

Day Without Rain

Pieniądze zarobione na tym filmie zainwestowano w udoskonalenie studia, a uznanie Puttnama zachęciło ją do dalszych eksperymentów. W latach 1984-86 Enya całymi dniami i nocami nie opuszczała domu, cały czas poświęcając tworzeniu coraz bardziej oryginalnej muzyki. Do dźwięków produkowanych przy pomocy syntezatorów Yamaha KX88 i Roland Juno 60 oraz samplera Kurz- weila dodawała naturalne brzmienia fortepianu oraz swój głos. Nicky wszystko cierpliwie nagrywał a potem pomagał Enyi w nadaniu kolejnym utworom ostatecznego kształtu. Kolejnym egzaminatorem jej artystycznych możliwości był producent Tony McAuley oraz telewizja BBC. Tym razem, renomowany zleceniodawca zwrócił się z prośbą o napisanie muzyki do serialu „The Celts" dokumentującego liczącą 2700 lat historię cywilizacji celtyckiej. Realizacja tego prestiżowego projektu zajęła artystce 10 miesięcy, a muzyka okazała się na tyle ciekawa, iż BBC postanowiła wydać na płycie wybrane fragmenty ścieżki dźwiękowej jeszcze przed emisją serialu. Album ukazał się w 1987 pt. „Enya" i, nie licząc maxi-singla z utworem „Oiche Chiun", wyznacza początek solowej dyskografii artystki. Posługując się techniką zwielokrotnienia planów dźwiękowych i nakładając na siebie, niekiedy 80 głosów i brzmień, Enya wypracowała charakterystyczne, własne brzmienie. Wielobarwna faktura dźwiękowej materii, przestrzenne i monumentalne muzyczne.

Maire Brennan

Enya pracowała nad albumem, a singiel „Orinoco Flow" został wydany nieco wcześniej. Clannad miał akurat sesję nagraniową w studiu. Byliśmy bardzo podekscytowani z jej powodu. Singiel był akurat na 11 miejscu listy przebojów, lecz my byliśmy pewni, że będzie piął się w górę. Tydzień wcześniej obejrzeliśmy ją w Top of the Pops, dlatego w niedzielny wieczór wyczekiwaliśmy razem w budynku obok studia, by wysłuchać najnowszego notowania Top Forty. Nasz najmłodszy brat, Bartley, pracował w Londynie i przyjechał, by wysłuchać wraz z nami najświeższych wiadomości. I oto numer jeden! Wszyscy krzyczeliśmy, ściskaliśmy się nawzajem. Najpierw rozmawialiśmy z Enyą przez telefon. Wszyscy tak piszczeli, że prawie nie było nic słychać. Była taka szczęśliwa a my czuliśmy, że dzielenie tego momentu z nami, nawet przez telefon, było dla niej specjalną chwilą. Potem zadzwoniliśmy do naszego brata Leona, który był w Donegal. Akurat zawoził Mamusię do kościoła. Od razu zaczęli gorączkowo dostrajać stację w samochodzie, aby usłyszeć wyniki listy. Cała rodzina była wniebowzięta. Tego wieczora, przy kolacji otworzyliśmy butelkę szampana i wznieśliśmy toast za sukces Enyi.

Shepherd Moons"

Jej kolejny, nie mniej wspaniały album — „Shepherd Moons" ukazał się w 1991 i dostarczył fanom świeżą porcję muzyki utrzymanej w klimacie, za który Enya zdobyła uznanie oraz sympatię całego świata.
Ci, którzy oczekiwali od niej nowego przeboju na miarę „Orinoco Flow", nie zawiedli się odkry-wając na tym krążku piosenkę „Carribean Blue".
Utwór stał się muzyczną lekturą obowiązkową rozgłośni radiowych na wszystkich kontynentach i dotarł nawet na ścieżkę dźwiękową jednego z odcinków serialu „Słoneczny Patrol", (na szczęście Pamela Anderson nie próbowała go zaśpiewać…). Cały album spędził 199 tygodni na liście bestsellerów tygodnika Billboard i znalazł ponad 11 milionów nabywców. Inne nagranie z tej płyty — „Book of Days" także zrobiło filmową karierę, wspomagając kinowy obraz Rona Howarda: „Far and Away". Za płytę „Shepherd Moons" Enya otrzymała ponadto swoją pierwszą i nie ostatnią nagrodę Grammy. W 1992 postanowiła odmłodzić o 5 lat repertuar swojej debiutanckiej płyty z muzyką napisaną dla potrzeb serialu „The Celts". Nowa wersja zestawu jej kompozycji z 1987 otrzymała taki sam tytuł jak film zrealizowany przez BBC. Tymczasem cierpliwość fanów spragnionych premierowej muzyki Enyi została wystawiona na długą próbę czasu. Dopiero po czterech latach od wydania „Shepherd Moons", światło dzienne ujrzała płyta „The Memory Of Trees". Tworzenie i rejestrowanie muzyki do tej wyjątkowo urokliwej płyty przebiegało według tra-dycyjnych reguł. Za wszystkimi utworami kryje się zgrana trójka solidarnie i od początku pracująca na światowy sukces fenomenu o imieniu Enya. Artystka wzięła na siebie odpowiedzialność za każdy pojawiający się na płycie dźwięk oraz wszystkie partie wokalne, Nicky Ryan zajął się produkcją nagrań i techniczną obsługą studia a teksty do jedenastu, śpiewanych w kilku językach, utworów napisała oczywiście Roma Ryan.
Ona także była pomysłodawczynią tytułu płyty, który nawiązuje do staroirlandzkiej tradycji, w której galijscy druidzi wierzyli, iż drzewa posiadają tajemną moc i własny umysł. Płyta „The Memory of Trees" przyniosła Enyi kolejną nagrodę Grammy wspartą wieloma superlatywami ze strony krytyków i fanów. Od 1996, do jej fanów zalicza się także papież Jan Paweł II, któremu artystka została przedstawiona w Watykanie z okazji koncertu charytatywnego zorganizowanego tuż przed Bożym Narodzeniem. Muzykę Enyi lubi także król Szwecji, któremu zagrała i zaśpiewała na pięćdziesiąte urodziny.
W 1997 Enya postanowiła zaserwować światu powtórkę ze swoich największych przebojów na re-trospektywnym albumie „Paint The Sky With Stars" z dwoma premierowymi piosenkami — tytułową oraz „Only If'.

Wiele spośród jej piosenek nie ma angielskich tekstów.
W jakich innych językach śpiewa?
Głównym językiem piosenek, które śpiewa Enya jest irlandzki. Poza tym cztery piosenki z jej repertuaru mają teksty łacińskie: Pax De- orum, Tempus Vernum, Cursum Perficio, Afer Ventus, jedną śpiewa po walijsku (Dan Y Dwr) i jedną po hiszpańsku (La Sońadora). Ponadto, kilka wersów tekstu utworu „Only If" Enya
śpiewa po francusku.

Kim są Rob Dickins oraz Ross pojawiający się w tekście przeboju „Orinoco Flow"?
Rob Dickins był dyrektorem brytyjskiej filii koncernu WEA a Ross Cullum, pracował jako inżynier dźwięku podczas sesji nagraniowej albumu „Watermark".

Co z jej koncertami na żywo?
Na razie do nich nie doszło, ale w roku 2001 prawdopodobnie odbędzie się krótka trasa. Przygotowania do tego przedsięwzięcia muszą uwzględnić wprowadzenie nowej instrumentacji oraz zaaranżowanie partii chóru. Nad jednym utworem Enya pracuje w studiu przez kilka tygodni, na scenie musiałaby osiągnąć podobny efekt w ciągu ok. 3 minut. Nawet gdyby dysponowała najlepiej przygotowanym chórem, jego partie nie zabrzmią tak jak wokalizy spreparowane w studiu. W przeszłości Enya pojawiała się na scenie Cm. in. występowała przed Papierzem) ale posługiwała się wówczas całkowitym lub częściowym playbackiem.

Ile sprzedanych płyt ma na swym koncie?

Jej albumy znalazły dotąd ok. 45 milionów nabywców. Plasuje to Enyę na drugim miejscu wśród irlandzkich wykonawców — po TJ2. Taki wynik gwarantuje jej miejsce w gronie
stu najbogatszych osób w Irlandii.

Co słychać w grupie Clannad i klanie Brennanów?

Ostatni sukces zespołu to nagroda Grammy za „Landmark" — najlepszą płytę w stylu new age. Paul Brennan opuścił Clannad na przełomie 1989/90 i od tamtej pory nagrywał i występował z triem Tristan. W ubiegłym roku ukazała się jego solowa płyta. Maire Brennan zrealizowała cztery solowe płyty: Maire (1992), Misty Eyed Adventures (1994), Perfect Time (1998) oraz Whisper To The Wild Water.

Kolej na zlepki z internetu:
W roku 1988, w momencie gdy utwór "Orinoco Flow" podbijał serca milionów ludzi na całym świecie, Enya miała 27 lat, nie słuchała radia i bez oporów przyznawała się dziennikarzom, że w życiu nie kupiła ani jednej płyty żadnego artysty. Enya miała jednak styczność z muzyką w swoim domu rodzinnym. Babcia grała na perkusji, dziadek na pianinie.
Nie dlatego, że nie było ją na to stać. Po prostu żaden album nie spodobał się jej na tyle, żeby go kupić, a o nowych artystach niewiele wiedziała, bo w trosce o unikatowość swojej muzyki wolała trzymać się z dala od hitów lat 80.

Eithne Patricia Ní Bhraonáin (bo o niej mowa) urodziła się 17 maja 1961 roku w Gweedor na południu Irlandii jako szóste z dziewięciorga dzieci. Imię otrzymała na cześć celtyckiej bogini Ethlin. Pochodzi z małej wioski, gdzie mówiono w języku gaelickim, toteż jej pierwszym językiem jest rdzenno-celtycki, co wielokrotnie wykorzystywała w późniejszej twórczości.

