Kategorie
Klangowe archiwum

Rozdział czwarty, pierwsza publikacja: 08.07.2011

Witajcie.
Tu się postarałam nieco bardziej. 🙂

Tymczasem w siedzibie Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców od kilku dni trwały poszukiwania. Jednak mimo wielu zaklęć, które miały posłużyć za pomoc w odnalezieniu Bellatrix i rozpaczliwych krzyków Czarnego Pana, nikt nie mógł jej znaleźć.
– Do jasnej cholery! – krzyknął któregoś dnia Voldemort po kolejnej nieudanej misji poszukiwawczej. – Kto ją porwał? Już tyle się namęczyłem, a tu ani śladu. Och, Bello, Bello, jak mogłaś mi to zrobić? Och, moja ukochana, wróć do mnie!

Witajcie.
Tu się postarałam nieco bardziej. 🙂

Tymczasem w siedzibie Lorda Voldemorta i jego śmierciożerców od kilku dni trwały poszukiwania. Jednak mimo wielu zaklęć, które miały posłużyć za pomoc w odnalezieniu Bellatrix i rozpaczliwych krzyków Czarnego Pana, nikt nie mógł jej znaleźć.
– Do jasnej cholery! – krzyknął któregoś dnia Voldemort po kolejnej nieudanej misji poszukiwawczej. – Kto ją porwał? Już tyle się namęczyłem, a tu ani śladu. Och, Bello, Bello, jak mogłaś mi to zrobić? Och, moja ukochana, wróć do mnie!
– Panie, czyżbyśmy o czymś nie wiedzieli? – spytał Lucjusz Malfoy, który, jak zawsze zresztą, był bardzo ciekawski.
Voldemort spojrzał na niego zimnym wzrokiem.
– Lucjuszu, czy ty zawsze musisz być taki ciekawski? – spytał chłodno.
– Nie, ja… Och, Panie, wybacz mi… – wyszeptał Lucjusz z obawą.
– Nie! – zawołał Jaksley. – Czekajcie chwilę. Panie, nie chcę być nieuprzejmy, ale czy…
– Chcesz spytać, czy skoro jesteśmy przyjaciółmi, to nie powinniśmy niczego przed sobą ukrywać? – przerwał mu chłodno Voldemort.
– O tak, Panie, o to chciałem spytać – odparł Jaksley.
Wszyscy śmierciożercy, którzy znajdowali się w pokoju, w tym Alecto i Narcyza, wstrzymali oddech.
– Masz rację, Jaksley – odparł po jakimś czasie Voldzio. – Nie powinniśmy mieć przed sobą tajemnic.
– W takim razie może powiesz nam, co przed nami ukrywasz? – wypaliła Alecto, która zupełnie zapomniała jak powinna odnosić się do Voldka.
Nie spodobało się to naszemu Voldziowi. Wyciągnął różdżkę i skierował ją wprost na przerażoną Alecto.
– Jak śmiałaś tak na mnie powiedzieć! – wysyczał. – Jak śmiałaś! Crucio!
Alecto zwinęła się z bólu i zaczęła krzyczeć. Wszyscy przerażeni patrzyli to na Alecto, to na Voldemorta, w którego oczach widniały groźne błyski.
– Panie, zlituj się! – jęknęła Alecto. – O Panie, ja nie chciałam cię obrazić!
Voldemort tylko wzmocnił zaklęcie. W końcu Narcyza nie wytrzymała i odezwała się:
– Gdyby Bellatrix tu była, nie byłaby z tego zadowolona.
Voldemort spojrzał na nią groźnie, ale ta nawet się nie przelękła.
– Fakt, nie byłaby zachwycona słowami Alecto, ale w przeciwieństwie do ciebie, Panie, nie zareagowałaby tak ostro – kontynułowała. Ona ma jeszcze jakieś uczucia i potrafi wybaczać.
Po jej słowach zaległa cisza. Voldek patrzył na Narcyzę z miną niewróżącą nic dobrego. Był wściekły.
– Jak śmiałaś! – krzyknął. Ty… ty… Crucio!
Jednak Narcyza nawet nie pisnęła, tylko zręcznie zablokowała zaklęcie. To Voldemorta wkurzyło jeszcze bardziej.
– Ty… ty… – zaczął, ale był tak wściekły, że nie mógł nic powiedzieć.
Nikt się nie poruszył. Nikt, poza Narcyzą, która zdjęła zaklęcie z Alecto i pomogła jej wstać.
– Och, Cyziu, ja… ja dziękuję… – wyszeptała Alecto.
– Nie dziękuj – odparła Narcyza, po czym zwróciła się w stronę Czarnego Pana:
– No więc, Panie, wyznasz nam swój sekret?
Voldek nie odpowiedział. Nadal był zły.
– Panie, zadałam pytanie – upomniała się Narcyza, podczas gdy wszyscy patrzyli na nią z podziwem.
– Dobrze, powiem wam! – rzekł Voldek ze złością. – Jestem w Belli zakochany.
Po jego słowach zaległa głucha cisza. Nikt jej nie przerwał, bowiem wszyscy próbowali uwierzńć w to, co właśnie usłyszeli.
– Wydaje mi się w takim razie, że ty też masz, Panie, jakieś uczucia – oznajmiła Narcyza po upływie kilku minut. – No chyba, że… to nie jest prawdziwa miłość. Ale to już nie mnie oceniać. Tylko szkoda, że miłość nie idzie w parze z wybaczaniem innym.
Po tych słowach wstała i zanim ktoś zdążył powiedzieć cokolwiek lub ją powstrzymać, wyszła bez słowa z poważną miną i wielką satysfakcją. Właśnie zagięła swojego Pana. Pokazała mu, kim jest w rzeczywistości. Zrozumiała, że zabijając innych, w dodatku ludzi niewinnych, robi źle. Postanowiła to zmienić. Nie chciała nakłaniać do tego Lucjusza, ale Dracona postanowiła tak wychowywać.
“Niech się dzieje co chce – pomyślała. – Ale ja będę inna niż tamci w pokoju. Mam w nosie Voldka. Niech mnie nawet zabije, proszę bardzo, ale ja nie będę maszyną do zabijania. Umywam ręce od tego, oj tak!

7 odpowiedzi na “Rozdział czwarty, pierwsza publikacja: 08.07.2011”

O super, rycze ze śmiechu. Narcyza, jaka odwarzna. Jej, fajnie to czytać poraz drugi. Ha, ha, ha.

Czekaj, po co oni się upominali o ujawnienie tajemnicy, skoro zwrot „moja ukochana” mówi sam za siebie?

Ale wytłumaczenie 😀 Dla mnie to świadczy o ich dość sporej tempocie. 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink