Kategorie
Szczęśliwe wspomnienia

Przedurodzinowo, czyli… A może by tak powspominać? :)

Witajcie, Eltenowicze. 🙂
Podejrzewam, pewnie słusznie, że gdy skończę pisać ten wpis, będzie grubo po północy, ale co tam. Człowiek, jeśli ma ochotę coś napisać, to zwyczajnie musi i cieszę się, że Dawid sprawił, iż strona działa tak dobrze, dzięki czemu to, co zostanie napisane, od razu może zostać opublikowane.
Tym, dość ciekawym wstępem, przejdę do sedna sprawy.
Jak większość z Was wie, albo i nie, w sobotę są moje urodziny.
Szczerze mówiąc… Ojej, właśnie północ wybiła, jak miło. Ale już wracam do pisania. Szczerze mówiąc, gdy myślałam o tym wpisie, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, bo tematyka, którą sobie narzuciłam, jest dość… Hm, trudna, ale nie pod kątem trudna, bo skomplikowana, tylko trudna pod kątem wyborów.

Witajcie, Eltenowicze. 🙂
Podejrzewam, pewnie słusznie, że gdy skończę pisać ten wpis, będzie grubo po północy, ale co tam. Człowiek, jeśli ma ochotę coś napisać, to zwyczajnie musi i cieszę się, że Dawid sprawił, iż strona działa tak dobrze, dzięki czemu to, co zostanie napisane, od razu może zostać opublikowane.
Tym, dość ciekawym wstępem, przejdę do sedna sprawy.
Jak większość z Was wie, albo i nie, w sobotę są moje urodziny.
Szczerze mówiąc… Ojej, właśnie północ wybiła, jak miło. Ale już wracam do pisania. Szczerze mówiąc, gdy myślałam o tym wpisie, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, bo tematyka, którą sobie narzuciłam, jest dość… Hm, trudna, ale nie pod kątem trudna, bo skomplikowana, tylko trudna pod kątem wyborów.
Chciałabym Wam opisać kilka wspomnień związanych, bezpośrednio, z moimi urodzinami z przed lat. Nie będę tu opisywała w większości wypadków, ile kończyłam lat, gdy miało miejsce dane wspomnienie, bo po pierwsze, to jest mało istotne, a po drugie, myślę, że takich szczegółów akurat, stety albo i nie, ale nie pamiętam. 🙂 Po drugie, spokojnie, nie będą to na pewno wszystkie wspomnienia. Wiele jest niekompletnych, a bez sensu opisywać coś, co jest niekompletne, a niektóre, zwyczajnie, są dla mnie zbyt głębokie. 🙂
Żeby sobie życie ułatwić, zacznę może od Wrocławia. Pojechałam tam w 2016 roku, razem z Grzesiem i… to był naprawdę fajny czas. Bardzo miło byłam zaskoczona i nie spodziewałam się tego wszystkiego, co dla mnie wtedy znajomi zrobili. Mimo, że z niektórymi drogi się rozeszły, to jednak jestem im bardzo wdzięczna za wszystko i myślę, że… zawsze będę. 🙂
Po drugie… Ooojj, tu się trochę rozpiszę, gdyż należy się Wam kilka słów wyjaśnienia. Moja rodzinna pani doktor, którą z tego miejsca bardzo serdecznie pozdrawiam (kto wie, może kiedyś ktoś z jej rodziny, albo ona sama trafi przypadkiem na mojego bloga) miała taki zwyczaj, że organizowała mi urodziny w takiej… kawiarni, restauracji, ja wiem? Bardziej to chyba można nazwać kawiarnią. Pracowała tam taka pani Alicja, która zawsze mawiała, że jest Alicją z Krainy Garów. Kawiarnia, o ile dobrze pamiętam, nazywała się „Motylek”, ale i tego pewna nie jestem. Mniejsza o miejsce.
Wyglądało to na takiej zasadzie, że zbierało się tam mnóstwo ludzi, na pierwszym spotkaniu kojarzyłam może trzy osoby na krzyż, ale gdy te urodziny zaczęły sie odbywać rok w rok, z moją osiemnastką włącznie, to potem już kojarzyłam więcej osób. Naprawdę, uwierzcie mi, nie przeszkadzało mi to, że są to ludzie, których widuję tylko na takich spotkaniach i ewentualnie gdzieś, na jakichś festynach dla niepełnosprawnych w mieście, bo na takowych też bywałam, rzadko, bo rzadko, ale jednak. Bardzo lubiłam te spotkania, lubiłam je tym bardziej, że do pewnego momentu, znaczy przez kilka lat, były one dla mnie zwyczajną niespodzianką. Nie zapomnę, jak któregoś takiego razu moja mama wieczorem założyła mi wałki na głowie. Wałki jest to coś, czego nie lubię, po prostu nie lubię, bo jak już się te włosy odpowiednio na te wałeczki nawinie, to potem się zakłada chustkę na głowę i jakoś trzeba przeżyć noc, a w takiej fryzurze naprawdę się niewygodnie śpi, bo jak się leży na tych wałkach, to ma się wrażenie, jakby one się w głowę wbijały. W każdym