Jej tata był liderem zespołu Slieve Foy Band, mama zaś występowała w grupie tanecznej, a po jej rozpadzie została nauczycielką muzyki. Enya pojawiła się po raz pierwszy na scenie już w wieku trzech lat. Gdy miała lat jedenaście rozpoczęła naukę w przyklasztornej szkole w Millford, gdzie studiowała fortepian i muzykę klasyczną. W wieku lat siedemnastu kontynuowała naukę w college'u, studiując muzykę poważną.

Miała czterech braci i cztery siostry. W roku 1980 przyłączyła się do rodzinnego zespołu Clannad, który składał się z jej dwóch braci, siostry i dwóch wujków. W zespole nie pełniła ważnej funkcji, w niektórych utworach dogrywała chórki i akompaniowała na elektrycznym pianinie. W dwa lata później za namową producenta i menadżera grupy, Nicka Ryana, opuściła szeregi zespołu. Był on zażenowany i zirytowany tym jak członkowie Clannad traktują młodszą siostrę.

– Płacili jej jedynie kieszonkowe i formalnie nie uznawali za członka zespołu – powiedział na łamach "Record Mirror". – Nakłaniałem ich, żeby otrzymywała uczciwe wynagrodzenie, ale oni byli zdania, że musiałaby sobie na to zasłużyć, tak jak oni.

Enya postanowiła rozpocząć karierę solową. Przeniosła się do Dublina, gdzie zamieszkała z Nickiem i jego żoną Romą. Oboje darzyli ją dużą sympatią i otaczali troskliwą opieką. Odegrali też ważną rolę w procesie twórczym młodej artystki. Nick produkował i aranżował jej pomysły, a Roma pisała do nich teksty. To właśnie ona wysłała taśmę z muzyką Irlandki do Davida Puttnama, co zaowocowało współpracą tych dwojga przy ścieżce muzycznej do filmu "Żabi książę" z 1984 roku. Następnie artystka otrzymała propozycję skomponowania muzyki do serialu dokumentalnego o kulturze celtyckiej emitowanego w BBC. Muzyka z "The Celts" była na tyle dobra, że doczekała się również osobnego wydania sygnowanego jej imieniem.

Album usłyszał prezes Warner Music. Poznał Enyę na ceremonii Irish Awards i zaproponował współpracę.

– Podpisałem z nią kontrakt nie zważając na to, czy posiada jakikolwiek komercyjny potencjał – wspomniał na łamach "Los Angeles Times". – Byłem po prostu jej fanem.

W 1987 roku Enya pojawiła się na płycie debiutującej wówczas irlandzkiej wokalistki Sinéad O'Connor. W utworze "Never Get Old" wypowiada słowa Psalmu 91 w języku gaelickim.

Rok później ukazała się jej debiutancka i przełomowa zarazem płyta "Watermark". Pierwszy singel "Orinoco Flow", napisany jako ostatni utwór na płytę, stał się w zadziwiająco szybkim tempie przebojem na skalę światową. Utwór początkowo dotarł do pierwszego miejsca listy przebojów w Wielkiej Brytanii, a potem kolejno zdobywał rzesze fanów na Starym Kontynencie i za oceanem. Album do dzisiaj sprzedał się w liczbie ponad ośmiu milionów egzemplarzy. Krytycy muzyczni rozpływali się w zachwytach, nazywając muzykę Enyi nowatorskim podejściem do gatunku New Age, z czym ona sama nie do końca się zgadzała.

– Jestem uduchowioną osobą i po prostu ubóstwiam melodie – wyjaśniała w wywiadzie dla http://MusicAndMeaning.com – Kocham silną, wyrazistą melodykę. Słyszę ją w tradycyjnej muzyce irlandzkiej, w muzyce klasycznej, w hymnach.

Słuchając jej muzyki można było odnieść wrażenie, że Enya to eteryczna kobieta populacji New Age żyjąca w zamku z kamienia, w którym komnaty rozświetla jedynie światło świec. W rzeczywistości to pełna życia osoba, która uwielbia podróżować, spędzać czas z przyjaciółmi, z rodziną i ma bzika na punkcie kotów. W pewnym momencie posiadała ich aż 12.

Następny album, "Shepherd Moons", wydany w 1991 roku, przyniósł wokalistce pierwszą nagrodę Grammy w kategorii najlepszy album New Age. Krążek rozszedł się w nakładzie 10 milionów egzemplarzy i ugruntował silną pozycję Enyi na rynku muzycznym. Kolejna płyta, "The Memory of Trees", nie powtórzyła sukcesu komercyjnego poprzedniczki, ale przyniosła artystce drugą statuetkę Grammy.

W tamtym okresie jej utwory chętnie wykorzystywała nie tylko branża filmowa, ale i inni artyści. W 1996 roku skandal wywołało zachowanie grupy The Fugees. Członkowie tej formacji użyli w swoim popularnym singlu "Ready or Not" fragmentów utworu "Boadicea", nie pytając Enyi o zdanie i nie uwzględniając jej w wykazie autorów piosenki (skruszony zespół przeprosił później za arogancję i oddał artystce 100 procent zysków jakie przyniósł ten utwór). Tego samego fragmentu użył również Puff Daddy, tyle, że już zupełnie legalnie. Utwór "I Don't Wanna Know" nagrany z Mario Winansem, artystą R&B, podobnie jak "Ready or Not", okazał się wielkim przebojem.

W 2000 roku wydana została najpopularniejsza płyta artystki, krążek o tytule "A Day Without Rain". Album znalazł ponad 15 milionów nabywców na całym świecie (żaden inny longplay wokalistki nie sprzedał się tak dobrze) i był najczęściej kupowaną płytą na świecie w roku 2001. Enya otrzymała za nią kolejną statuetkę Grammy. Pierwszy singel, "Only Time", zrobił zawrotną karierę, pozostając do dzisiaj najbardziej rozpoznawalnym utworem irlandzkiej artystki, obok "Orinoco Flow".

Po zamachu terrorystycznym z 11 września powstał remiks tego utworu z wplecionymi cytatami osób mówiących o tragedii, zaczerpniętych z amerykańskich programów informacyjnych. Szybko podchwyciły go stacje radiowe.

– Kiedy dowiedziałam się, co się stało z tą piosenką, poczułam się bardzo dziwnie – powiedziała w wywiadzie dla MTV. – Jest to jednak niesamowite. Traktuję to jako wyraz uznania dla mojej muzyki. Ludzie opowiadają mi jak ta piosenka wpłynęła na ich życie. To dobrze, że moja twórczość potrafi być wiernym towarzyszem zarówno w chwilach radości, jak i w chwilach smutku.

W 2001 roku reżyser Peter Jackson poprosił Enyę o napisanie dwóch utworów na soundtrack pierwszej części Władcy Pierścieni. Nie trzeba było jej długo przekonywać, gdyż sama była fanką Tolkiena. W efekcie powstały dwa utwory, napisany w fikcyjnym języku elfickim "Aniron" i "May it Be". Drugi z nich został nominowany do Oscara, a artystka wykonała ten utwór na żywo podczas gali.

Kolejny longplay "Amarantine", wydany w 2005 roku, przyniósł Enyi czwartą statuetkę Grammy. W 2007 roku ustalono, że irlandzka wokalistka sprzedała łącznie ponad 70 milionów egzemplarzy płyt. Promotorzy i ludzie zajmujący się przemysłem muzycznym zachodzą w głowę, jak udało się jej osiągnąć taki poziom sprzedaży bez wyczerpujących tras koncertowych.

Nikt jednak nie jest w stanie wyjaśnić fenomenu tej skromnej dziewczyny z małej wioski na południu Irlandii.

Od 1997 roku mieszka w zamku w Killney, dzielnicy Dublina. Nadała mu nazwę Manderley. Zbudowany jest w stylu wiktoriańskim. Niedaleko mieszka lider irlandzkiego zespołu "U2". Enya jest katoliczką. Uwielbia koty, szampana i białe wino. Ulubionym jej kompozytorem jest Siergiej Rachmaninow, a książka do której wraca to "Władca Pierścieni" Tolkiena.
Z rodziną i przyjaciółmi Enya porozumiewa się w swoim ojczystym języku, irlandzkim. Chciała zostać nauczycielką muzyki, lecz nie żałuje, że nią nie została. Kocha koncerty, kontakt z ludźmi. Bardzo cenne są dla niej opinie swoich słuchaczy na temat każdej nowej płyty. Nie jest niedostępną "gwiazdą". Mimo sukcesów jakie odnosi pozostała osobą skromną, nie zabiegającą o rozgłos. Wyraża siebie poprzez swoją muzykę, toteż poświęca jej wiele czasu, komponując, czy pracując w studiu. Gdy tworzy, zapomina o całym świecie. Daje się ponieść melodii. Efekty tego nieraz ją zaskakują. Swój wolny czas, którego nie ma za wiele lubi spędzać w samotności, siedząc w ciszy. Interesuje ją, jak odbierane są utwory, które pisze. Cieszy się, gdy ludzie sami interpretują je na swój sposób. Inspiracje do nich czerpie z różnych źródeł, miedzy innymi z czasów dzieciństwa, które wspomina z wielkim wzruszeniem.
Teksty Eny'i pisane są w różnych językach, bo angielski nie zawsze komponuje się jej z melodią. Sama przyznaje, że kocha dźwięk łacińskich słów od dziecka, gdyż już wtedy śpiewała pieśni w tym języku.
Na co dzień nie nakłada makijażu. Stosuje go jedynie, gdy nagrywa video i ma sesję zdjęciową do okładek swoich płyt.
Enya4

