Kategorie
Znalezione, podesłane

Z czystym sumieniem muszę powiedzieć, że jest to najpiękniejsze wykonanie tej piosenki, jakie w życiu słyszałam. <3

Kategorie
Znalezione, podesłane

Zabawnie o RODO. :D

Znalezione w internetach. A precyzując, podesłane przez koleżankę z pracy.

25 maja 2018 roku
– Dzień dobry! – słyszę w słuchawce.
– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
– Wczoraj wieczorem przechodząc koło pana biura zrobiłem kupę – rzecze mężczyzna.
– Co? – pytam nie będąc pewien, czy dobrze zrozumiałem.
– Na trawniku, po lewej stronie od wejścia. Postawiłem takiego średniej wielkości balasa – wyjaśnia mój rozmówca spokojnym cierpliwym głosem.

Z telefonem przy uchu wychodzę z biura i patrzę na trawnik. Rzeczywiście dwa metry od wejścia do mojego biura leży brązowy balas. Obok niego kawałek brudnej serwetki. Rozglądam się wokół w obawie czy to nie jakaś prowokacja. Ludzie przechodzą jednak obojętnie i nikt nie patrzy w moim kierunku.
– Bardzo brzydko się pan zachował – oceniam mojego rozmówcę. – Dzwoni pan, żeby przeprosić, czy może zapytać kiedy może pan posprzątać? – dopytuję.
– Nie w tym rzecz – odpowiada mężczyzna. – Dziś weszły nowe przepisy dotyczące danych osobowych. RODO. Słyszał pan o tym?
– Tak. Byłem nawet na szkoleniu – przyznaję nie bardzo wiedząc do czego mój rozmówca zmierza.

– To świetnie – głos w słuchawce stał się bardziej ożywiony i trochę weselszy. – Nie muszę więc panu tłumaczyć czym są dane osobowe?
– Są to wszelkie informacje, dzięki którym bezpośrednio lub pośrednio można zidentyfikować osobę – odpowiadam coraz bardziej zaintrygowany tą dziwaczną rozmową.
– Czy po stolcu można zidentyfikować osobę? – pyta niespodziewanie mój rozmówca. – Gdyby ktoś popełnił przestępstwo i zostawił na miejscu zbrodni swoją kupę to czy policja robiąc badania DNA mogłaby ustalić kim jest ta osoba? – uzupełnił pytaniem pomocniczym, o które wcale nie prosiłem.

Patrzę na leżącego w trawie balasa i z trudem przełykam ślinę.
– Sądzę, że tak…
– W rozumieniu Rodo mój stolec jest daną osobową – ucieszył się mężczyzna w słuchawce. – Dopóki leży na pańskim trawniku jest pan administratorem moich danych osobowych.
Podrapałem się po głowie nie wiedząc co powiedzieć.
– Tak czy nie? – usłyszałem w słuchawce.
– No chyba tak… – przyznałem niechętnie.
– Mam prawo do przenoszenia danych – głos mężczyzny stał się jeszcze bardziej pogodny.
– Wykonując prawo do przenoszenia danych osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania, by dane osobowe zostały przeniesione przez administratora bezpośrednio innemu administratorowi – wyszeptałem zdanie zapamiętane ze szkolenia. – O ile jest to technicznie możliwe – dodałem z nadzieją w głosie.

– Weźmie pan łyżkę i słoik, zgarnie mój stolec z trawnika i zaniesie do laboratorium, które jest po drugiej stronie ulicy – usłyszałem w słuchawce. – Potrzebuję zrobić badanie kału, a nie bardzo mam czas by dziś podjechać do przychodni.
– Czy pan sobie jaja ze mnie robi!? – wykrzyknąłem do słuchawki.
– Jeśli pan jako administrator moich danych osobowych będzie stwarzał przeszkody złożę skargę do Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych – zagroził mężczyzna. – Wie pan jak wysokie są kary?

Rozejrzałem się nerwowo po ulicy, otarłem pot z czoła.
– Za chwilę wyślę panu smsem swoje imię i nazwisko wraz ze zgodą na administrowanie moimi danymi dla potrzeb przeniesienia moich danych osobowych z trawnika do przychodzi – usłyszałem w słuchawce. – Miłego dnia.

Mój rozmówca rozłączył się, a telefon zawibrował w mojej ręce. Otrzymałem sms. Wszedłem z powrotem do biura.
– Coś się stało? – zapytała zaniepokojona sekretarka.
– Wszystko w porządku – odpowiedziałem spokojnym głosem. – Mamy łyżkę i słoik?

Kategorie
Znalezione, podesłane

Canon in D – River Flows in You (Orchestral Arrangement _ Mashup)

Kategorie
Znalezione, podesłane

Koci język. Co znaczą wydawane przez koty dźwięki?