razie, moja mama robiła takie rzeczy tylko wtedy, jak była jakaś impreza. Wiedziałam, że skoro robi ze mną coś takiego, to następnego dnia gdzieś będziemy szły. Ale, kurczę, naprawdę, uwierzcie mi, tego, co się stało, ani trochę nie przewidziałam. Było to spotkanie urodzinowe, w porządku. Mnóstwo ludzi, OK, tego się nie spodziewałam wtedy, bo to było chyba jakoś przed urodzinami dzień czy coś takiego. Ale w momencie, gdy zobaczyłam moją nauczycielkę, panią Terenię, którą też z tego miejsca serdecznie, bardzo serdecznie pozdrawiam, to… Uwierzcie mi, brakło mi słów. Pani Teresa uczyła mnie od końca klasy pierwszej do trzeciej podstawowej. I poza Owińskami, które wspominam bardzo dobrze, to jednak okres klas 1-3 zostanie mi chyba na zawsze w pamięci, jako mój jeden z najpiękniejszych epizodów w życiu. Spotkałam też wtedy, po raz kolejny zresztą, Agnieszkę M., która jeździła ze mną do sanatorium jako moja opiekunka i z którą też bardzo bliskie miałam relacje. Ale pani Terenia, moja kochana pani Terenia, z którą nie tylko się uczyłam, ale też byłam na pamiętnych wakacjach, na których, pech chciał, się rozchorowałam, ale których i tak nie zapomnę nigdy. Mimo wszystko, mimo że pamiętam z tamtego okresu chyba tylko kuchenkę polową, bo nie pamiętam ani gdzie to było, ani ile dni… To nieważne. Ważne, że pani Tersa to człowiek, z którym mogłam zawsze porozmawiać o wszystkim. Zawsze. Już jako małe dziecko bardzo się do ludzi przywiązywałam, widzicie? 🙂
Tamtego dnia, )tak, wracam do treści właściwej wpisu) brakło mi naprawdę słów. To była jedna z tych chwil, gdy widzisz osobę, która jest ci bliska i jesteś w takim szoku, że przez pewien czas nie wiesz, co powiedzieć. 🙂 Ale, podsumowując, bardzo lubiłam te spotkania. Dawały mi one dużo radości. I dla mnie nie były ważne prezenty, których natych spotkaniach była masa. Dla mnie byli ważni ci ludzie, którzy przychodzili, choć przecież wcale nie musieli. Którzy chcieli mnie słuchać, tego jak im śpiewam, acapella, bo acapella, czasem z fałszem, bo ze stresu, ale jednak śpiewam i im to nie przeszkadzało. Którzy nawet akceptowali to, że śpiewałam z lekkim bólem gardła, bo były raz takie urodziny. I naprawdę, czułam się bardzo dobrze wtedy. Myślę, że za tamte chwile będę mojej pani Eli bardzo wdzięczna. 🙂
No i myślę, że przyszła pora na to, by opisać wspomnienie, które do tej pory mnie wybitnie bawi, choć pamiętam je bardzo mgliście, ale jednak pamiętam. Kiedyś, bardzo realnie, bo na świeżo, opisywałam je na klangowym blogu, ale że blogi klangowe umarły, to postaram się owo wspomnienie jakoś… ożywić.
Nie będę Wam mówiła, który to był rok, bo teraz tego nie pamiętam. Jednak to, co pamiętam, jest na pewno fakt, iż przyjechałam do Owińsk z takim wielkim tortem. Ten tort naprawdę był duży. No i moja przyjaciółka postanowiła, że tego torta pokroi. 😀 Tylko problem był jeden. Że… Yyy… Nóż był… yyy… za mały. 😀 Tort był duży, nóż był za mały. Ale, jak wiadomo, dla chcącego, nic trudnego. I oczywiście co? Się udało, bo jak nie my, to kto? 😀 Druga kwestia, trzeba było nalać sok. No tylko że ten karton też jakiś taki duży był, czy to dzbanek był, nie pamiętam. W każdym razie, owa przyjaciółka się… Yyy… Oblała tym sokiem. 😀 I najlepsza jest rozmowa moja i koleżanki razem z nią.
– Rozlałaś?
– Nie. Gorzej.
– Przelałaś?
– Nie, jeszcze gorzej.
– To co zrobiłaś?
Na co ona tak spokojnie:
– Oblałam się.
A my, wredne, zamiast jej współczuć, ryknęłyśmy śmiechem. I nie, nie zapomnę tego, nigdy tego nie zapomnę, bo to było wtedy naprawdę komiczne. A już to, jak kroiła tego torta tym małym nożem… Cudowne po prostu. 😀
Tym akcentem będę się chyba zbliżała do końca tego wpisu. Mam w zanadżu jeszcze jeden, może zdążę go napisać, zanim dziesiąty nadejdzie. 😀
Tym pozytywnym akcentem kończę to moje skrobanie, z nadzieją, że mnie nie zabijecie za nie. 🙂
Pozdrawiam.
A. J.
P.S. Wszystkim wymieononym osobom w tym wpisie, i bezpośrednio i pośrednio, chciałabym bardzo podziękować. Za wszystko, co dla mnie zrobiliście. Byliście niezastąpieni i… i naprawdę, jestem Wam wszystkim bardzo, bardzo wdzięczna. 🙂 <3

