Kategorie
Co tam u mnie

Kilka słów

Witajcie.
Co u mnie? W zasadzie nic istotnego. W tygodniu pracuję, potem gram w Crazy Party, ostatnio praktycznie
codziennie. Poza tym rozmawiam ze znajomymi, bo spotkać się, jak na razie, nie ma z kim i w zasadzie nic
ciekawego.
Z takich przyjemniejszych, rzekłabym nawet, brdzo przyjemnych nowin, niedawno skończyłam rozmawiać z
Monią, której z cłego serca dziękuję. Tak po protu, za wszystko, nie wgłębiając się w szczegóły, bo ona
tam już wie za co.
W ogóle wczoraj… Tak, chyba wczoraj zaczęłam czytać fajną książkę. "Ani-Mru-Mru. O dwóch takich, co
było ich trzech". Jak sam tytuł wskazuje, ksiażka opowiada o kabarecie o Ani-Mru-Mru. Jestem chyba w
połowie, ale bardzo polecam.
Jak skończę, to może zrecenzuję, jak mnie wena najdzie. A właśnie, a propo weny, to stwierdziłyśmy z
Monią, że powinni ją za darmo rozdawać, bo to takie smutne, jak jej nie ma. A co do weny jeszcze, zapamiętajcie,
że wena to taka przyjaciółka artystów, fajna laska z niej. 😀
Już wyjaśniam, o co chodzi. Jest odcinek Malanowskiego, zdaje się, że dwudziesty drugi, oni tam szukają
jakiejś dziewczyny, która zaginęła. No i Bronek przychodzi do jednego kolesia, który jakieś zdjęcia tam
robi i na końcu, jak już ma wychodzić, mówi do tego gościa:
– Mam nadzieję, że wena przyjdzie.
– Kto taki?
– No wena. Taka przyjaciółka artystów.
– Nie znam.
Szkoda. To fajna laska. 😀
Nie wiem, czy słowo w słowo tak było, ale taki kontekst. Mówię, dobry tekst. W ogóle te niektóre teksty
w tych serialach typu Malanowski, Policjanci, czy Na Sygnale, to świetne są. 😀 "Ma pan taką dziwną aurę.
Taką przybrudzoną". 😀 Cytat z odcinka 93 Na Sygnale.
Tym dziwnym akcentem kończę ten mój chaotyczny wpis. 😀
Pozdrawiam wszystkich.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Rozkmina życia, czyli…