Witajcie.
Tekst ten znalazłam przypadkiem, więc Wam go podrzucam. 🙂
Na naszej planecie tylko człowiek wykształcił mowę werbalną, co oczywiście nie oznacza, że przedstawiciele pozostałych gatunków nie porozumiewają się. Koty robią to na kilka sposobów, między innymi wydając rozmaite dźwięki – i właśnie o tym chciałbym teraz opowiedzieć.
Kocia mowa niewerbalna
Koty wydają wiele różnorodnych dźwięków, które choć nie układają się w słowa, coś jednak znaczą. Z jednej strony są wyrazem odczuwanych przez zwierzęta emocji, z drugiej zaś zawierają informacje, które mogą odbierać zarówno przedstawiciele tego samego, jak i innych gatunków.
Moim zdaniem liczba wydawanych przez koty dźwięków wcale nie jest mała, jeśli weźmiemy pod uwagę liczne wersje tych samych odgłosów. Umożliwiają one przekazywanie wszystkich stanów emocjonalnych. Rzecz jasna, taki sposób porozumiewania nie może się równać z językiem mówionym, naszym futrzakom w zupełności jednak wystarcza. Tym bardziej, że kooperuje jeszcze z mową ciała i językiem zachowań.
Znaczenie dźwięków wydawanych przez koty
Jaki dźwięk jest najbardziej charakterystyczny dla naszych podopiecznych? Chyba miauczenie, prawda? Już od najwcześniejszych lat życia uczymy się, że „kotek robi miau”. To „miau” może mieć jednak bardzo różnorodne znaczenie, zależnie od sytuacji i tonacji. Wyraża tęsknotę, osamotnienie, prośbę o jedzenie, lęk i tak dalej. Co ciekawe, podobno miaucząc na człowieka, koty używają tonów o częstotliwości podobnej do tej, jaką charakteryzuje się płacz ludzkiego dziecka. To dlatego tak trudno jest nam odmówić futrzakom czegokolwiek.
Niezwykle interesującym dźwiękiem wydawanym przez koty jest mruczenie – chociażby z tego powodu, że nie bardzo wiadomo, gdzie powstaje. Podobnie jak miauczenie, jego interpretacja nie jest jednoznaczna. Wbrew stereotypom, wcale nie musi oznaczać zadowolenia, ponieważ futrzaki mruczą w różnych sytuacjach, nawet gdy cierpią. Całkiem zatem możliwe, iż mruczenie wyraża po prostu potrzebę bliskiego kontaktu z inną żywą istotą, na przykład z ludzkim opiekunem.
Silne emocje towarzyszą kotom, które syczą i prychają. Są one wyrazem kociej postawy defensywnej i mają tak wystraszyć zagrażającego im drapieżnika, człowieka lub silniejszego pobratymca. Dźwięki te oznaczają zatem lęk, który mieszać może się z wściekłością. Niektóre futrzaki nie tylko syczą i parskają, ale też plują. Gdy dźwięki te przechodzą w warczenie lub wręcz w ryczenie, kot jest już naprawdę zły.
Lekko podirytowane, ale bardziej sfrustrowane niż rozeźlone, futrzaki wydają dźwięk przypominający psie szczekanie. Brzmi ono bardzo zabawnie i zazwyczaj pojawia się za zakończenie przeciągłego miauczenia – przynajmniej wedle moich spostrzeżeń. Przejawem frustracji jest też charakterystyczne kłapanie/klaskanie zębami, które występuje na przykład u kotów obserwujących ptaki za oknem.
Całkowicie przyjacielskie nastawienie sugeruje natomiast „gruchanie”. Pisze w cudzysłowie, ponieważ jak dla mnie z lekka tylko dźwięk ten brzmi jak typowe gruchanie gołębi. Tak czy inaczej, nasze futrzaki używają go między innymi podczas powitania lub przywoływania swojego potomstwa (czy też raczej sygnalizowania im, że matka znajduje się w pobliżu, więc są bezpieczne). Podobne znaczenie ma dźwięk przypominający ćwierkanie.
I wreszcie, niezwykle przykre dla ludzkiego ucha, nawoływanie partnera okresie godowym. Jest to gardłowy dźwięk, który bardziej przypomina ryk niż miauczenie. Używają go kotki, będące w rui, a niesie się on bardzo daleko. Kocury czasami używają podobnego nawoływania, częściej jednak możemy usłyszeć jak zalotnie pomrukują lub poszczekują, jakby chciały zachęcić adorowaną samicę do zbliżenia, w rzeczywistości jednak uznałbym to za wyraz frustracji w obliczu oporu stawianego przez kotkę.
Uważnemu właścicielowi zrozumienie znaczenie dźwięków wydawanych przez kota w większości przypadków nie sprawia wielkich trudności. Niektórzy kociarze potrafią nawet poznać, który z ich pupili się odzywa, nie widząc go, a tylko słysząc.
Tekst: Jacek P. Narożniak

Źródło:

Koci język – Co znaczą wydawane przez koty dźwięki?

Kategorie
Znalezione, podesłane

Z dedykacją dla tegorocznych maturzystów. :)

Kategorie
Znalezione, podesłane

Dmitriy Koldun – Pohemu

Kategorie
Znalezione, podesłane

Zapowiedź piosenki

Witajcie.
Poznałam tę piosekę dzięki Linuxowi. Zaczy dzięki Paulinie, zwanej Lewą od nazwiska, bądź Linuxem. I się zakochałam.
Liczę na to, że i wy się zakochacie.
Pozdrawiam.
A. J.
P.S. Jeśli przekręcę wykonawcę lub tytuł, to przepraszam, ale to rosyjskie.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Anegdoty papieskie

Inspiracją był wpis na forum. 🙂

Anegdoty z okresu przed wyborem na papieża

Za wysokie progi

W 1927 roku – wkrótce po tym, jak amerykański lotnik Charles Lindbergh samotnie przeleciał nad Atlantykiem – zapytano małego Karola Wojtyłę:
– Kim chciałbyś zostać?
– Będę lotnikiem! – odpowiedział chłopiec.
– A dlaczego nie księdzem?
– Bo Polak może być drugim Lindbergiem, ale nie może zostać papieżem.