Enya nazywana jest "celtycką syreną", gdyż podobnie jak i one, ma w głosie ten czar. Jeśli raz zostanie rzucony, trudno się spod jego władzy wyzwolić. Muzyka Eny'i posiada swój specyficzny klimat, który sprawia, że słuchając jej wspaniale się relaksujemy, a wyobraźnia podsuwa nam czasem nieco mroczne obrazy ze świata legend i baśni. Możemy oderwać się nieco od szarości dnia codziennego, zapomnieć o problemach i prowadzeni przez piękną przewodniczkę wyruszyć w dalekie, nieznane miejsca .
Na mnie, delikatny, łagodnie unoszący się na fali dźwięków głos Eny'i ma bardzo pozytywne działanie. Powoduje, że myśli stają się uporządkowane, a umysł jasny i spokojny. Takie wyciszenie pomaga mi szczególnie wieczorem przed snem. Świetną wizualizacją jej muzyki są teledyski. Przeważają w nich elementy natury, takie jak: kwiaty, chmury, deszcz, morze i … kosmos. Te nierealne, ale jakże piękne obrazy wywołują jakąś melancholię, nostalgię za czymś co nieuchwytne, nierzeczywiste. To jakbyśmy ujrzeli swoje marzenia namalowane sprawną ręką artysty, który rozpościera przed nami cały wachlarz subtelnych uczuć, emocji i doznań.
Muzyka Eny'i to niezwykła uczta dla uszu, oczu, ale i duszy. Wszystkich, którzy ulegli już jej urokowi nie muszę zachęcać, natomiast tych, którzy jej jeszcze nie znają zapraszam na pierwsze z nią spotkanie.

Enya – Shepherd Moons (Irlandia) 1991 (Wizjer nr 32)
"Najbardziej zadowalającą częścią bycia Enyą, to kiedy ktoś podchodzi do ciebie i mówi, 'Twój album jest cudowny i mnie bardzo uszczęśliwił.' Wszystkie miesiące pracy wychodzą wtedy przez drzwi, a ty myślisz 'To wszystko było tego warte'." 
                                                                                        Eithne Patricia Ní Bhraonáin (Enya)
Enya+-+Shepherd+Moons_
Kiedy w roku 1970 powstała irlandzka grupa Clannad, nikt nie przypuszczał, że zespół ten wyznaczy wkrótce jeden z najważniejszych nurtów w muzyce europejskiej. Stylistyka new age z elementami muzyki celtyckiej od momentu powstania zespołu zdobywała z każdym rokiem coraz więcej słuchaczy na całym świecie, zaskakując tym chyba najbardziej samych twórców. Już właściwie w roku 1968 troje z dziesięciorga rodzeństwa – Máire, Ciarán i Pól Bhraonáin stworzyło grupę o trudnej do zapamiętania nazwie An Clann As Dobhair, którą w roku 1970 przemianowali na Clannad. Dziewięć lat po powstaniu nowej nazwy, do zespołu dołączyła kolejna wokalistka wywodząca się z rodziny Bhraonáin, grająca też na instrumentach klawiszowych – Eithne, znana później jako Enya. W roku 1982 Enya opuściła Clanad wraz z Nickiem Ryanem, ówczesnym producentem i menedżerem grupy. To właśnie oni oraz żona Nicka Roma Ryan – autorka tekstów stanowili o sukcesie artystycznym nowego projektu. Tylko do tej pory artystka sprzedała ponad 50 milionów egzemplarzy swoich albumów na całym niemal świecie i niewątpliwie na ten sukces ogromny wpływ miały jej rodzinne tradycje muzyczne. Dziadkowie Enyi wraz ze swoim zespołem wędrowali po wszystkich zakątkach Irlandii. Ojciec był liderem grupy Slieve Foy Band, a mama tańczyła i śpiewała w zespole Gweedore Comprehensive School. Sheperd Moons jest albumem wydanym w roku 1991 i zawiera spójne stylistycznie, nastrojowe ballady z charakterystycznym celtyckim brzmieniem, które stanowiło inspirację dla sporej grupy późniejszych naśladowców artystki.

Wielu wykonawców tak bardzo wzorowało się na stylu wypracowanym przez Enyę, że często byli myleni przez licznych odbiorców z nią samą. Dotyczy to m.in. projektu o nazwie Adiemus, czy też muzyki z filmu "Gladiator". Enya nigdy nie zabiegała o bycie celebrytką, a jednocześnie i tak potrafiła zdobyć znacznie większy rozgłos od wokalistek z pierwszych stron tabloidów. "Niektórzy artyści lubią bycie ważniejszym od swojej muzyki. Mnie to nie interesuje – mówi Enya – Nawet dzisiaj, gdy wchodzę do holu w jakimś hotelu, ludzie po prostu mnie nie rozpoznają. Ale wielu z nich zna moją muzykę. To dobrze dla niej i w zupełności mi to odpowiada. Swój sukces potrafię traktować z dystansem. Pozwalam muzyce wypłynąć." Najciekawszym utworem na płycie jest jedyna chyba kompozycja w karierze artystki zagrana w rytmie "na trzy", charakterystycznym dla przeróżnych odmian walca. "Caribbean Blue" podobnie jak cały album przenosi nas w klimat celtyckich legend, odznaczając się ponadto nastrojem wprowadzającym słuchacza w rodzaj tanecznego transu, będącego swoistą muzyczną hipnozą. Enya często skarży się na brak wolnego czasu. Dlatego jest on dla niej niezwykle cenny i lubi spędzać go w ciszy samotności. „Czasami wychodzę ze studia i widzę zwykłych ludzi, którzy normalnie pracują i wtedy im zazdroszczę”. Tęsknota za oderwaniem się od rozhukanej codzienności i zatopienie się w mistyczny świat marzeń i snów… Kto z nas za tym nie tęskni? Chyba właśnie dlatego gatunek muzyczny stworzony przez Enyę i jej rodzeństwo z taką łatwością zdobył muzyczne rynki, pomimo że daleko mu do przebojowości. Muzyka z albumu Shepherd Moons uzależnia i powoduje ogromną potrzebę doświadczania ciągle nowych wrażeń wywołanych jej słuchaniem. Odbiór tego rodzaju sztuki stanowi rodzaj misterium, podczas którego uruchamia się prowadząca do kontemplacyjnych rozmyślań wyobraźnia.

Smakując muzyki z tej płyty, można odnaleźć utwory muzycznie bardzo złożone, świadomie poprzeplatane z piosenkami łatwiejszymi. Utwory takie jak chociażby wspomniany "Caribbean Blue" nigdy nie schodzą poniżej poziomu, do którego wokalistka przyzwyczaiła nas od lat. Są one jednocześnie czymś w rodzaju magnesu mającego przyciągnąć kolejną grupę odbiorców do odkrywania magicznego świata irlandzkich mitów i mistycyzmu Celtów. Przykładem tych mniej przebojowych i stanowiących główny nurt w twórczości artystki utworów, w których wyraźnie słychać echa zespołu Clanad, jest piosenka "Book of Days". Wokalistka świadomie dokonuje takiego zabiegu tłumacząc go w następujący sposób: "Nie boimy się mieć jednego bardzo skomplikowanego utworu, a później czegoś naprawdę łatwego. Jedna z najbardziej atrakcyjnych cech albumu to to, że nie starasz się, aby każdy dźwięk był ogromny, pozwalasz niektórym małym, wątłym, a nawet zwykłym dźwiękom stać samotnie w dużych lukach." Wieloznaczność treści stanowi niejako zaproszenie ze strony wokalistki do indywidualnej interpretacji. Enya często podkreśla, że treść piosenek w jej mniemaniu powinna być ściśle związana z linią melodyczną oraz z językiem, w jakim owe treści mają być przekazywane słuchaczom. Wokalistka uważa, że słowa powinny obracać się wokół melodii, a dość często język angielski w jej opinii niepotrzebnie ją obciąża. Stąd niektóre piosenki Enyi śpiewane są po irlandzku lub w łacinie, szczególnie ulubionym języku artystki. Wsłuchując się w mistyczne dźwięki Shepherd Moons zachęcam do zastanowienia się nad tym, co miał na myśli wokalista Kobranocki, kiedy śpiewał: "Czy to dla Ciebie coś znaczy, że kocham Cię jak Irlandię?"