Ostrzeżenie: wpis nie ma na celu obrabiania nikomu czterech liter. Ma na celu raczej pozwolić mi się
wyżalić, ponarzekać, nie wdając się w szczegóły.
Witajcie.
Nie wiem w sumie, jak się za to zabrać. Kurczę… Mam taki mętlik w głowie, że… Cholera. No, ale po
kolei.
Więc, może zacznę od tego, że dzisiaj spotkałam się z Natalką, Linuxem i jeszcze jedną dziewczyną. I
generalnie było bardzo fajnie. Tyle, że… jest jeden problem. Bo, widzicie, mam wrażenie, że niektórzy
zachowują się zwyczajnie jak dzieci. Nie chcę za bardzo też wdawać się w szczeguły, ale wydaje mi się,
osobiście, że zazdrość, właściwie nie wiadomo, o co, nie powinna być podłożem tej całej dziwnej sytuacji.
No dobra, nakreślę, może oględnie, ale nakreślę. Chodzi o to, że zapytałam Linuxa, co siedzi taka przygaszona,
Linux nie bardzo hciała mówić. Potem Natalia wysłała mi SMSa, z którego wynika, że ta dziewczyna, która
też z nami była, jest o coś zazdrosna, znaczy zazdrości czegoś Linuxowi, ale właściwie, sama nie wiem
czego. I ona chyba do końca też nie wie. No i ja trochę tego nie rozumiem. Najlepsze jest to, że jedna z drugą nie chcą sobie niczego wyjaśniać,
bo twierdzą, że nie mają sobie czego wyjaśniać. Jeszcze, żeby było śmieszniej, ta dziewczyna generalnie
ma do kogoś problem, ale nie potrafi z tym kimś porozmawiać. Mówi o tym, że ma do konkretnej osoby problem
wszystkim i każdemu, kto jej się nawinie pod rękę, ale nie tej konkretnej osobie.
No i na koniec, żeby nie było tak kolorowo, ma problem, że ja nie odpisuję jej na SMSy. Kurde, przecież
ja nie mam obowiązku, żeby pisać z każdym codziennie. Inaczej. Są osoby, z którymi mogę pisać codziennie,
lubię to robić i zwyczajnie to robię, a są osoby, z którymi lubię sobie popisać od czasu do czasu i,
kurde, ma do tego pełne prawo. Tyle. A jeśli komuś się to nie podoba, to już nie mój problem.
Tym akcentem kończę to moje skrobanie. Swoją drogą, ciekawi mnie, co wy o tym myślicie? Bo dla mnie to
jest jakaś jedna wielka dziecinada.
Trochę mnie to męczy, bo niechcący dziewczyny mnie w tą całą przygodę wciągnęły, a ja… nie zamierzam
się między nie mieszać. Jak mają jakiś problem, to niech sobie to wyjaśnią, a mnie… mnie lepiej będzie,
jeśli zostawią w spokoju.
Kurde, muszę jechać do Poznania, albo gdziekolwiek, wyjechać z tej Warszawy, oderwać się od tego wszystkiego, bo chyba zaczynam
wariować. Naprawdę, ta rutyna sprawia, że zaczynam świrować i najchętniej… Są dni, w których po prostu
zapadłabym się pod ziemię i… i odcięła się od wszystkiego.
Wiecie, brakuje mi po prostu takiej rozrywki. Wiecie, pójście z kimś do jakiejś galerii, czy na jakieś
dobre ciacho do kawiarni, pogadanie z kimś o wszystkim i niczym, a nawet czasem wolałabym pomilczeć z
tą drugą osobą, tak po prostu. Ale chciałabym… chciałabym się poczuć naprawdę lepiej niż czuję się
teraz.
Pozdrawiam, przygnębiona.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie

Kocham ich wszystkich, czyli szalone popołudnie w pozytywnie nienormalnym towarzystwie