Na księdza

Pewnego razu Karol Wojtyła wybrał się na samotną wycieczkę w góry. Ubrany sportowo, wyglądał tak, jak wielu innych turystów. W trakcie wędrówki spostrzegł, że zapomniał zegarka, podszedł więc do opalającej się na uboczu młodej kobiety i już miał zapytać o godzinę, gdy ta uśmiechnęła się.
– Zapomniał pan zegarka, co?
– A skąd pani wie? – zapytał zaskoczony Wojtyła.
– Z doświadczenia – odrzekła – Jest pan dziś już dziesiątym mężczyzną, który zapomniał zegarka. Zaczyna się od zegarka, potem proponuje się winko, wieczorem dansing…
– Ależ proszę pani, ja jestem księdzem – przerwał jej zawstydzony Wojtyła
– Wie pan – odpowiedziała rozbawiona nieznajoma – podrywano mnie w różny sposób, ale na księdza to pierwszy raz.

Jeździć po kardynalsku

Pewnego razu zapytano Karola Wojtyłę, czy uchodzi, aby kardynał jeździł na nartach. Wojtyła uśmiechnął się i odparł:
– Co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach!

Sposób na opornych studentów

Była sesja zimowa. Czekaliśmy na ks. prof. K. Wojtyłę, który miał egzaminować z etyki. Po dwóch godzinach wszyscy rozeszli się do domów, poza jednym kolegą księdzem, który przez cały semestr nie był na ani jednym wykładzie ks. prof. Wojtyły, gdyż w tym czasie wyjeżdżał na wystawy malarstwa do Warszawy. Ksiądz Profesor prosto z opóźnionego pociągu przyszedł pod salę egzaminacyjną. Wyglądał bardzo młodo, nie wyróżniał się wizualnie wśród księży studentów, którzy byli parę lat młodsi od niego. Ksiądz student pyta K. Wojtyłę, którego wcześniej nie widział na oczy: – Stary, ty też na egzamin? – Tak – odpowiedział zgodnie z prawdą Ksiądz Profesor, nie dodając ważnego szczegółu, że w charakterze egzaminatora. Ksiądz student zaczął ubolewać nad spóźnieniem egzaminatora, a tenże w mig zorientował się, że czekający nie uczęszczał na wykłady. Usiadł obok niego i zaczęli godzinną rozmowę związaną z zagadnieniami etyki, które były przedmiotem wykładów. Ksiądz student z podziwem popatrzył na ks. Wojtyłę i stwierdził:
– Stary, jak ty jesteś obkuty! Proszę cię, jeśli przyjdzie Ksiądz Profesor, to nie wchodź przede mną na egzamin, bo z pewnością obleję!
– Dobrze – zgodził się pokornie ks. Wojtyła – ale powiedz mi szczerze, dlaczego nie byłeś na ani jednym wykładzie?
– Bo wiesz, panuje powszechna opinia, że jego wykłady są bardzo trudne i wręcz abstrakcyjne, ale gdyby miał taki dar przekazywania wiedzy jak ty, to słuchałbym go z największą przyjemnością.
– Dobrze, to daj indeks – powiedział Ksiądz Profesor.
– Co ty, żarty sobie stroisz? – zapytał ksiądz student, na co usłyszał:
– Daj indeks, jestem Wojtyła – i Ksiądz Profesor wpisał oniemiałemu z przerażenia koledze 4+, z uwagą, by jednak w przyszłym semestrze zaczął uczęszczać na wykłady, by samemu wyrobić sobie sąd o wykładowcy. Tym pozornie małym wydarzeniem, o którym dowiedzieliśmy się natychmiast, zyskał taką sympatię, że bariera iluzorycznego strachu została pokonana na zawsze…

Definicja mnicha

Jeszcze jako kardynał na widok (bardzo szczupłego) ojca Leona Knabita z Tyńca Wojtyła mówił: Oto definicja mnicha, „kupa kości owiniętych w czarny materiał”.

Chrzest naturalny

15 maja 1977 roku, po wielu trudnościach i po długoletnich oczekiwaniach na pozwolenie budowy kościoła, odbył się wreszcie długo oczekiwana konsekracja świątyni w Nowej Hucie – Bieńczycach. Na uroczystościach w mieście, gdzie według założeń władz komunistycznych nie miało być miejsca dla Boga, przybyło kilkadziesiąt tysięcy osób. Stali oni cierpliwie kilka godzin mimo nieustannie padającego ulewnego deszczu. Kardynał Karol Wojtyła dodawał im ducha słowami: „Konsekracja to jakby chrzest, a gdzie jest chrzest, tam musi być i woda”.

O co trzeba dbać w parafii

Kiedyś o. Leon (mężczyzna wysoki, ale bardzo szczupły) namówił arcybiskupa Wojtyłę na odwiedziny opłatkowe w swojej parafii. Na zakończenie spotkania gość odezwał się do parafianek: „Wszystko bardzo miłe, cenię waszą pracę i oddanie Kościołowi. Ale jedna rzecz mi się zupełnie nie podoba”. Strwożone parafianki zaczęły patrzeć po sobie – czyżby coś się nie udało? – „Jak wy dbacie o swego proboszcza? Popatrzcie, jak on wygląda!”

Szybciej, niż windą

Kiedyś kardynał Wojtyła przyjechał z wykładem do seminarium duchownego księży redemptorystów w Tuchowie. Ciekawszy od wykładu okazał się jednak sposób, w jaki gość przebył parę pięter między aulą a refektarzem: usiadł na poręczy schodów i… zjechał

Wykrakał

W czasie jednej z wędrówek po górach biskup Karol Wojtyła spotkał górala, który – widząc wędrowca utrudzonego i zakurzonego – zapytał go, kim jest.
– Biskupem! – odpowiedział zziajany Karol
– Jak wyście som biskupem, to jo jestem papieżem! – wzruszył ramionami góral.

Dobra pokuta

W roku 1969 ukazała się najważniejsza praca filozoficzna Karola Wojtyły: „Osoba i czyn”

– Kardynał Wojtyła lubił odwiedzać proboszcza w Kętach, księdza prałata Józefa Świądra, z którym doskonale się rozumieli, a nawet przyjaźnili – opowiada ksiądz Franciszek Kołacz. – Kiedyś, podczas rejonowego spotkania księży w Oświęcimiu, ksiądz Świąder jakimś żartem „dokuczył” księdzu kardynałowi, który karcąc go, powiedział:
– Ej, prałacie, będziesz za to siedział w czyśćcu.
Prałat Świąder natychmiast mu odpowiedział:
– Tak. I nawet wiem, co tam będę robił.
– Co takiego? – pyta zaciekawiony kardynał.
A prałat na to:
– Będę czytał „Osobę i czyn”.
Całe zgromadzenie kapłańskie ryknęło śmiechem; śmiał się równie serdecznie i ksiądz kardynał.

W maju 1972 roku kardynał Wojtyła prowadził pogrzeb księdza Świądra. Stałem obok niego, gdy grabarze wkładali trumnę do grobowca, i usłyszałem półgłosem wypowiedziane zdanie: – No, teraz prałat czyta już „Osobę i czyn”.
Stopień ukardynałowienia
Któregoś razu papież (wtedy jeszcze kardynał) powiedział, że: „40% polskich kardynałów jeździ na nartach”. Jeden z księży zauważył: „Ale przecież w Polsce jest tylko dwóch kardynałów.” Papież na to: „Tak, tylko że kardynał Wyszyński stanowi 60%”.

Ten to ma powodzenie

Kiedyś, podczas wizytacji jednej z podhalańskich parafii przejęta z wrażenia gaździna pomyliła przygotowany tekst powitania kardynała Karola Wojtyły i zamiast zatytułować go „nojdostojniejsym”, powiedziała „Witojcie nom nojpszystojniejsy księze kardynale”. On zaś spojrzał na nią z filuternym błyskiem w oku i odparł: „No, coś w tym jest”.

Co wolno…

Kiedy po Krakowie rozeszła się wieść, że 29 maja 1967 roku arcybiskup Karol Wojtyła został kardynałem, ojciec Leon Knabit, benedyktyn z Tyńca, znany obecnie z prowadzenia programów telewizyjnych, pogratulował nominowanemu w typowy dla księży sposób: ukląkł na jedno kolano i pocałował go w rękę. Ku zaskoczeniu ojca Leona świeżo upieczony kardynał zrobił dokładnie to samo.
– „Proszę Księdza Kardynała!” – zawołał zmieszany i zażenowany benedyktyn.
– „A co, nie wolno mi?” – odparł z figlarnym uśmiechem przyszły papież.

Na każdą sytuację tekst się znajdzie

Podczas wypraw turystycznych ze studentami ks. Karol Wojtyła, zwany „Wujkiem”, często układał wierszyki i piosenki do różnych sytuacji. W 1957 roku w Bieszczadach recytował taki oto dwuwiersz:
„Rano mnie chwalą, wieczorem mnie ganią
i jak tu można wierzyć tym… Paniom”.
W 1952 roku swojej podopiecznej, świeżo upieczonej nauczycielce, podarował notes z dedykacją:
„W tym notesie nie pisz dwójek,
o to prosi Cię dziś Wujek!”.
W 1955 roku, podczas spływu kajakowego na Drawie, cała grupa, potwornie zmęczona, dotarła na biwak o zmroku. Jedynie „Wujek” nie tracił rezonu i całą sytuację spuentował rymowanką:
„Za te całodzienne harce,
Zmówię brewiarz przy latarce”.
Wierszyki do różnych sytuacji układał również będąc biskupem i kardynałem. Kiedy wyjeżdżając na narty do Zakopanego zatrzymał się w klasztorze urszulanek na Jaszczurówce, „dokuczał” jednej z sióstr, o imieniu Alfonsa, ułożonym przez siebie wierszykiem: „Siostra Alfonsa na mnie się dąsa”.
Czy jedzie z nami biskup?
W 1960 roku, wracając po Bieszczadach, grupa „Wujka” wsiadła do pociągu do Krakowa w Sanoku. Nagle do przedziału wtargnął konduktor i zakrzyknął: „Czy jest tu Biskup?”. Wszyscy zaniemówili, nie widząc o co chodzi. Widząc zdziwione miny, konduktor wyjaśnił: „Uczeń Biskup z Rybnika”. Pierwszy ocknął się ks. Wojtyła, który był już wówczas biskupem i odpowiedział: „Nie, nie ma go tutaj”. Okazało się, że konduktor znalazł legitymację niefortunnego Biskupa i szukał go, by mu ją oddać.

