Witajcie.
Byłam, przeżyłam, spoko. Oczywiście bez przygód się nie obeszło. Najpierw czekaliśmy, aż autobus ruszy,
przez ponad pół godziny, na szczęście w autobusie. A potem jak jehaliśmy tym autobusem, to ktoś z rowerem
chciał wsiąść, ale kierowca tego kogoś wyrzucił. "Rowerowi dziękujemy", taki był tekst. Wiem, bo mówił
go przez mikrofon. 🙂
U lekarza trochę posiedziałam. Jako, że to było w Laskach i natrafiłam na siostrę Ancillę, która mnie
zna, to musiała zrobić wywiad śodowiskowy. Ale w rezultacie przepisała mi jakiś antybiotyk, który mam
brać przez dni trzy raz dziennie o tej samej porze, a że w aptece go nie było, to biorę Nobaxin, odpowiednik
tego czegoś na Z. Nie pamiętam, jaką to nazwę miało. No w każdym razie, będzie dobrze. Jak to siostra
Ancilla powiedziała, jak do łóżka wpadłam i przeżyłam, to tu tym bardziej. 😀 Aaa, bo wy nie znacie tej
historii. 😀 No to już opowiadam.
Było to pod koniec mojego pierwszego roku pobytu w Laskach. Był to ostatni weekend. Tak się akurat złożyło,
że strasznie dużo miałam tego czerwcowego piątkowego dnia na głowie. Wróciłam z lekcji, sprzątałam w
pokoju, bo wiecie, takie dyżury, w łóżku sprzątałam, jeszcze dyżur jadalniany miałam i jakoś tak się
tego wszystkiego nazbierało. No i akurat wtedy wzięłam odkurzyłam w tym łóżku, przetarłam na mokro i
poszłam zmywać naczynia, a łóżko zostawiłam otwarte, żeby sobie na spokojnie schło. No i tak jakoś zleciało, że wybiła godzina osiemnasta, czy później już było.
Ja stwierdziłam, że muszę zrobić przerwę, zadzwonić do jednej osoby. No i poszłam do pokoju. Oczywiście
co? Kompletnie zapomniałam, że to łóżko jest otwarte. A moja wychowawczyni jeszcze pięć minut przed tym,
zanim ja weszłam do pokoju, sprawdzała, czy już wyschło, a że nie wyschło, no to zostawiła otwarte. A
ja zadzwoniłam, zaczęłam rozmawiać przez telefon, no i chciałam sobie usiąść. I usiadłam, ale tak, że
wpadłam do łóżka, a głową uderzyłam o tą otwartą górę, a tam sprężyny takie są. Zresztą ci, co z Lasek,
dziewczyny głównie, to wiedzą jak te łóżka wyglądają. Skończyłam rozmawiać, głowa mnie boli, nie przechodzi
wcale. Wszyscy spanikowani, ja też, przyszła siostra Kamila zorientować się w sytuacji, no nic. A potem
właśnie przyszła doktor siostra Ancilla. I jej najlepszy tekst: "Gdzie jest ta stuknięta dziewczynka"?
😀 W rezultacie wylądowałam w szpitaliku, z lodem na głowie. Ale to masakra była, bo w głowie mi się
kręciło i w ogóle dramat. No na szczęście, dobrze się wszystko skończyło, tylko się ze mnie wszyscy potem
śmiali, nawet moja wychowawczyni – pani Jola. Zresztą ja też się potem z tego śmiałam. 😀 Najlepsze dziewczyny,
powiedziały, że mnie na początku roku przywitają słowami: "Cześć, stuknięta dziewczynko", ale zapomniały
i tak nie zrobiły. A szkoda. 😀
Tym akcentem kończę ten mój przydługi wpis. 🙂
Trzymajcie się.
P.S. Zapomniałam napisać, że jak wracaliśmy, to w autobusie kierowca zamieszanie zrobił, bo był ten sam,
co od rowerka i powiedział, znaczy zapytał ludzi, czy by nam miejsca nie ustąpili, bo sobie staliśmy.
Ale mi się głupio zrobiło, jak się takie zamieszanie zrobiło. A poza tym, to słabo mi się strasznie zrobiło,
bo głodna byłam. Ale już zjadłam płatki i jest w porządku.
Pozdrawiam wszystkich.
A. J.