Witajcie!
Piszę ten wpis na gorąco, więc za wszelkie literówki przepraszam, jeśli takowe będą, przepraszam wszystkich humanistów i nie humanistów. 😀
Na sam początek może kilka słów wstępu, zanim przejdę do opisu wszelkich wydarzeń. :
Jak wiecie z bloga Dawidowego, jest w Warszawie… Nie, inaczej. W Warszawie odbywa się Reha For The Blind. No i w związku z tym Dawid i masa innych niewidomków… Dobra, to już wiecie. No ale do rzeczy.
Udało się dzisiaj, że się z Dawidem spotkałam. Zresztą, nie tylko z Dawidem. Ale, naprawdę po kolei, bo zaraz nic z tego nie zrozumiecie. Więc pojechaliśmy z Grześkiem do Centrum, gdzie spotkaliśmy się z Dawidem i jego mamą i poszliśmy do Pałacu Kultury i Nauki. Moja mama zawsze mawia, że to jest postrach Warszawy, ale ja nadal nie rozumiem, dlaczego. 😀 Czyżby ten Pałac naprawdę był taki brzydki? Ok., bo odbiegam od tematu.
Więc poszliśmy do Pałacu Kultury i Nauki, gdzie widzieliśmy trochę sprzętów. Widzieliśmy Milestona 312 i wywiązała się dyskusja, ile byśmy zaproponowali za takie urządzenie cenę, bo obecna jest chyba, jeśli dobrze pamiętam, 2100. No i wyszło na to, że w sumie to zależy od użytkownika, jego potrzeb i tak dalej. Widziałam też tableta, z Windowsem 10 i z linijką, z brajlem ośmiopunktowym, niestety. Naprawdę, lubię brajla, ale nie przepadam za pismem ośmiopunktowym, może dlatego, że przez wiele lat posługiwałam się tylko i wyłącznie sześciopunktowym. 🙂
No, a teraz pozwolicie, że przejdę do najlepszego etapu całej chaotycznej historii. Idziemy sobie drogą, znaczy się ścieżkami pałacu z Dawidem, jego mamą i Grześkiem i… Uwaga, uwaga, spotykamy panią… Kalinę Grzelak, moją byłą nauczycielkę od angielskiego z Owińsk. Wierzcie albo i nie, ale tak się zdziwiłam, że nie macie pojęcia. A zdziwiłam się tym bardziej, gdy spotkałam razem z nią Anię i Natalię, dziewczyny, z którymi też chodziłam do szkoły. Porozmawiałyśmy trochę, Dawid i Grzesiek też się do dyskusji dołączyli, było naprawdę bardzo fajnie. A na sam koniec, bo w ogóle w międzyczasie spotkałam też moją nauczycielkę od brajla i Klaudię, która obecnie chodzi do Wrocławia. No ale najlepsze jeszcze było przede mną. Bo ja naprawdę, naprawdę, cieszyłam się bardzo na to, że spotkam się z Dawidem, nawet jechałam tam z myślą, że spotkam tylko jego i nie spodziewałam się, że spotkam kogoś jeszcze, a oprócz tych osób, które wymieniłam powyżej spotkałam też… Monię. Moją kochaną Monię. No to było takie niesamowite, tak wspaniałe… Jak ją uściskałam, to myślałam, że jej nie wypuszczę. I naprawdę, nie chciałam tego zrobić, bo to, że chciałyśmy się spotkać w wakacje, nie wiem, czy wiecie, w każdym razie to nie wyszło, więc spotkanie jej po tylu latach… Boże, coś cudownego, naprawdę. I śmiesznie w ogóle było, bo Dawid się śmiał, że Monika jest humanistką, zresztą, ci, co ją znają, dobrze o tym wiedzą, a ona parcie twierdziła, że nie jest, chociaż wszyscy dobrze wiedzą, że jest. Rozmawiali o jakichś bezokolicznikach, czy okolicznikach, już nie pamiętam. 😀 I w ogóle niemożliwi oni wszyscy są, i Dawid i Monia, no wszyscy, ja ich tak uwielbiam, że to jest poezja jakaś.
No, a teraz robię przerwę w pisaniu i lecę coś przegryźć, bo to, co najważniejsze, na świeżo spisałam. 🙂
Wracam do pisania. Jeszcze nie skończyłam jeść, ale to nieważne. Jak na świeżo pisać, to na świeżo, bo tak jest najlepiej. Miałam możliwość postrzelać, wiecie, z broni dźwiękowej, tyle że… jak podeszłam, rozładował się pistolet. 😀 Dawid mówi, że to dobrze, bo przynajmniej pałacu nie powystrzelałam w powietrze. 😀 W ogóle Dawida mama pyta się mnie, co chcę, czy postrzelać, czy ping-ponga, powiedziałam, że idę postrzelać, na co Dawid: "To są ostatnie słowa Angeliki". No Boże kochany, ja go tak uwielbiam, że to poezja jest jakaś. 😀
Miałam też możliwość, ale w rezultacie nie wyszło, zobaczyć brajlowskie warcaby, ale… nie dało rady. A wiecie, że ja naprawdę, nigdy nie widziałam brajlowskich warcab? Warcabów? Jak to się odmienia właściwie? 😀 Monia, pomóż. 😀 Dobra, Word twierdzi, że warcabów i pewnie słusznie twierdzi. 😀
Nie wiem, czy coś jeszcze chcę napisać, bo jestem tak rozemocjonowana,a że nie wiem, czy czegoś nie pominęłam, ale… Kurczę, jesteście wszyscy tak niesamowicie szaleni, pozytywnie nienormalni… O nie, Boże, w ogóle pani Kalina mnie załamała. Tylko czekajcie, jak to było? Jezu, o co to chodziło? Ahaa, już wiem. 😀 😀 😀 No bo podeszła do nas, jak siedzieliśmy w czwórkę, to znaczy ja, Monika, Dawid i Grzesiek, pani Kalina właśnie i mówi, że zgubiła swoich, na co ja mówię, że widziałam ich tam przy tej ekipie strzelającej, na co ona mówi, że ci, co mieli te strzelarkę, to byli, ale się zwinęli, na co Dawid powiedział, że usłyszeli, że ja jestem i uznali, że lepiej będzie, jeśli się ewakuują, na co pani Kalina, nie wiem, chyba niewiele myśląc: "Ale to nic nowego, prawda, Angelika?", a ja takie: "Eee… Tak?". 😀
Tym akcentem naprawdę kończę to pisanie i, kurczę, idę skończyć kolację, a potem wciągnąć dysk. 😀
Także do następnego. 🙂
Pozdrawiam, w bardzo dobrym nastroju,
A. J.
P.S. Dziękuję Wam wszystkim za wszystko. 🙂