Anegdoty z okresu pontyfikatu

Świątobliwość rzecz cenna

Papież był bardzo niezadowolony z tego, że obwozi się go w szklanej klatce. Pomysłu tego broniła pewna Polka, mając możliwość rozmowy z Janem Pawłem II w Krakowie.
– Ta klatka zmniejsza jednak ryzyko – tłumaczyła – Nic nie poradzimy, że się lękamy o Waszą Świątobliwość…
– Ja też – uśmiechnął się papież – niepokoję się o swoją świątobliwość.

Nie przeszkadzać?

Któregoś wieczoru, podczas szpitalnej rekonwalescencji w klinice Gemelli po zamachu na Placu świętego Piotra, Jan Paweł II wyszedł ze swojego pokoju na opustoszały korytarz. Rozejrzał się i powiedział: „Ładne rzeczy, wszyscy sobie poszli, a mnie zostawili!”

Biskupi?

Po jednym ze spotkań Jan Paweł II pożegnał polskich biskupów słowami znanej pieśni: „O cześć wam, panowie magnaci!”

A Ratzinger czuwa…

Przed ponad 25 laty Jan Paweł II w ten sposób zakończył pierwszą audiencję dla Polaków: „Więcej już nic nie mówię, bo jeszcze bym coś takiego powiedział, że później Kongregacja Nauki Wiary musiałaby się do mnie dobrać”.

Pielgrzymka daje efekty

Pod koniec pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, w czerwcu 1979 roku, upływającej pod znakiem upałów, Papież oznajmił, że jej pierwszy efekt jest już widoczny – opalili się towarzyszący mu kardynałowie.

Jak tam zdrówko?

Podczas czwartej pielgrzymki do Ojczyzny, w Olsztynie, dziennikarzowi „Gazety Wyborczej” udało się wychylić głowę ponad tłum i zapytać Jana Pawła II o zdrowie.
– A jakoś człapię – odpowiedział Papież.

Uwaga na złość

Przed kilku laty – wspomina watykański korespondent Telewizji Publicznej, Jacek Moskwa – po modlitwie „Anioł Pański” Jan Paweł II przemawiał, niemal krzycząc. Zaraz potem, podczas audiencji w Pałacu Apostolskim, Moskwa prosił Papieża, aby na siebie uważał, bo jego chrypka zaniepokoiła dziennikarzy.
– To ze złości – usprawiedliwiał się Papież.
A odchodząc dodał: – A złość piękności szkodzi.

I jak tu się zestarzeć

Podczas jednej ze swoich wizytacji rzymskich parafii Papież – jak to miał w zwyczaju – wdał się w rozmowę z dziećmi.
– Wy jesteście młodzi, a ja już jestem stary – powiedział.
– Nie, nie jesteś stary – gromko zaprotestowały dzieci.
– Tak, ale jak jestem z wami, to dziecinnieję – replikował Papież.

Mów mi wujaszku

Podczas pierwszej wizyty w USA Papież spotkał się z rodziną prezydenta Jimmy’ego Cartera. Pięcioletnia wówczas wnuczka prezydenta, mając kłopoty z wygłoszeniem powitania, powtarzała w kółko:
– Jego Świątobliwość, Jego Świątobliwość.
Papież, chcąc wybawić dziewczynkę z kłopotów, wziął ją w ramiona i powiedział: – Mów mi wujaszku.

Do czego można wykorzystać papieża

Podczas powitania w Monachium Papież spytał licznie obecne dzieci: „Dano wam dziś wolne w szkole?”
– Tak – wrzasnęła z radością dzieciarnia.
– To znaczy – skomentował Jan Paweł II – że papież powinien częściej tu przyjeżdżać.

Polski język trudny…

Jeden z watykańskich prałatów chciał się nauczyć polskiego, więc sprowadził sobie nasz elementarz. Nauka była jednak tak pospieszna, że kiedy chciał się nową umiejętnością pochwalić przed Ojcem Świętym, coś mu się pomyliło i zamiast: „Jak się czuje Papież”, rzekł: „Jak się czuje piesek?”. Papież spojrzał na niego zdumiony, po czym odpalił: „Hau, hau”.

Św. Paweł

Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec zebranym na mszy tak spodobały się cytowane przez Papieża słowa św. Pawła, że przerwali mu i zaczęli bić brawo. Kiedy Jan Paweł II znów doszedł do głosu, przerywając przygotowaną mowę, stwierdził: „Dziękuję w imieniu świętego Pawła”.

Ja nic nie wymyślam

W ostatnim dniu pielgrzymki do Polski w 1983 roku podczas pożegnania na lotnisku generał Jaruzelski poskarżył się Papieżowi, że ten w swych homiliach niezwykle surowo potraktował reżim komunistyczny.
– Ja jedynie przytaczałem artykuły waszej własnej konstytucji – odparł łagodnie Papież.

Milczenie to trudna sztuka

W hiszpańskiej Avili, gdy szum czyniony przez rozradowane zakonnice stawał się już wprost nie do zniesienia, Papież wypalił: „Te siostry, które ślubowały milczenie, hałasują tu najgłośniej”.

Niech żyje łupież

Podczas ostatniej pielgrzymki w Elblągu: „Jak tak krzyczycie «Niech żyje papież», przypomina mi się, gdy ktoś się pomylił i krzyknął: «Niech żyje łupież». Ja was do tego nie zachęcam”.

Ech, popapieżyć…

Jan Paweł II do odwiedzającego go polskiego księdza:
– Poczekaj chwilę na mnie, muszę trochę popapieżyć.