Na koniec czas na wywiad:
"Celtycka piosenkarka powraca z albumem i singlem "Echoes In Rain". To, czego większość słuchaczy sobie nie uświadamia, to fakt, że wszystkie albumy Enyi wydane od czasu pojawienia się na świecie "Watermark", którego nagranie zajęło trzy lata, są tworzone w ten sposób, że irlandzka piosenkarka pisze muzykę, gra na wszystkich instrumentach i wykonuje każdą partię wokalną sama. Twórczą moc nad muzyką Enyi roztacza producent Nicky Ryan i tekściarka Roma Ryan. Po siedmioletniej przerwie, ósmy album Enyi "Dark Sky Island" pojawi się 20 listopada. Pierwszy singiel wpasowuje się nierozerwalnie w ponadczasowe brzmienie takich klasyków jak "Orinoco Flow", "Book Of Days", "Caribbean Blue", Anywhere Is" i "Only Time". Podczas jej ostatniej wizyty w Nowym Jorku, mieliśmy szansę spotkać się z Enyą i podyskutować o inspiracjach do "Dark Sky Island" oraz jak album wyciągnął ją z trzyletniej przerwy od nagrywania. Widzę cię dwa dni w tłumie po pierwszej sesji słuchania albumu. Co czujesz będąc w pokoju pełnym pisarzy, którzy właśnie usłyszeli twoją nową muzykę tej nocy?
Enya: Dostać reakcję na coś, z czym żyłam i żyłam przez trzy lata i dostać reakcję tak szybko – ale bardzo pozytywną reakcję – było takie fascynujące.
Co było inspiracją do "Dark Sky Island" tytułowej piosenki na tym albumie?
Enya: Gdy byliśmy na przerwie, Roma Ryan wciąż pisała. Ona pisze dużo poezji w wolnym czasie i pisała wiersze o tych wyspach, a jednej w szczególności – Sark Island. opowiedziała mi historyjkę o Sark Island, gdzie znajduje się wyznaczona przestrzeń ciemnego nieba. Istnieje dość mało wyznaczonych przestrzeni ciemnego nieba na świecie, ale to pierwsza taka wyspa. Żyje tam tylko 600 osób. Zdecydowali się nie mieć samochodów. Można tam się dostać tylko łodzią. Oni przestrzegają też godzin, w których mogą mieć zapalone światła w domach. To umożlwia każdemu naprawdę zobaczyć niebo. Powiedziano mi, że to jest nierozpoznawalne dla nas, bo z tego, co wiemy o niebie, jest tam wiele punktów orientacyjnych. Z tym, że jest tam wiele gwiazd i dlatego jest ono dla nas nierozpoznawalne. To była inspiracja do pierwszej piosenki "Dark Sky Island". Potem skończyło się na tym, że zatytułowaliśmy tak cały album.
Czy miałaś możliwość osobiście odwiedzić Sark Island?
Nie, bo miałam trzyletnią przerwę. Niestety, znałam tylko historię o wyspie, gdy już wracałam do studia. Ona jest na mojej liście. Muszę tam pojechać i zobaczyć to piękne niebo.
Powiedziałaś, że nagrywanie albumu zabiera trzy lata i stale wydawałaś muzykę przez 20 lat aż do albumu "And Winter Came". Co robiłaś podczas przerwy? Tworzyłaś jakiś materiał?
Enya: Nie, w ogóle. Wykupiłam miejsce na południu Francji i podróżowałam po Australii i Europie. Minęło stosunkowo szybko. Gdy popatrzyłam na czas, pomyślałam "Trzy lata?" to minęło jak sześć miesięcy. Pojechałabym do Francji i została dwa miesiące, wróciła do domu odwiedzić Donegal, odwiedzić rodzinę, rodziców. Po prostu ogólnie, goniłam życie.
Kiedy zaczęłaś pracować nad "Dark Sky Island"?
Enya: Na początku 2012 poczułam potrzebę, żeby być znowu w studiu. To oznacza, że inspiracje już tam wszystkie są. Według mnie, jeśli była jakaś inspiracja, piękny moment, krajobraz, historia, coś w tym stylu, czuję, że nie muszę pisać piosenki tam i wtedy. To wymaga za dużo starań. Czuję, że jeśli to jest wystarczająco silne, pójdzie za mną do studia. Chcę wtedy usiąść w studiu i zobaczyć, jakie są wpływy, które są wystarczająco silne. Na początku siedzę sama i piszę piosenki. To bardzo terapeutyczne. Jak mały pamiętnik, do którego zaglądasz po czasie, żeby zobaczyć wszystkie wpływy, z którymi się spotkałeś, i w pewnym sensie widzisz, co z tego się rozwinie. Co było najsilniejszym elementem? Co będzie pierwsze? I pierwsza była "Dark Sky Island".
Więc, żeby powstała piosenka na twój album, oznacza to, że muszą za tym stać historia i uczucie, nieważne, kiedy się pojawi, byle było wystarczająco silne, żeby trwać przez cały proces pisania i nagrywania.
Enya: Osiągnięcie napisania melodii jest dla mnie trochę przytłaczające, bo jest to długi, powolny proces. Ktoś mnie zapytał, "Czy masz bibliotekę z dużą ilością niepublikowanej muzyki?" odpowiedziałam "To, czego słuchasz, to wszystko, co napisałam". Na albumie jest 11 piosenek i trzy bonustracki, które zostaną opublikowaną. Ale to wszystko. To wszystko, co zrobiłam. Niektóre kawałki napisałam, albo wymyśliłam, ale nad nimi nie pracowałam, zapomniałam o nich, nawet nie nagrałam tego pomysłu, wtedy, powiedzmy, sześć miesięcy później, to wraca znów, ale ja wiem czego wymaga, żeby ten pomysł mógł być zakończony. To jest trochę jak koło, kręcisz się i myślisz, czemu to nie działa? I nagle uświadamiasz sobie, że musisz zmienić tą jedną, małą część, albo część przepisać. I już masz swoją piosenkę.
Sprzedałaś przez lata 80 milionów albumów i masz dość wiernych fanów. Czy czułaś jakąś presję ze strony swoich fanów lub obowiązek wobec nich, żeby w końcu zacząć pracę nad nowym albumem po przerwie?
Enya: Nie. Mam najcudowniejszych fanów. We wszystkich listach i wiadomościach wysyłanych do mnie są zawsze tacy cierpliwi i mówią "Wiemy, że potrzebujesz dużo czasu." i "Dziękujemy za muzykę. Z niecierpliwością oczekujemy kolejnego albumu." muszę powiedzieć, że ich wierność jest według mnie ogromna. Poczułam to podczas sukcesu "Watermark", to było trzy lata przed ukazaniem się "Shepherd Moons". "Dark Sky Island" jest wciąż bardzo różnym albumem, komercyjnie. To nie jest coś podobnego do tego, co robi ktoś inny, to piosenki po Gaelicku, piosenki po łacinie i w Loxian. To wszystko różne języki i zawsze myślę, czy ktoś w ogóle będzie tego słuchał? Jesteś zawsze trochę niespokojny, gdy kończysz album. Nigdy nie zakładałam, że istnieje publiczność gotowa na album. Wziąwszy to pod uwagę, po takiej długiej przerwie, myślę, gdzie oni są teraz? I to, co spostrzegłam, to, że nastolatki i dzieci, które słuchały moich poprzednich albumów mają teraz żony i mężów i ich dzieci słuchają mojej muzyki. To zawsze miało ogromny, pokoleniowy urok. I to wciąż istnieje, z tego, co słyszałam od różnych ludzi przez kilka minionych dni. Nie mogę w to uwierzyć.
Pierwsza opublikowana piosenka z tego albumu to "Echoes In Rain". Co było inspiracją dla tej piosenki w szczególności?
Enya: To kontynuacja "Orinoco Flow". Ze względu na text i melodię, wygląda to tak, jakby "Orinoco…" było podróżą, podczas której jedziesz do tych wszystkich miejsc jak do Bisau, do Palau, do Peru, do Cebu – a to jest podróż do domu. To podniecenie tą podróżą. To długa podróż, bo jeśli spojrzysz na to, jest tam dzień i noc, nie wiesz czy to jest rok, czy miesiąc. Ale nostalgia, wspomnienia, to wszystko jest z tobą. To bardzo excytujące. To jest wszystko to, cokolwiek można nazwać domem. To może być po prostu powrót do kraju. To nie musi być koniecznie dom. Kontynuacja "Orinoco Flow" nie była dla nas czymś oczywistym od początku. Najpierw był chór i pomyśleliśmy, że to jest dość pozytywne, ale końcowy kawałek jest zamierzony. Mała część wokalna "AAAaaaah" była w "Orinoco…", więc pomyśleliśmy, czemu by tak nie zrobić, to jest takie jak "Orinoco…"
Piosenka, która najbardziej mnie zaskakuje to "Even In The Shadows".
Enya: To – dla mnie – jedna z bardziej emocjonalnych piosenek o podróżach. Mówi o miłości i o tym, gdzie złość i rozczarowanie nie zostały uporządkowane, przepracowane. "Mogłabym wołać, wciąż wołam, mogłabym spadać, wciąż spadam." Każdy przez to przechodzi. Nie wyróżniam się w tym od innych. Oto, czym jest ta piosenka i to jest bardziej o uzdrawiającym aspekcie tej sytuacji. Doświadczyłeś tego i mówisz, "Życie mija, ale dlaczego ja muszę tego doświadczać?" Uczysz się z niej. Naprawdę musisz podnieść się i radzić sobie z życiem. Czuliśmy, że zamiast robić z tego wolną piosenkę, ona potrzebowała trochę więcej bitu, żeby zaakcentować, że będzie lepiej. Na końcu jest bardziej pozytywna, ponieważ kiedy odrzucasz od siebie swoją złość, to naprawdę świetny sposób na to, żeby po takiej chwili dojść do siebie".

A i na koniec zdanie, które znalazłam gdzieś w internetach, też przeglądając ciekawostki: "Taka jest właśnie Enya, jak kwiat, którego czar będzie trwał wiecznie".

Tym akcentem pozdrawiam wszystkich i trzymam kciuki za tych, którzy przetrwają do końca tego wpisu. 🙂

A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Podesłane przez mamę

witajcie.
Wczoraj napisałam do mamy SMSa z zapytaniem, jak się czuje, a oto, jaką dostałam odpowiedź. 🙂
Tak na pozytywne popołudnie.

Jeśli masz w sercu słoneczną radość,
Nic Ci nie może się stać.
Życie nie złamie nigdy takiego,
Co głośno umie się śmiać.
Łatwo radość zgubić,
Trudno radość znaleźć.
Więc kto radość ceni,
Uśmiecha się stale.
Uśmiech, co na twarzy gości, jest kluczem do radości
z życzliwości do przyjaźni i miłości.

Pozdrówki. 🙂

A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Marta – Film

Kategorie
Znalezione, podesłane

Marta – Zapowiedź

Witajcie!
Tak jak pisałam w nocy, podzielę się z Wami owym filmem, a że trochę się go naszukałam na laptopie, to
oczywiście dopiero w tym momencie to robię. 🙂
Za tem życzę wszystkim miłego odsłuchu.
P.S. Nie ma audiodeskrypcji, musicie to jakoś przeżyć. 🙂
Pozdrówki.
A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Utwór zagadka – Ktoś rozpozna?