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Uwaga! Będę narzekać

Witajcie.
Tak. Dzisiaj pozwolę sobie ponarzekać. A właściwie się Wam poskarżyć z mojej… Eee… Irracjonalności?
Nie, nie, to nie tak. Pozwolę sobie ponarzekać na moje ostatnie paniczne strachy i straszki. Nie mam
gdzie, to pozwolę tutaj z nadzieją, że nikt mnie za głupią nie uzna.
No ale po kolei.
Tak się jakoś złożyło, że od kilku dni, pewnie od tego, że ja dużo siedzę przy komputerze, z tyłu głowy
mnie boli. Ale mięśnie. Bo to się łączy ze sobą, tam jest szyja i boli, ramiona też bolą, no i z tyłu
głowy, te mięśnie, też bolą i napięte chyba są. No mniejsza z tym. W każdym razie, ostatnio, nie wiem
dlaczego, czy to przez rutynę, czy może jeszcze przez coś innego, w każdym razie panicznie się boję.
I wicie, najlepsze jest to, że nie wiem czego, bo przecież… nie mam ani zawrotów głowy, ani nie mdleję
ani nic z tych rzeczy, tylko tam mnie boli. A ja potrafię się w środku nocy obudzić i nie zasnąć, bo
się boję. I z reguły kończy się to łzami. Już nie zliczę, ile razy płakałam w ostatnim czasie. Naprawdę,
nie wiem, skąd mi się to bierze. Usiłuję nawet siebie przekonać, że przecież skoro nie mam zawrotów głowy
ani żdnych innych niepokojących objawów, to przecież wzystko jest w porządku, pomasuje się parę razy
i w końcu przejdzie. Tyle, że, jak widać, to nie jest wcale proste. Bo nawet Grzesiek stara się mnie
przekonać, że nic mi nie jest, a ja i tak, bardziej chyba podświadomie, się boję i to jest silniejsze
ode mnie. Nie wiem, dlaczego tak mam. Naprawdę. I szczerze, wkurza mnie to, bo przez to, jakoś ciężko
mi się śpi, jak się tak boję, niespokojnie, no i nie wiem. Zatoki też mnie bolą, ale do tego akurat
mogłabym się przyzwyczaić. Inna kwestia, że nigdy tak nie miałam, że mnie nie bolało, może też dlatego
się tak boję, ale… no sama nie wiem.
No, a teraz możecie powiedzieć, że jestem nienormalna.
Tym akcentem kończę to moje skrobanie.
Trzymajcie się.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie

O potyczkach z Linuxem i co tam jeszcze?