8 odpowiedzi na “Przedurodzinowo, czyli… A może by tak powspominać? :)”

Nie, nie zostaniesz zabita za ten wpis, bo jest cudny 😉
Aż się boje myśleć jak będziesz wspominać urodziny które już już niedługo nadejdą 😀 😀

No tak… bo polanie się sokiem jest bardzo zabawne xD któż to wtedy uczynił? 😉

Natalko, nie domyśliłaś się? Tylko A. K. potrafi wpaść na tak zwariowane pomysły. 😀

A no w sumie tak 😀 właśnie o niej pomyślałam ale nie byłam pewna 😉

Jaki faajny wpis! Wiem, o jakim wyjeździe mówisz z 2016. Ja kiedyś zostałam oblana wodą na działce i
sama śmiałam się jak głupia, że to dla ochłody – chociaż w rzeczywistości stało się niechcący haha, pamiętam,
że był wtedy nieziemski upał pomimo maja.

To jest ten moment, kiedy kompletnie nie wiem, co napisać.
Chciałbym ten wpis jakoś treściwie skomentować, ale nie umiem.
Mogę tylko napisać, że podoał mi się bardzo, naaprawdę, dał mi powód do uśmiechu.

Cieszę się, że dał Ci powód do uśmiechu. 🙂
To miałam na celu.

Ojej. Nie wiem czemu, ale płaczę.

W każdym razie będę pierwsza. Wszystkiego najlepszego! Przedwczesne, ale pierwsze

Ej, ja nie chciałam, żebyś płakała. Przepraszam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink