Witajcie.
Ja naprawdę chciałam… Nie, właściwie chcę napisać coś senswonego. Ale w sumie nie wiem co.
Chyba jest trochę rzeczy, które należałoby tu umieścić, ale żeby to zrobić, muszę to sobie wszystko jakoś
w głowie poukładać. Jakaś muzyczka w tle by mi się przydała, ale nie wiem, czy znajdę coś odpowiedniego
do tego.
O, znalazłam. Jakiś motyw od panny Kasi, Kasieńki, Katarzynki.
No więc, skoro już tak sobie tu piszę, to na początek podzielę się z Wami tą radosnąnowiną, jaką jest
fakt, iż w niedzielę za tydzień, czyli czternastego stycznia jadę do Moni. Do mojej kochanej Moni, którą
widziałam tylko przez 20 minut na Reha For The Blind, a z którą miałam się spotkać w wakacja i co nie
wyszło z pewnych przyczyn. Ale w końcu się udało i jadę do niej na cały tydzień. Wracam w niedzielę,
21 stycznia i cieszę się z tego jak dziecko. Naprawdę się cieszę, bo tak bardzo dawno jej nie widziałam,
no poza tym jednym, małym epizodem. Ale to taki mały fragmencik. A tak naprawdę, na dłużej nie widziałyśmy
się już kawał czasu. W sumie, nawet nie wiem, ile to już minęło, a nie chcę tego liczyć, żeby się nie
pomylić w obliczeniach. 🙂 Także bardzo się cieszę, kto wie, może jakiegoś audio wpisa na blogu z tej
okazji zrobimy? Zobaczymy. 🙂 Zobaczymy, czy Monia się zgodzi.
Druga kwestia, już trochę przeminięta, były święta i Sylwestra, a szczególnie Sylwestra. I gdyby nie
fakt, że z 31 na pierwszego głowa mnie tak potwornie rozbolała, że jedyne, o czym marzyłam to o tym,
by nastała cisza, kompletna i nieodwołalna, to byłoby wszystko w porządku. Nie no, nie ma co narzekać,
i tak było bardzo fajnie, także dziękuję tym, co byli, za tą imprezę, która była naprawdę udana. Nieważne,
że na następny dzień nam coś odbiło i zaczęliśmy się syntezatorami na iOS bawić w najróżniejszych wariantach,
to znaczy i wysoko i nisko, i męskie i żeńskie głosy i… Oj, nie chcielibyście tego słyszeć haha. Naprawdę
byście nie chcieli.
I nie wiem, czy coś jeszcze mam tu napisać. Jak na razie dalekosiężnych planów nie mam, także ten…
Nie no, w sumie mam, ale to jeszcze nic pewnego, więc na razie tu nie napiszę, bo tak naprawdę jutro
ma się wszystko wyjaśnić.
Także na ten moment to tyle, kończę to pisanie i, mam nadzieję, do następnego wpisu.
Pozdrówki.
A. J.
P.S. Ostatnio ktoś, a dokładniej mówiąc Kasia, zapytała mnie, dlaczego na blogu podpisuję się A. J. Dla
niezorientowanych tłumaczę. A. to chyba wiadomo, że od Angeliki? Swoją drogą, nie lubię mojego własnego
mienia. Nie wiem dlaczego, ale zwyczajnie go nie lubię. J. natomiast od Julii. Uwielbiam imię Julia,
a że na trzecie mam Julia, to tak zostało. Bo swojego drugiego imienia z kolei nienawidzę. Ale to chyba
nic dziwnego. Bo gdyby Wam dali na imię Stanisława, chyba też byście nie lubili tegoż właśni imienia.
I tym jakże pozytywnym akcentem mówię Wam pa pa. 🙂