Witajcie.
Tak. Tym razem potyczki z Linuxem. Ale teraz nie na moim komputerze, na szczęście. 😀
Jak wiecie lub nie, Dawid wie, ale Grzesiek lubi się bawić. Tym razem tak się pobawił, że Linux działa,
ale Windows już nie. Nie da się uruchomić. Wczoraj z kolei Manjaro postawił obok Windowsa, tyle, że owo
Manjaro straciło dźwięk po instalacji i restarcie, więc postawiliśmy Winuxa, który, na szczeście, dźwięku
nie stracił. I znowu Dawid próbuje ratować sytuację, by uratować Windowsa. Boże, ja sobi tak myślę, czy
on kiedyś nie będzie miał nas dość? Jak nie Grześkowy laptop, który umarł ostatnim razem i trzeba bylo
system stawiać, jak nie mój Windows, gdzie też trzeba było system stawiać, to teraz to. Jemu to by czekolada
się przydała, tylko wiecie, taka wielka, no, taka duża, duża, studencka najlepiej, czeska. 😀
Poza wszelkimi potyczkami z Linuxem, to był właśnie u nas dzisiaj Linux i Tomeczek i było bardzo fajnie.
I się oboje dziwili, że Linux tyle komend ma. Chciałam im wtedy powiedzieć, że tego jest jeszcze więcej,
mimo że podobne. 😀 No a w ogóle, podsumowując, to się wkurzyłam, bo, wiecie, niektórym się wydaje, że
jak sobie ponarzekają, to im ulży, a zamiast im ulżyć, to narzekają ciągle i ciągle, a argumenty żadne
do nich nie docierają, że tak nie powinni robić i tak dalej, a w dodatku jeszcze potrafią człowieka obłudnikiem nazwać. Smutne, ale prawdziwe.
Tym przysmutnym akcentem kończę.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Przemyślenia

Zły wpływ? A może jeszcze co innego? Nie no, żart

Witajcie.
Wiecie co? Ja nie wiem, czy to wpływ Dawida, czy Moniki, która swoim wykonem mnie rozbroiła, czy może
jeszcze coś innego, ale… No, możecie mi wierzyć, albo i nie, ale naprawdę, od samego rana nucę, śpiewam
i nie wiem, co tam jeszcze "Miłość rośnie wokół nas". Aż Grzesiek mi się dziwi, co ja taki dobry nastrój
mam. A ja po prostu nie mogę się powstrzymać, nie chcę tego nucić, a mimo to śpiewam. 😀 Albo może i
chcę w sumie? Bo ładna ta piosenka jest. Nawet szukałam na własną rękę podkładu, tylko że albo znajduję
z linią melodyczną, albo w tak beznadziejnej jakości, że śpiewać się do tego nie da. Więc nie pozostaje
mi nic innego, jak poczekać, aż może Nince uda się go gdzieś, kiedyś odgrzebać. I jak wyćwiczę, to obiecuję,
że nagram tą piosenkę, a jak ją scoveruję, to na pewno się z Wami podzielę moim wykonem. 😀
No, i to tyle ode mnie.
Trzymajcie się.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie

Ostrzegam, piszę wierszem

Witajcie.
Nie wiem, czy w tym wpisie wierszem uda pisać mi się. O, pierwsza linijka nie wyszła źle, ciekawe, jak
to dalej potoczy się. 😀
No, ale do rzeczy. Tak generalnie nie mam o czym opowiadać, bo u mnie to nic się nie dzieje, ale to,
że teraz, przy rozmowie z Dawidem, zaczęłam pisać wierszem, jest chyba jakimś złym objawem. Ale to nie
moja wina, że zdania mi się tak układają, że choć nie chcę, to rymować się same zaczynają. I nawet tutaj
nie chcę rymować, a mimo to tak wychodzi i już, nic na to nie poradzę. 😀
A żeby Wam pokazać, w czym rzecz, żeby tytuł miał jakiś tam sens, to pokażę Wam, o czym toczy się nasza
rozmowa, a przynajmniej jej fragmentaryczna połowa. 😀 😀 😀 No, bo jakoś tak wyszło, że Dawid powiedział,
że ma coś na starym komputerze, no to ja sobie przypomniałam o moim złomie i dyskusja się potoczyła wierszem,
rymowana, nieplanowana.
Uwaga, cytat:
"Mój ma w sumie jakieśdwanaście, a i tak jeszcze jakoś chyba się trzyma. Windows XP, dysk 320, a reszty nie pamiętam. 😀 Szczerze, to nawet nigdy nie sprawdzałam, bo jeszcze się nie znałam, gdy go używałam, a jak już się poznałam, to korzystać z niego przestałam".
😀
I jeszcze jeden:
"Do mojego kiedyś kodeki instalowałam, bo sobie Annę German pooglądać chciałam i jak się je doinstalowało, to to pięknie chodziło i działało. Co prawda z internetem łączyć się nie chciało, dysku 1 TB też przyjąć ochoty nie miało, ale i tak był spoko. 😀 A z internetu jak na nim korzystałam, to tylko z podpinanego, z modemu, bo wifi to jeszcze nie miało. 😀 Ale głośników ma chyba z pięć, więc fajnie się na nim oglądało".
🙂
Także, jak widzicie, moje rymowanie ma w życiu codziennym zastosowanie. To chyba ta noc jakaś taka jest,
że rymować się chce. Co ja gadam, to nie noc, to wieczór jeszcze… Ciekawe, czy będą padały deszcze?
Dobra, dość, bo to przestaje być zabawne. 😀 😀 😀
Tak czy inaczej, dziękuję Dawidowi po raz kolejny za poprawienie mojego humoru.
Dobranoc, może. 😀
Pozdrawiam wszystkich serdecznie, no i proszę, abyście pamiętali o uśmiechu, koniecznie. 🙂
A. J.
P.S. Wiem, że już dzień się kończy, ale i tak najlepszego dla wszystkich chłopaków. 😀

Kategorie
Co tam u mnie

Po sensownej wizycie lekarskiej

Kategorie
Co tam u mnie

Byłam wczoraj u lekarza i co? Nic

Witajcie.
Miałam pisać wczoraj, a że ten mój wczorajszy dzień był dość dziwny, to piszę dziś.
Poszłam wczoraj do lekarza, ale oczywiście nie było tego, co chciałam, jak pech, to pech. Trafiłam więc
na moją nieulubioną siostrzyczkę. Efekt? Efekt jest taki, że mam brać rutina Cea i Ibuprofen, jakby to
mi miało na gardło pomóc. No i oczywiście Strepsils. Kurde, słabo, bo jak mi to pomagać nie będzie, a
pewnie nie, to chyba zwariuję.
Ae i tak jej najlepszy tekst. Wchodzę do gabinetu, ona tak mi się przygląda i tak usiadła, zaczęła klikać
w komputerze myszką i tak siedzimy, pięć minut i słyszę tekst: "No i co ja mam z Tobą zrobić?". Potem
słyszę kolejny tekst, po następnych kilku minutach: "No powiedz mi, co ja mam z Tobą zrobić?". No myślałam,
że umrę ze śmiechu. Kompletnie tego nie rozumiem. Naprawdę, szkoda, że nie było tego lekarza, do którego
chciałam iść, bo on to by mnie w pięć minut ogarnął i dałby mi coś sensownego, a tak, to się chyba będę
męczyć do szaleństwa jakiegoś, czy nie wiadomo co. No nic, zobaczymy.
W ogóle śmiałam się też, bo wchodzę do tego gabinetu śmisznego, a ta siostra zaczyna śpiewać: "Dzieci
wesoło wybiegły ze szkoły". Wiecie, tą piosenkę Elektrycznych Gitar. A ja, niewiele myśląc, jako że tekst
znam, bo kiedyś śpiewałam to na Wieczorze z Muzyką w Owińskah z kilkoma dziewczynami, pociągnęłam wątek
i dośpiewałam: "Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki". Nic mi nie powiedziała. A szkoda, bo śmiesznie
by było. 😀
Z takich bardziej przyjemnych rzeczy, przed pójściem do Działu spotkaliśmy Linuxa i Kasię, więc porozmawialiśmy
dobre pół godziny. Dziewczyny chciały mnie zaadoptować, znaczy śmiały się, że mnie zakwaterują u siebie
w pokoju, bo wolne miejsce mają, ale odmówiłam. Nie tym razem. 😀
Z jeszcze bardziej przyjemnych rzeczy, to wczoraj minęło dwa lata od dnia, w którym zaczęłam być razem
z Grześkiem, także planujemy w sobotę gdzieś iść, o ile pogoda pozwoli, ale jeszcze nie wiemy gdzie.
A jak pogoda nie pozwoli, to coś zjeść niestandardowego. W ogóle jakieś ciasto bym najchętniej kupiła,
ale nie wiem gdzie można w coś takiego się zaopatrzyć, więc zobaczymy. Jak nie kupimy, to zrobimy blok
czekoladowy. 😀
No, i to na serio tyle, bo się rozpisałam.
Kończę, trzymajcie się.
A. J.