Kategorie
Znalezione, podesłane

Znaleziony przed chwilą – zapowiedź

Witajcie.
W zasadzie, to znalazłam to coś przypadkiem. Czytałam jeden artykuł w intrnecie, no i były reklamy, a
po nich zaczął lecieć ten utworek. Zakochałam się w nim od pierwszego usłyszenia, ale Shazam nie chce
mi go rozpoznać i w zasadzie nie wiem, gdzie mogłabym się zwrócić o pomoc.
Może ktoś z Was będzie wiedział, co to jest?
A ów utworek, właściwie jego fragment, bo tyle tylko było, w następnym wpisie.
Pozdrawiam i proszę o pomoc, jeśli to tylko możliwe.
A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Piękny tekst

Witajcie.
Wysłała mi to kiedyś Hazel96, jest to filmik, który co prawda nie wiem, co przedstawia, natomiast jest
naprawdę ładna melodia, a pod nim jest właśnie tekst, którym się chcę z Wami podzielić. Brzmi jak wiersz,
nie jak piosenka, bo sama melodia nie ma słów. Ale śliczny jest.
Tekst poniżej.

PRZYJACIELU…
Daj mi swe dobro, gdy płyną łzy…
Daj mi swą rękę, gdy ciężkie dni…
Unieś wysoko, gdy widzę dno…
Trzymaj w obłokach przez wieków sto…
Bądź mym oparciem, gdy nie mam sił…
Prowadź mnie drogą przez tysiąc mil…
Ozdób kwiatami, by zapach trwał…
Przytul myślami i ogień daj…
Bądź moją wiarą, gdy brak jej mi…
Bądź moim stróżem i pilnuj mych drzwi…
Bądź mą nadzieją na piękne dni.
Bądź przyjacielem mym właśnie Ty.
***ELŻBIETKA ***

Pozdrawiam.
A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Zaburzenie afektywne dwubiegunowe

Witajcie.
Dzielę się z Wami obszernym artykułem, który znalazłam. 🙂
Powodzenia dla tego, który przebrnie do końca. 🙂

Zaburzenie afektywne dwubiegunowe (choroba afektywna dwubiegunowa – CHAD, choroba maniakalno-depresyjna)

Wielu z nas od czasu do czasu miewa zarówno stany obniżonego nastroju jak i stany nadmiernego pobudzenia. Stykając się z sytuacjami trudnymi, które przerastają nasze dotychczasowe umiejętności zaradcze, bywa że odczuwamy przygnębienie, rozdrażnienie, płaczliwość, niechęć do podejmowania jakiejkolwiek aktywności, na nic nie mamy siły i ochoty. Jeżeli natężenie bodźca stresującego jest silne bądź/i oddziałuje on na nas przez dłuższy czas, to często mówimy, że dopadła nas chandra czy nawet depresja. Natomiast bywa również i tak, że ze względu na coś miłego co wydarzyło się w naszym otoczeniu, bądź niejednokrotnie bez istotnej przyczyny, dopada nas przypływ podniecenia, radości, niemal euforii. Czujemy nagły przypływ sił, mocy, co owocuje wrażeniem, że jesteśmy znacznie silniejsi niż w rzeczywistości. Każdy z nas miewa takie chwile. Jednakże co wówczas, gdy odczuwany nastrój i inne związane z nim czynniki występują w znacznym nasileniu, niemal sięgając skrajnych granic i występują naprzemiennie bez możliwości wyróżnienia jasnej przyczyny poprzedzającej ów stan? Jest to sygnał, że najprawdopodobniej osobie towarzyszy jeden z rodzajów zaburzenia afektywnego dwubiegunowego.
Zaburzenia afektywne zawdzięczają swą nazwę bezpośredniemu związkowi z afektem=> czyli emocjami, doświadczanymi stanami a więc i naszym nastrojem. Nieodłącznie związane są z nim dwa skrajne stany: mania- stan cechujący się intensywnym i nieadekwatnym uczuciem podniecenia i euforii, oraz depresja- uczucie niezwykle głębokiego smutku i przygnębienia. Ci z nas, którzy odczuwają „huśtawkę” tych dwóch nastrojów możliwe, że doświadczają zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. U wielu osób pomiędzy epizodem nadmiernego pobudzenia psychoruchowego a epizodem silnie obniżonego nastroju odnotowuje się okres w miarę normalnego funkcjonowania (stan remisji). U niektórych wyróżnia się stany mieszane( współwystępowanie objawów manii i depresji) pomiędzy kolejnymi epizodami manii i depresji.

 
Zaburzenie afektywne dwubiegunowe-podział, przebieg, współwystępowanie innych zaburzeń

Zaburzenie nastroju w którym obecne są epizody manii bądź hipomanii i depresji. Zaburzenie afektywne dwubiegunowe (dalej określane jako z.a.d.) rzadziej występuje niż jednobiegunowe. Ryzyko występowania tego zaburzenia wynosi od 0.4%-1.6% (nie odnotowano istotnej różnicy u poszczególnych płci), zaburzenie jednobiegunowe ( depresja wielka) dotyka w przybliżeniu 21% kobiet i 13% mężczyzn. Nasilenie z.a.d. (podobnie jak jednobiegunowych) może być łagodne , umiarkowane lub poważne. Łagodne do umiarkowanych form nazywamy – cyklotymią, natomiast umiarkowane do poważnych określamy jako zaburzenie afektywne dwubiegunowe (I, II).
Choć początek z.a.d. może nastąpić w każdym wieku to stwierdza się, że typowy okres ujawnienia się choroby ma miejsce pomiędzy 20-30 rokiem życia. Częste są jednak przypadki, kiedy początek choroby ma miejsce między 15-19 rokiem życia, jednakże wówczas rzadziej się ją poprawnie rozpoznaje. Pierwszym zwiastunem zaburzenia jest najczęściej epizod depresji. Jeśli natomiast pierwszy pojawił się epizod manii to częściej u mężczyzn niż u kobiet.
Epizody manii trwają od 2 tygodni do 5 miesięcy; depresji są natomiast nieco dłuższe, od 4 do 9 miesięcy. Istnieją jednak formy z.a.d., które przebiegają z bardzo dużą częstością epizodów chorobowych. Okresy choroby są wówczas krótkie i szybko następują zmiany nastroju (mania przechodzi w depresję i odwrotnie). Wyróżnia się sezonową odmianę zaburzenia, kiedy epizody depresji występują regularnie w miesiącach jesienno-zimowych a okresy wzmożonego samopoczucia wiosną i latem.
Zaobserwowano, że wraz z  z.a.d. współwystępują takie problemy zdrowotne jak zaburzenia lękowe, uzależnienie od alkoholu, substancji psychoaktywnych (narkotyków), zespół deficytu uwagi.
Poniżej przedstawiono klasyfikację zaburzeń afektywnych dwubiegunowych według ICD10 (klasyfikacja międzynarodowa opracowana przez Światową Organizację Zdrowia – WHO)
Zaburzenia Nastroju (afektywne) F30-F39=> zaburzenia afektywne dwubiegunowe F31
F31 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe
F31.0 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod hipomanii
F31.1 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod maniakalny bez objawów psychotycznych
F31.2 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod maniakalny z objawami psychotycznymi
F31.20 z objawami psychotycznymi spójnymi z nastrojem
F31.21 z objawami psychotycznymi niespójnymi z nastrojem
F31.3 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod depresji o łagodnym lub umiarkowanym nasileniu
F31.30 bez objawów somatycznych
F31.31 z objawami somatycznymi
F31.4 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod ciężkiej depresji bez objawów psychotycznych
F31.5 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod ciężkiej depresji z objawami psychotycznymi
F31.50 z objawami psychotycznymi spójnymi z nastrojem
F31.51 z objawami psychotycznymi niespójnymi z nastrojem
F31.6 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie epizod mieszany
F31.7 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, obecnie remisja
F31.8 inne zaburzenia afektywne dwubiegunowe
F31.9 Zaburzenia afektywne dwubiegunowe nieokreślone
Występowanie różnych rodzajów depresji w zaburzeniach dwubiegunowych według DSM IV (klasyfikacji Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego):
Depresja w cyktotymii – aktualnie bądź w okresie minionych dwóch lat osoba przeżywa epizody o charakterze dystymii (przewlekły obniżony nastrój) oraz jeden lub więcej epizodów hipomanii, kiedy osoba odczuwa znacznie podwyższony nastrój , rozdrażnienie, ale bez cech psychotycznych (urojenia, halucynacje).
Depresja w dwubiegunowym zaburzeniu afektywnym I – prócz epizodów wielkiej depresji osoba doświadczyła przynajmniej jednokrotnie stanu manii
Depresja w dwubiegunowym zaburzeniu afektywnym II – prócz epizodów wielkiej depresji osoba doświadczyła przynajmniej jednokrotnie stanu hipomanii
Szerzej o Cyklotymii
Cyklotymia to łagodna forma z.a.d.. Zaburzenie afektywne cechujące się cyklicznymi (naprzemiennymi) zmianami nastroju. Naprzemiennie występują stany depresji i hipomanii (łagodniejsze formy podwyższonego nastroju). Jest to zespół objawów zaburzenia afektywnego, w którego przebiegu nie odnotowuje się objawów skrajnych i cech psychotycznych (urojeń, halucynacji). Występujące epizody maniakalne czy depresyjne nie wpływają na znaczne pogorszenie funkcjonowania psychofizycznego, w porównaniu z ostrymi epizodami wielkiej depresji czy ostrymi epizodami maniakalnymi. W zaburzeniu cyklotymicznym obserwuje się silne wahania nastroju , powodujące zachowania nieprzystosowawcze, jednakże nie aż tak silne, by móc stwierdzić poważne zaburzenie typu zaburzenie afektywne dwubiegunowe I/II.
Epizod depresji w  cyklotymii nie ma charakteru wielkiej depresji. Owszem, cechuje go przygnębienie, brak zainteresowania aktywnością, która dotychczas sprawiała nam radość, brak apetytu, zaburzenia snu (zbyt długi sen/bezsenność), płaczliwość, alienacja, nadwrażliwość na bodźce. Jednakże obecność i nasilenie symptomów nie jest wystarczająca by móc zdiagnozować depresję wielką czy dystymię. Epizody hipomanii cechuje obecność wzmożonej aktywności, podniecenia i zmniejszonego zapotrzebowania na sen. (kryteria diagnostyczne manii zostały omówione przy charakterystyce zaburzenia afektywnego I/II poniżej). Pomiędzy epizodem depresji a hipomanii często występuje okres normalnego funkcjonowania.
By móc rozpoznać cyklotymię trzeba stwierdzić że przynajmniej na przestrzeni dwóch lat pojawiały się liczne epizody depresyjne i hipomaniakalne (u dzieci i młodzieży stwierdza się cyklotymię, jeśli okres trwał przynajmniej rok).
Co wyróżnia zaburzenie afektywne dwubiegunowe od cyklotymii i zaburzeń afektywnych jednobiegunowych?
W odróżnieniu od depresji wielkiej w przypadku tego zaburzenia osoba ma za sobą przynajmniej jeden epizod manii. Występują powtarzające się okresy euforii i depresji ale oprócz powyższych wyróżnia się również epizod mieszany, który cechuje się jednoczesnym występowaniem symptomów depresji wielkiej i manii. Kwestionuje się istnienie jednobiegunowego zaburzenia maniakalnego. Odnotowując epizod manii, hipomanii zakłada się istnienie zaburzenia afektywnego dwubiegunowego I/II bądź cyklotymicznego. Nawroty choroby mogą mieć charakter sezonowy- wówczas rozpoznaje się z.a.d. o przebiegu sezonowym. U większości osób w okresie remisji objawy ustępują i osoby poprawnie funkcjonują. Niestety nie u wszystkich. 20%-30% osób dotkniętych z.a.d. nawet w okresach remisji doświadcza trudności w codziennym funkcjonowaniu prywatnym i zawodowym, u podłoża którego jest chwiejny nastrój.
Faza depresyjna w zaburzeniu dwubiegunowym jest zasadniczo trudna do odróżnienia od wielkiej depresji, choć obserwuje się stosunkowo większe zapotrzebowanie na sen i przejadanie się. Podstawową cechą tego zaburzenia jest przeplatanie się epizodów maniakalnych i depresyjnych. Aż u dwóch trzecich przypadków epizody te występują naprzemiennie bez okresu względnie normalnego funkcjonowania pomiędzy fazą depresji i fazą manii.
W DSM IV wyróżnia się zaburzenie afektywne dwubiegunowe I i zaburzenie afektywne dwubiegunowe II. W z.a.d. II nie obserwuje się pełnych epizodów manii, ale epizody hipomanii jak w przebiegu cyklotymii. Jest to odrębne zaburzenie a nie lżejsza forma zaburzenia afektywnego dwubiegunowego I, gdyż tylko u 5% przypadków (u których współwystępuje hipomania z depresją) przeradza się w zaburzenie maniakalno depresyjne. Epizod manii tym różni się od fazy hipomanii, że w istotnym stopniu dezorganizuje życie jednostki. Osoba przejawia znaczne pogorszenie funkcjonowania społecznego i zawodowego. Rozpoznaje się manię, gdy stan ogólnie wzmożonej aktywności psychoruchowej utrzymuje się przynajmniej przez okres tygodnia, ponadto jeżeli w tym czasie ujawnią nie mniej niż trzy z następujących objawów: wzmożona aktywność zadaniowa powiązana z brakiem zmęczenia oraz gonitwa myśli lub subiektywne poczucie ich przyśpieszenia, roztargnienie(trudności z koncentracją); wzmożona potrzeba mówienia lub pisania; znacznie zmniejszone zapotrzebowanie na sen; zawyżona samoocena, poczucie wyższości, nieuzasadnione poczucie mocy, wielkości i siły; zachowania bezceremonialne, lekkomyślne, niedocenianie ryzyka; odrzucanie wszelkich hamulców kulturowych i społecznych; rozrzutność, nierozważne inwestycje finansowe; ryzykowne zachowania seksualne. Jak dotychczas zostało wspomniane wyróżnia się również epizody mieszane. Wówczas osoby podczas epizodu manii odczuwają również lęk, pogorszenie nastroju, czasem towarzyszą im myśli samobójcze. Mieszane epizody częściej przejawiają kobiety niż mężczyźni.
Istotnym jest postawienie odpowiedniej diagnozy, co nie jest łatwe u osób, którym towarzyszy zaburzenie afektywne dwubiegunowe I/II czy cyklotymia. Często dochodzi do błędnej diagnozy, kiedy to po wystąpieniu epizodu depresji diagnozuje się zaburzenie afektywne jednobiegunowe. Dlatego tak ważna jest dłuższa obserwacja i szczegółowy wywiad, by móc wykluczyć przebyty epizod manii/ hipomanii. Prawidłowa diagnoza jest istotna gdyż stosuje się inne leczenie w obydwu przypadkach, a zastosowanie leczenia odpowiedniego do zaburzenia jednobiegunowego w sytuacji gdy osoba przejawia zaburzenie dwubiegunowe zwiększa prawdopodobieństwo ponownego ataku manii.
Objawy psychotyczne w zaburzeniu afektywnym dwubiegunowym
Schizoafektywne zaburzenie różnicuje się, jeśli objawom wielkiej depresji bądź w fazie depresyjnej z.a.d. u pacjentów towarzyszą zaburzenia poznawcze takie jak odrealniony sposób myślenia (urojenia), czy halucynacje (doznania percepcyjne odbiegające od rzeczywistości). Treść urojeń i halucynacji często jest niespójna z nastrojem. W przeciwieństwie do schizofrenii objawy psychotyczne są okresowe, co umożliwia stosunkowo dobre funkcjonowanie po ustąpieniu epizodu schizoafektywnego.
Etiologia zaburzeń afektywnych dwubiegunowych
Wyróżnia się zarówno przyczyny biologiczne jak i psychospołeczne, choć zakłada się znacznie silniejszy wpływ na pojawienie się zaburzenia pierwszych z wyróżnionych.
Przyczyny biologiczne – Dziedziczenie z.a.d. jest częstsze niż jednobiegunowego. Uwarunkowanie tego zaburzenia ma najprawdopodobniej charakter poligenowy. Badania wykazały, że zakłócenia w równowadze neuroprzekażników: serotoniny, dopaminy, norepinefryny są czynnikiem biochemicznym, będącym jedną z przyczyn ujawniania się zaburzenia . Podczas epizodów manii poziom zarówno dopaminy jak i norepinefryny jest znacząco podwyższony. Inne czynniki biologiczne, mogące stanowić przyczynę zaburzenia to: zakłócenia czynności osi przysadka-podwzgórze-nadnercza, przysadka-podwzgórze-tarczyca, zakłócenia rytmów biologicznych.
Przyczyny psychospołeczne – Stresujące przeżycia we wczesnym stadium choroby mogą przyspieszać pojawienie się epizodów maniakalnych i depresyjnych. Wraz z rozwojem choroby Kolejne epizody rzadko są wynikiem stresujących sytuacji, gdyż często występują niezależnie. Jednakże kolejne badania dowodzą prawdopodobieństwo, że sytuacje stresujące mogą wyzwalać kolejne epizody manii i depresji. Ponadto wykazano, że stresujące przeżycia przedłużają trwanie epizodu. Według podejścia psychodynamicznego zaburzenia maniakalne i depresyjne są przejawem obron organizmu w związku z ciężką sytuacją stresującą. Nadmierna aktywność może być np. próbą odsunięcia myśli od traumatycznego zdarzenia. Przejście od manii do depresji (zgodnie z wspomnianą teorią) ma miejsce w momencie załamania się funkcji obronnych manii, natomiast przejście od depresji do manii następuje celem podjęcia obrony przed dalszym pogrążaniem się w poczuciu własnej bezwartościowości.

Leczenie i jego wyniki

W lecznictwie farmakologicznym zaburzeń afektywnych jedno i dwubiegunowych znalazły zastosowanie leki przeciwdepresyjne, neuroleptyki, anksjolityki. Podanie leków przeciwdepresyjnych (trójpierścieniowych) pacjentom, u których epizod depresji jest składową z.a.d. niejednokrotnie przyspiesza pojawienie się epizodu maniakalnego. W związku z powyższym lekarze coraz częściej przypisują leki antydepresyjne należące do grupy zwrotnego wychwytu serotoniny (np. Prozac). W przebiegu z.a.d. najczęściej stosuje się lit celem stabilizacji nastroju. Działanie soli litu jest zarówno przeciwdepresyjne i przeciwmaniakalne, dlatego w znacznym stopniu zapobiega cyklicznemu następowaniu po sobie epizodów manii i depresji. U osób z diagnozą z.a.d. zaleca się stałe przyjmowanie litu, co w znacznym stopniu ogranicza występowanie nawrotów choroby, jednakże nie eliminuje ich występowania całkowicie. Niestety terapia litem niesie ze sobą niepożądane skutki uboczne : pogorszona koordynacja ruchowa, kłopoty żołądkowo-jelitowe, zakłócenia pracy nerek. Pacjentom nie reagującym na lit podaje się leki przeciwdrgawkowe, natomiast pacjentom, u których występują objawy psychotyczne włącza się środki neuroleptyczne. Prócz farmakoterapii niejednokrotnie w leczeniu stosuje się elektrowstrząsy. Jednakże najlepsze wyniki uzyskuje się, gdy działanie środków farmakologicznych, niekiedy wspomagane elktrowstrząsami, uzupełnia indywidualna lub grupowa psychoterapia, pomagająca choremu w osiągnięciu stabilnego i długotrwałego przystosowania.
Barbara Krzyślak
psycholog

Bibliografia:
Baldwin D.S., Hirschfeld R.M.A., (2001), Depresja, Via Medica, Gdańsk
Carson C. R. , Butcher N.J., Mineka S., (2006), Psychologia zaburzeń, GWP, Gdańsk
De Walden-Gałuszko K., (1999), Zarys psychopatologii ogólnej i psychiatrii, WUG, Gdańsk
Preston J., , (2004), Pokonać depresję, GWP, Gdańsk
Zimbardo P.G., (2002), Psychologia i życie, PWN, Warszawa

Źródło: http://www.afektywni.pl/zaburzenieafektywnedwubiegunowe,35,l1.html

Pozdrawiam.