Koniec tego dobrego

Podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny w 1983 roku tłumy krakowian gromadziły się przed domem arcybiskupów, który był rezydencją papieża. Ludzie ani myśleli rozstać się ze stojącym w oknie papieżem i bez końca przedłużali dialog z nim. Wreszcie papież powiedział: „Cztery lata temu kręciliście mną, jak chcieli, a teraz już jestem starym papieżem i nie dam sobą kręcić”.

Jak smok

W czasie tej samej pielgrzymki, 22 czerwca 1983 roku, na krakowskich błoniach odbyła się beatyfikacja dwóch powstańców styczniowych – brata Alberta Chmielowskiego i ojca Rafała Kalinowskiego. W trakcie ceremonii buchnął nagle z kadzielnicy wielki płomień, z którym nie mogli sobie poradzić ani ministranci, ani księża koncelebranci. Wreszcie ówczesny ceremoniarz papieski ks. John Magee, Irlandczyk, dmuchnął tak skutecznie, że płomień zgasł i z kadzielnicy począł unosić się upragniony dymek. Wydarzenie nie uszło uwagi Ojca Świętego, który, sięgając po kadzidło, powiedział z uznaniem o swoim ceremoniarzu: „Ten to ma dech!”.

Co się robi w Gazecie Wyborczej

Reporter „Gazety Wyborczej” podczas pielgrzymki Jana Pawła II w 1991 roku nie posiadał się ze szczęścia, kiedy stanął „oko w oko” z Papieżem, gdy ten wychodził ze swojego dawnego kościoła parafialnego w rodzinnych Wadowicach. Rozradowany krzyknął: „Pozdrowienia od polskich dziennikarzy dla Ojca Świętego”.
„A Pan gdzie pracuje?” – zapytał dociekliwie Jan Paweł II.
I tu pod reporterem ugięły się nogi, bo pomyślał sobie, że do Papieża doszły głosy, iż „Gazeta” pisze czasem krytycznie o Kościele. Odpowiedział jednak zgodnie z prawdą: „W Gazecie Wyborczej”.
Jan Paweł II jednak jak zwykle zachował klasę i zapytał z charakterystycznym dla siebie dowcipem: „A będziecie tam wybierać?”.

Jak dokonać niemożliwego

Ojciec Jan Andrzej Kłoczowski, dominikanin, zapytał kiedyś Papieża, czy dojdzie do skutku planowane w roku jubileuszowym 2000 spotkanie przedstawicieli trzech wielkich religii:
– Czy na Górze Synaj pojawią się chrześcijanie, muzułmanie i żydzi? – dociekał zakonnik
– Ty się nie wymądrzaj, ty się módl! – odpowiedział Jan Paweł II.

Problem z podziałem czasu

Podczas pierwszej pielgrzymki do Niemiec w 1980 roku jeden z dziennikarzy zagadnął Jana Pawła II, czy zgadza się z opinią, że za mało czasu poświęcił na rozmowy z protestantami. „W Moguncji mogę wstać o dwie godziny wcześniej, ażeby z nimi rozmawiać, ale czy oni też wcześniej wstaną?” – odpowiedział Papież.

Ślązak cierpliwy

Jak wiadomo podczas wizyty w 1999 roku w Polsce Jan Paweł II zachorował i z tego powodu odwołano jego wizytę w Gliwicach. Papież nie dopuścił jednak do tego, aby to śląskie miasto było jedynym miejscem na trasie jego pielgrzymki, którego nie odwiedził. Niespodziewanie w ostatnim dniu wizyty, 17 czerwca, przybył do Gliwic, a zebranemu pół milionowi wiernych dziękował za „świętą cierpliwość dla Papieża”. Posługując się gwarą śląską, Jan Paweł II tak oto dialogował z tłumem:
– Widać, że Ślązak cierpliwy i twardy, bo ja bym z takim Papieżem nie wytrzymał. Ma przyjechać, nie przyjeżdżo, potem znowu ni ma przyjechać – przyjeżdzo
– Nic nie szkodzi – odparli wierni.
– No, to dobrze. Jak nic nie szkodzi, to jakoś ze spokojnym sumieniem odjadę do Rzymu.

Nie każdemu dane…

W 1992 roku ojciec Leon Knabit został zaproszony na kolację do Ojca Świętego w pałacu watykańskim. W pewnym momencie Papież nieoczekiwanie zapytał: „To ile ojciec ma właściwie lat?”.
– „Sześćdziesiąt trzy” – odparł benedyktyn.
– O, to w tym wieku ja już byłem papieżem – odrzekł Jan Paweł II.
– Wiem o tym. Wiem i bardzo mi wstyd – powiedział ojciec Leon i obaj wybuchnęli śmiechem.

Wszystko podług hierarchii

Ksiądz Mieczysław Maliński, przyjaciel papieża, podczas jednej ze swoich wizyt w domu królewskim nie posiadał się ze zdumienia, kiedy siostra usługująca do stołu papieżowi przyniosła gospodarzowi na kolację rybę, a jemu podała na talerzu kurczaka. Ksiądz Mieczysław zapytał: „Dlaczego?”
– Dostałeś kurczę, bo kurczę jest tańsze – oznajmił z uśmiechem Jan Paweł II.