Kategorie
Co tam u mnie Recenzje

Apollo 13, czyli kilka słów na gorąco

Witajcie!
Dzisiaj podczas rozmowy z Dawidem usłyszałam od niego, że zawsze jest o czym pisać. Nie byłam w stanie
się z nim zgodzić, do chwili, gdy nie obejrzałam filmu Apollo 13.
Po pierwsze, przepraszam za wszelkie błędy, które mogą się pojawić, ale jestem tak rozemocjonowana, że
nie wiem, jak to wszystko, co chcę tu napisać, opiszę. Przy okazji mam nadzieję, że niczego nie pokręcę,
a jeśli tak będzie, to Dawid będzie miał prawo albo mnie zabić, albo mnie poprawić. To od niego zależy,
co wybierze. No ale do rzeczy.
Film Apollo 13 opowiada o grupie ludzi, która postanawia polecieć na Księżyc, jednak w trakcie lotu dochodzi
do wybuchu, który sprawia, że statek zaczyna umierać, bo traci tlen. Mało tego, że traci tlen, to jeszcze
w pewnym momencie zaczyna rosnąć dwutlenek węgla, co grozi utratą życia załogi. Gdyby nie szybka pomysłowość
stworzenia odfiltrowywania dwutlenku węgla, dzięki czemu ten zaczyna spadać, nikt by nie przeżył. Nie
będę opowiadała Wam całego przebiegu filmu, z racji, że akcja działa się bardzo szybko i nie pamiętam,
co było po czym, ale szczerze, z całego serca ten film polecam wszystkim tym, którzy go nie widzieli,
a lubią filmy katastroficzne. Ja tam za filmami katastroficznymi nie przepadam, ale uważam, że ten był
naprawdę świetny i jest godny uwagi.
Dodam, że muzyka w tym filmie też jest fantastyczna. A muzyka plus akcja plus emocje równa się ogromna
dawka adrenaliny.
Żeby nie było, eksty też tam mieli dobre. Na przykład? Proszę.
– Co z poziomem dwutlenku węgla?
– Rośnie.
– Czy to znaczy, że nie mają czym oddychać?
– Nie. To znaczy, że szukamy rozwiązania. 😀
Kolejny. Jest panika, ktoś mówi, w tej chwili nie wiem kto, że stracił łączność z całą załogą, na co
ktoś chyba z NASA odpowiada: "To tylko mała rebelia. Nic im się nie stało. Dajmy im trochę luzu". 😀
Naprawdę, film polecam, bo nie dość, że jest pełny akcji, napięcia, emocji, to jeszcze jest pełen dobrych
tekstów.
Nie wiem, czy mogę napisać coś jeszcze, jestem chyba zbyt rozemocjonowana i czuję, że będę przeżywała
go jeszcze przez parę następnych dni. Ale powiem Wam jedno. Było to niezapomniane przeżycie i możecie
mi wierzyć, że czułam się, jakby to było naprawdę i bałam się, do samego końca bałam się, że nie uda im
się wrócić na ziemię. A spanikowałam w chwili, gdy minęły trzy minuty od łączności, a Załoga nie odpowiadałana
wezwanie Houston. Dopiero po ponad czterech minutach zareagowali. A ja wtedy odetchnęłam z ulgą.
No, to tyle ode mnie, mam nadzieję, że niczego nie pokręciłam i że Dawid mnie nie zabije. 😀
Także trzymajcie się i do następnego.
A. J.

EltenLink