A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Biedna bogata dziewczynka

Witajcie.
Wiem, że to nie grudzień ani nic, ale kiedyś, dawno temu przeczytałam ten tekst, chyba w jakimś czasopiśmie,
a teraz, po wielu poszukiwaniach, znalazłam go w internecie.
Z tego, co pisze autorka, historia jest prawdziwa. Nie wiem w ogóle, jak można tak dzieci traktować,
ale to ja i nie muszę wszystkiego rozumieć.
Życzę Wam miłej lektury i – jak zawsze – czekam na opinie i komentarze.

Pracowałam u dziwnych ludzi. Córkę podrzucali obcym ludziom, nie obchodzili świąt…
Olivka była smutnym, zamkniętym w sobie dzieckiem.
Kończyłam wstawiać naczynia do zmywarki, gdy usłyszałam dzwonek mojej komórki. Nawet nie musiałam patrzeć na wyświetlacz, wiedziałam, kto dzwoni.    
– Słucham – rzuciłam mało uprzejmie.
– Nowakowa – usłyszałam. "A jakże", stwierdziłam w duchu. – Mąż ma zebranie, a mnie się też tu trochę przedłuża… Czy nie zechciałaby pani jeszcze posiedzieć z Olivią? Oczywiście zapłacimy ekstra.
– Dobrze – mruknęłam. – Czyli do której?
– Nooo – zawahała się. – Gdzieś tak do dwudziestej… No, maksymalnie o dwudziestej pierwszej któreś z nas się zjawi.
Zgodziłam się, zresztą nie pierwszy raz, bo co miałam zrobić. Zostawić siedmiolatkę samą w domu?
Pracowałam u Nowaków już prawie rok. Byli bardzo eleganccy, bardzo zamożni, bardzo nowocześni. Dużo pracowali, nawet w weekendy. On był prawnikiem, ona jakimś specem od reklamy. Mieszkanie mieli studwudziestometrowe, nie wiem po co, bo prawie z niego nie korzystali. Chyba tylko w nim spali. Nie mam pojęcia, jak im się udało zrobić tę Olivkę, tak napięte mieli oboje kalendarze. No i właśnie dlatego nie za bardzo mieli czas zajmować się córką. I tak trafili na mnie. Zaproponowali mi przez kuzynkę posadę gospodyni.    
Kiedy poszłam na tę tak zwaną rozmowę kwalifikacyjną, mało trupem nie padłam na widok tych marmurów, dywanów i sprzętów kuchennych. Wcześniej widywałam takie tylko w telewizji, i to w zagranicznych serialach. Strasznie byli sztywni i jacyś tacy podenerwowani. Ale do pracy mnie przyjęli.    
– Daliśmy córce na imię Olivia, bo to międzynarodowe imię. Gdyby chciała kiedyś w przyszłości zamieszkać za granicą, imię nie będzie jej ograniczać – wyjaśniła mi Nowakowa zaraz pierwszego dnia.     
Głupie mi się to jakieś wydało, ale tylko pokiwałam głową i zaczęłam się zapoznawać z moimi obowiązkami.         
Nie były wcale bardzo obciążające. Rano oni zawozili Olivię do szkoły. Oczywiście do prywatnej, dwujęzycznej. Ja ją odbierałam około trzynastej. Robiłam zakupy, dawałam małej jeść i dotrzymywałam jej towarzystwa. Trochę sprzątałam w domu, ale niewiele, bo raz w tygodniu na gruntowne sprzątanie przychodziła Irina, miła Ukrainka. Bardzo mi ta praca odpowiadała, bo moi synowie to już spore chłopy, sami się sobą zajmują. Ale jeść wołają, a na leki mojego męża też sporo idzie, więc każdy grosz się przydaje. Poza tym polubiłam Olivkę, choć Bogiem a prawdą, na początku bardzo trudno mi było złapać z nią kontakt. Była cicha, zamknięta w sobie, jakby trochę przestraszona. Prawie się nie śmiała, wciąż tylko siedziała w kącie z jakąś książką. Nie bawiła się lalkami, misiami, nie miała koleżanek.     
Im dłużej znałam Nowaków, tym jaśniej rozumiałam dlaczego. Ona po prostu nie miała żadnych lalek ani misiów. Rodzice powtarzali jej, że to zabawki dobre dla maluchów i że powinna się zajmować poważniejszymi rzeczami. Poważniejszymi! Siedmioletnia dziewczynka!
W ogóle ci jej rodzice byli jak z jakiejś dziwnej bajki. Do kościoła nie chodzili, no trudno, wiadomo, nie każdy musi wierzyć. Ale znajomych nie przyjmowali, z rodziną kontaktów nie utrzymywali, świąt żadnych nie obchodzili… No dobrze, Boże Ciało czy Wielkanoc to ja rozumiem, może dla kogoś te kilka dni świąt nie są aż tak ważne, ale żeby zupełnie lekceważyć Boże Narodzenie? Nie mieściło mi się to w głowie. Nowakowie nie kupowali sobie prezentów, nie mieli wigilijnej kolacji, nie stroili choinki, nie dzielili się opłatkiem, no nic, kompletnie nic. Ani z wiary, ani z tradycji, ani choćby dla zabawy.
W tym roku na początku grudnia nawet o to Nowakową zagadnęłam. Że zbliżają się mikołajki i takie tam.
– Pani Wandziu, my jesteśmy myślącymi, dorosłymi ludźmi, dla nas to są nic nieznaczące zabobony. Nie okłamujemy Olivki, że jest jakiś tam mikołaj, bo to byłoby nieuczciwe – wyjaśniła mi.
– No a w szkole? Przecież są organizowane mikołajki…
– Olivka w tym dniu po prostu zostaje w domu – usłyszałam.
Aż mi się serce ścisnęło na myśl o tej małej dziewczynce, pozbawionej tego dreszczu ekscytacji, niepewności, jaki dostanie prezent… Ale nic nie powiedziałam, nie moja to rzecz.
Tak samo nic nie mówiłam, gdy się zorientowałam, że oni w święta zamierzają pracować i że nie będą mieć nawet żadnego uroczystego obiadu. Swoje na ten temat myślałam, ale już dawno postanowiłam, że się  w cudze życie nie będę wtrącać.
Tylko że im bliżej było świąt, tym bardziej to przeżywałam. Bo przecież mała nie żyła w próżni, chodziła do szkoły, słyszała od kolegów o mikołaju, o prezentach, o choince, pierwszej gwiazdce… Widziała przystrojone ulice, wystawy… Co ona sobie musiała myśleć?
W dniu Wigilii Nowakowie oczywiście szli do pracy. Obiecali mi naprawdę niezły zarobek, więc zgodziłam się zostać z Olivką, tym bardziej, że mój mąż i synowie mieli zająć się wieczerzą.
– Ale maksymalnie do szesnastej – zapowiedziałam rano mojej pracodawczyni. – Potem mam gości.
– Dobrze, dobrze – rzuciła nieuważnie Nowakowa, zgarnęła torebkę i laptopa i wybiegła.
Olivka miała w szkole wolne, więc siedziałam z nią od rana. Ale się dziwnie czułam w tym domu… U mnie stała już przybrana choinka, na drzwiach wisiał piękny bożonarodzeniowy wieniec, lodówka była zastawiona świątecznymi przysmakami, chłopaki sprzątali… A tu nic. Jak zwykle sterylny porządek i ani jednej świeczuszki, ani gałązki, zero.
Olivka wstała wcześnie, jak co dzień, na śniadanie zjadła jajecznicę, a potem podeszła do okna i obserwowała padający śnieg. Popatrywałam na nią spod oka i zastanawiałam się, jak spędzi wigilijny wieczór. Pewnie w swoim pokoju, czytając książeczkę… Serce mi się ścisnęło.
Mimo wszystko postanowiłam ją ładnie, odświętnie ubrać. Potem przypomniałam sobie, że jednak mam coś, co mogłabym tej małej dać. Sięgnęłam do torebki i wyjęłam dzwoneczek, który w weekend kupiłam na świątecznym jarmarku. Był delikatny, śliczny, zrobiony jakby ze srebrnych drucików. Kupiłam go pod wpływem impulsu, do niczego mi nie pasował, ale teraz pomyślałam sobie, że byłby ładną ozdobą w pokoju małej.
– Patrz, kochanie – podałam Olivii cacuszko. – Podoba ci się?  
– Jaki piękny! – powiedziała Olivka. – To… dla mnie? – spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Jeśli tylko chcesz – wzruszyłam ramionami. – Możemy powiesić do w oknie twojego pokoju, co ty na to? To będzie taka świąteczna ozdóbka.
Mała zawahała się.
– A mama… nie będzie zła? – spytała cicho.
– Myślę, że nie. To tylko zwykły dzwoneczek – powiedziałam. Rozpogodziła się.
– Chciałabyś pomalować? Mogłybyśmy narysować choinkę… – zaproponowałam.
– O tak, bardzo! – rzuciła z entuzjazmem.
Obserwując spod oka, jak Olivka sadzi na wymalowanej farbkami choince wielkie, kolorowe bombki, myślałam, że dzieci to jednak dzieci. Nie rozumieją świata dorosłych, ich zasad, ustaleń. Dlaczego jej rodzice nie umieli tego pojąć?
W pewnej chwili Olivka wstała i podeszła do swojego biurka.