Papież niezastąpiony

W 1997 roku, podczas wizyty w Zakopanem, Jan Paweł II spotkał się w „Księżówce” ze swoimi kolegami gimnazjalnymi Teofilem Bojesiem i Stanisławem Jurą.
– Jak długo zamierza Wasza Świątobliwość zostać z nami w Polsce tym razem? – zapytał Jura – mam nadzieję, że przynajmniej miesiąc?
– Och, nie – odpowiedział Jan Paweł II – Muszę wracać do Rzymu pojutrze. Wiecie, że jestem papieżem. Mam dużo pracy w Watykanie.
– Dlaczego uciekasz tak szybko – spytał Jura – Czyż nie zostawiłeś tam Jurka Klugera w zastępstwie?

Znowu…

W jednym z polskich miast, gdzie przygotowano na obiad kurczaka, Jan Paweł II miał powiedzieć z dezaprobatą: „Znowu te ptopty.”

Komu opchnąć?

Papież głośno rozmyśla przy licznych współpracownikach:
– Co ja zrobię z tymi sedia gestatoria (lektykami papieskimi)? Kurzą się, miejsce zajmują. Paweł VI sprzedał tiarę i pieniądze rozdał ubogim, ale komu ja to sprzedam? Wiem… (i tu pada nazwisko jednego z polskich biskupów).

Tylko nie to!

Kiedy Papież przebaczył swojemu zamachowcy – Alemu Agcy – do Andre Frossarda zgłosił się pewien Polak, twierdząc, że wie na pewno, „jacy ludzie włożyli broń w rękę Turka”. Frossard rzucił z pośpiechem: „Niech Pan tylko tego nie mówi Ojcu Świętemu! Jeszcze każe nam się za nich modlić!”.

Jeszcze nie teraz

Pracownicy Watykanu nie mogli pogodzić się z tym, że nowy papież nie chce korzystać z lektyki papieskiej, zwanej sedia gestatoria.
– „Bez sedia gestatoria Ojciec Święty nie będzie widziany, może więc jakiś podest?” – nie dawali za wygraną „watykańczycy”.
– „Na podest nie wejdę, nie jestem mistrzem olimpijskim!” – oznajmił stanowczo Jan Paweł II.

Góral swego nie da skrzywdzić

Nazajutrz po uroczystości inauguracji pontyfikatu, 23 października 1978 roku, papież spotkał się w Auli Pawła VI ze swoimi rodakami licznie przybyłymi do Rzymu. Dostrzegłszy górali w pięknych, tradycyjnych strojach, podszedł do nich i powiedział: – „No, jacyż to z was są górale, co ciupagi macie, a swojego metropolitę toście wypuścili z Krakowa?”. Na to Staszek Trzebunia odpowiedział: „Przecież jakby się tu wom jaka krzywda działa, to my przyjdziemy i was bydziemy bronić!”.

Szczytowe osiągnięcie pontyfikatu

W 1979 r., już po wyborze na papieża, na audiencji dla pracowników „Tygodnika Powszechnego”, „Znaku” i „Więzi” Wojtyła przygląda się znajomym twarzom i spostrzega sarmackie wąsy zapuszczone niedawno przez Tadeusza Żychiewicza. „Wąsy pana Żychiewicza” – powiedział – „są największym osiągnięciem mojego pontyfikatu”.

Zbesztać na początek…

W 1999 r. w Licheniu Papież opowiadał, że kiedy wjeżdżał do sanktuarium, okrzyki ludzi „Witaj w Licheniu” skojarzyły mu się z „Witaj, ty leniu!”.

No, jeszcze…

Z okna krakowskiej kurii skandującym „Niech żyje Papież!” odpowiadał: „Macie rację, jeszcze żyje”.

Sposoby na ekumenizm

Słynne było kichnięcie Papieża w 1997 r. we Wrocławiu na Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym i jego natychmiastowy komentarz: „Okazuje się, że i kichnięcie może mieć sens ekumeniczny. Może służyć sprawie pojednania”.

Świątobliwość to wielkie brzemię

Kiedyś jedna z sióstr – kucharek podobno westchnęła podczas posiłku „Ileż ja mam kłopotu z Waszą Świątobliwością”. Odpowiedź Papieża brzmiała: – „Siostro, a ile kłopotów mam ja z moją świątobliwością.”

A to pech!

Podobno po wyborze na Papieża, Jan Paweł II powiedział do księdza Dziwisza… „No widzisz Stasiu… i już po nartach.”

Mnie już niepotrzebny

Sakrę biskupią przyszły kard. Macharski otrzymał z rąk Jana Pawła II. Podczas uroczystego nabożeństwa papież zdjął z szyi złoty krzyż i zawiesił go na szyi bp. Macharskiego. Ten piękny gest jednak odpowiednio skomentował – „Daję ci go, bo jest trochę uszkodzony.”

Skromne zajęcie

Podczas ostatniej prywatnej audiencji piłkarzy Realu Madryt Papież poznając Ronaldo, zażartował: „A ty, chłopcze, czym się w tym klubie zajmujesz?”. Na to Ronaldo z uśmiechem na twarzy wyjaśnił, że jest napastnikiem.

Jak się do mnie dzwoni?

Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, na świecie zamieszanie, Zbigniew Brzeziński (ówczesny doradca prezydenta USA) miał nawiązać kontakt z Watykanem. Z trudnościami zdobył telefon do Stolicy Apostolskiej i udało mu się porozmawiać z Papieżem. Na koniec rozmowy poprosił:
– Czy Wasza Świątobliwość zechciałby udostępnić prywatny numer telefonu do wykorzystania w nagłym wypadku?
Papież odsunął słuchawkę i do księdza Dziwisza nieśmiało:
– Czy ja mam jakiś prywatny telefon?