– Coś pani pokażę, pani Wandziu – szepnęła i wyjęła małe ozdobne pudełeczko. – Ja za swoje kieszonkowe kupiłam rodzicom prezent… Taką bombonierkę…
Ech, dobre serce miało to dziecko. Szkoda, że jej rodzice zupełnie tego nie widzieli. – Myśli pani, że się ucieszą? – spytała.
– Na pewno – rzuciłam. – Każdy lubi dostawać prezenty.
– Tata mówi, że to głupi zwyczaj…
– To tylko słowa – wzruszyłam ramionami.
Minęła pora obiadu, coraz bliżej było szesnastej. Olivka siedziała w salonie, trzymając na kolanach tę swoją paczuszkę. Cała był czekaniem. Ona chyba miała nadzieję, że jednak przyjdą, przywiozą choinkę i prezent.
Niestety, jej rodzice się nie zjawiali. Dziesięć po czwartej Nowakowa przysłała mi SMS-a. "Mam tu drobne kłopoty, spóźnię się", przeczytałam i zazgrzytałam zębami.
– To mama? – spytała Olivka cienkim głosikiem.
Tylko pokiwałam głową.  
Po półgodzinie zadzwoniłam do mojej pracodawczyni, ale odrzuciła połączenie. Zagotowało się we mnie. Nie mogłam już patrzeć na smutną buzię tego dzieciaka. I nie mogłam znieść, że oni tak mnie lekceważą. Mnie i to dziecko! Bo może i nie obchodzili świąt, ale, do cholery, chociaż ze względu na córkę mogli tego jednego dnia wyjść wcześniej z pracy.
– Ubieraj się – powiedziałam do Olivii o siedemnastej piętnaście.
– Gdzieś idziemy? – spojrzała na mnie zdziwiona.
– Do mnie do domu. Poznasz mojego męża i synków – rzuciłam i podałam jej kurteczkę.
Potem zadzwoniłam do Włodka. Poprosiłam, żeby zaczęli podgrzewać dania.
– Moja kochana, tu już wszystko jest gotowe, stół nakryty, twoja siostra przyszła wcześniej trochę pomóc, nic się nie martw – rzucił zadowolony.
– No to dobrze. Ja zaraz będę. I przyprowadzę wędrowca – zapowiedziałam.
Prowadziłam Olivkę do swojego domu z duszą na ramieniu. Ale nie mogłam dzieciaka zostawić samego w tym… grobowcu! Bo ten jej dom był właśnie taki – wiecznie zimny i pusty.
Moja rodzina jest specyficzna. Moi dwaj synowie, Pietrek i Michał, to już prawie dorosłe chłopaki. Bardzo mi pomagają. Moja siostra Danka i jej mąż to dwie najbardziej hałaśliwe osoby na świecie. Ich starsza córka niebawem wychodzi za mąż, a młodsza ma dopiero trzynaście lat. Mój mąż po udarze porusza się na wózku, ale nie stracił pogody ducha. Z kolei jego brat w młodości dorabiał, grając na weselach i do teraz na rodzinnych uroczystościach wyciąga z futerału akordeon. I oni wszyscy przyszli do nas na Wigilię.
– To jest Olivka – powiedziałam po prostu, gdy weszłyśmy.
Moja siostra o nic nie pytała, chyba się domyśliła, co zaszło. Wyściskała małą, wycałowała i widziałam, że dziewczynka była tym bardzo oszołomiona. Zastanawiałam się, jak będzie się czuła w naszym mieszkaniu: ciemnym, ciasnym, zaniedbanych w porównaniu z jej apartamentem. Stała z boku i oglądała wszystko błyszczącymi jak w gorączce oczyma. I… uśmiechała się.  
Kiedy się dzieliliśmy opłatkiem, wcale się nie wstydziła. Jakby nagle wyszła ze swojej skorupy, wymyślała jakieś swoje śmieszne życzenia. Potem jadła, aż jej się uszy trzęsły, spróbowała wszystkich wigilijnych potraw. A później dzieci zaczęły się domagać otwarcia prezentów i trochę zmarkotniałam. Niepotrzebnie. Nie wiem, jak to się stało, chyba Danka naprędce odjęła jakieś drobiazgi z prezentu dla swojej córki. W każdym razie Olivka znalazła pod choinką dwie paczuszki ze swoim imieniem.
W jednej był miś. Wiedziałam skąd i spojrzałam na moich synów z uznaniem. Był dołączony w promocji do zestawu słodyczy. Darmowy, ale podobało mi się, że moje chłopaki się postarały, zrobiły małej prezent, choć przecież ich tak zaskoczyłam. W drugiej paczuszce – właśnie tej od mojej siostry – były jakieś spinki i gumki do włosów. Drobiazgi, mało warte, ale Olivka oglądała je raz po raz, tuliła misia i wyglądała na naprawdę szczęśliwą.
– Pani Wandziu… Pani Wandziu… – powiedziała mi nagle do ucha. – Nigdy nikt mi nie dał takiego prezentu.
Przygarnęłam ją tylko do siebie, bo co miałam powiedzieć?
Małej kleiły się oczy, ale za nic nie chciała się położyć. Śpiewała kolędy, chociaż większości słów nie znała. O rodzicach nawet nie wspomniała.
Ja za to wciąż o nich myślałam, ale ani mi się śniło do nich dzwonić. "Niech się podenerwują", pomyślałam złośliwie, a zaraz potem przez głowę przemknęło mi, że może wcale się nie niepokoją o córkę, bo wciąż są w pracy…
Było dobrze po dwudziestej pierwszej, gdy ktoś zadzwonił do drzwi.
– Oho, wędrowiec! – zakrzyknął mój szwagier, a mnie ścisnęło się serce, bo czułam, że to Nowakowie.
Otworzyłam. To rzeczywiście byli oni. Oboje. Wyglądali na wzburzonych.
– Jak pani mogła?! – zawołał on.
– Co pani wyrabia?! – krzyknęła w tym samym momencie ona. – Wracam do domu, a tu…
– A o której pani wróciła? – wpadłam jej w słowo.
– O dziewiętnastej – rzuciła zaskoczona.
– No właśnie. A umawialiśmy się na szesnastą! Nie odbierała pani telefonu! Nie zjawiała się! Jest Wigilia, a ja mam rodzinę! Jak państwo mogli? – wylałam na nich całą złość. Za to, jak potraktowali Olivkę, jak lekceważyli jej potrzeby, jak nie chcieli dostrzec, co jest dla tego dziecka ważne.
– Ale… Ale nic pani nie powiedziała, nie zostawiła wiadomości… – dukała Nowakowa.
– Tak państwa potraktowałam, jak państwo mnie – wycedziłam. – I Olivkę.
– A co ma do tego Olivka? – zdziwił się on.
– Nie rozumie pan? To jest dziecko! Państwa dziecko! A w ogóle państwa nie widuje! Nawet w święta – powiedziałam i nagle zorientowałam się, że może za daleko się posuwam. To przecież było ich życie, a ja tylko u nich pracowałam.
Nowakowa spuściła głowę.
– No dobrze, to może my po prostu weźmiemy córkę… – bąknęła.
– NIEEE! – usłyszałam i drgnęłam.
Obejrzałam się i zobaczyłam, że mój mąż stoi w progu pokoju, a za jego wózkiem chowa się Olivka.
– Ja nie chcę do domu! – zawołała. – Ja chcę tu mieszkać! Z panią Wandzią i panem Włodkiem!
Złapałam się za serce. Nowakowa pobladła i jakby lekko się zachwiała.
– Ja… My… To jest… – zaczęła dukać.
Staliśmy tam jak jakieś figury woskowe. Każdy chyba chciał coś powiedzieć, ale nikt nie znajdywał odpowiednich słów.  
– To może państwo wejdą? – zaproponował znienacka mój mąż.
Zerknęłam na niego zdumiona. Co jak co, ale pomysły Włodek zawsze miał przednie.
– A wie pan… Chętnie – rzucił Nowak.
Zatkało mnie. Jego żonę chyba też.
– No co? – odpowiedział na jej zdumione spojrzenie. – Ona nie chce iść z nami do domu, to może posiedzimy razem tutaj.
Na początku byli strasznie sztywni, zresztą moja rodzina też nagle jakby przystopowała z rubasznymi dowcipami i śpiewaniem. Ale nie minęło kilka chwil, a mój starszy syn zagaił do Nowakowej, mój szwagier do Nowaka i jakoś się wszyscy rozkręciliśmy. To była najdziwniejsza Wigilia w moim życiu. Kiedy po północy Nowakowie wychodzili, niosąc śpiącą Olivkę, byłam pewna, że mnie zwolnią, ale nawet się o tym nie zająknęli.
Patrzyłam przez okno, jak wsiadają do swojego luksusowego auta i pomyślałam, że może jeszcze jest dla nich nadzieja. I rzeczywiście, chyba coś do nich dotarło.
Kilka dni później Nowakowa wspomniała, że chciałaby przynajmniej dwa razy w tygodniu sama odbierać Olivkę ze szkoły.
– Wie pani, żebyśmy spędzały razem więcej czasu… – zaczerwieniła się.  
Podobno nawet planowali urlop, żeby wspólnie z Olivią pojechać w góry. Na cały tydzień! Siedem dni bez pracy… Jak to jednak święta zmieniają ludzi…
Imiona i nazwiska bohaterów zostały zmienione
Wanda I., 45 lat.

Pozdrawiam.

A. J.

EltenLink