Najlepsze źródło informacji

Papież na pytanie dziennikarzy jaki jest stan jego zdrowia odpowiedział: „Nie wiem, nie czytałem porannych gazet.”

Idźcie spać!

Niedziela palmowa w Watykanie. Po bardzo męczącej dla Jana Pawła II mszy i procesji, Papa wraca do swoich apartamentów. Hiszpańska pielgrzymka młodzieży krzyczy wniebogłosy. Wołają Papieża. I faktycznie, okno zostaje otwarte, mikrofon wystawiony, Papież wychodzi, macha do nich i mówi:
– Idźcie już.
– Nie,
– Ależ idźcie już, bo będziecie zmęczeni.
– NIE
– No więc pytam się was po raz trzeci: idziecie spać?
– NIE!
– Róbcie jak chcecie, ale ja idę.
– NIE!
– Ja idę, ja idę, choćbyście nie wiem jak krzyczeli, to ja idę. Ja muszę jutro rano chodzić na nogach, a nie na rzęsach. Do – bra – noc!

Ta, jasne, papież…

Pewnego razu papież Jan Paweł II siedział w swoim gabinecie i pracował. W jakimś momencie wykręcił numer szpitala w Szwajcarii, gdyż leżał tam jego chory przyjaciel, ks. biskup Andrzej Deskur. Bez trudności uzyskał rozmowę telefoniczną ze szpitalem i wtedy poprosił o połączenie z pokojem, gdzie leżał chory Biskup. Dociekliwa telefonistka zapytała:
– A kto mówi?
– Papież! – Padła lapidarna odpowiedź. Panienka na chwilę zaniemówiła, a potem odpowiedziała rezolutnie:
– Z pana taki papież, jak ze mnie cesarzowa chińska!
Gdy wszystko wyszło na jaw, chciano ponoć zwolnić z pracy ową urzędniczkę, ale papież natychmiast się za nią wstawił, gdyż – jak sam wyznał – „setnie się ubawił”.

Bez przesady z tą powagą

Wypowiedź jednego człowieka z gwardii watykańskiej. „Ilekroć Papież przechodził obok nas a my staliśmy wyprostowani jak struny, i z poważną miną, zawsze to pociągał nas za guziki albo za troczki żeby nas rozśmieszyć… zawsze Mu się udawało.”

Na wszelki wypadek

Pani Alina Janowska na spotkaniu aktorów z Ojcem Świętym, gdy przechodził koło grupy aktorów i witał się z nimi – powiedziała ze wzruszeniem:
– Ojcze Święty, prosimy Cię, dbaj o swoje zdrowie!
– To aż tak źle wyglądam?!

Nie chcę…

Do księdza Józefa Tischnera:
Papież: Ja ciebie Józuś zrobię biskupem!
Józuś: Proszę Ojca Świętego, ja nie chcę być biskupem…
I nie był…

Zdrowie najważniejsze

Jan Paweł II polecił wybudować dla siebie basen w Castel Gandolfo. Na zarzuty o zbyt kosztowne pomysły miał ponoć odpowiedzieć: „Mój pogrzeb pociągnie za sobą o wiele większe wydatki. Papież musi być sprawny i zdrowy”.

Przyszedł nowy

Zarządca w Castel Gandolfo wspomina, jak Jan Paweł II po raz pierwszy pojawił się w mieście. Przeszedł pieszo do kościoła parafialnego i oznajmił: „Macie nowego mieszkańca. Miejmy nadzieję, że ten nowy mieszkaniec okaże się porządnym mieszkańcem.”

Facile dictu, difficile factu

Młodzież śpiewa „sto lat, sto lat” na co Papież – „łatwiej to wyśpiewać niż wykonać”.

Taki los papieża

Papież stojąc w oknie do krzyczącego tłumu: „w tym Rzymie jest ciężko być papieżem, a co dopiero tutaj – trzeba by z okna nie wychodzić…”

Gardełka słabe…

Młodzież krzyczy:
– Niech żyje papież!
A papież odpowiada:
– Niech żyje młodzież!
Na to młodzież głośniej
– Niech żyje papież!!
A papież znowu
– Niech żyje młodzież!!
Młodzież zareagowała jeszcze głośniej.
Papież natomiast:
– Nie macie dzisiaj ze mną szans.

Cóż za nietakt

Ja chciałbym bardzo przeprosić, kardynał stoi, prezydent stoi, a ja siedzę.

Nomen omen

W Gorzowie Jan Paweł II mówił o tym, że musi wprowadzić Kościół w III tysiąclecie i zastanawia się czy podoła, więc wszyscy zaczęli krzyczeć: „pomożemy, pomożemy!” Papież na to: „ten okrzyk jest mi znany… ale teraz chyba nam się lepiej uda.”

Jakie powitanie lubimy najbardziej

Jedna z sióstr zakonnych, które pomagały papieżowi w codziennych sprawach, zwróciła się do polskiego księdza z prośbą, aby nauczył ją kilku słów po polsku. Uzasadniła, że miło byłoby Ojcu Świętemu, gdyby mogła się z nim przywitać w jego ojczystym języku. Ksiądz spełnił jej prośbę. Następnego dnia podając śniadanie, siostra zwróciła się do Jana Pawła II: Jak się masz, koteczku…?”

Dziwisz

Po wyborze na papieża, Jan Paweł II mówi do swojego przyjaciela, księdza Dziwisza: „Stasiu Dziwisz… czy Ty się nie dziwisz?”

Uwaga, szef patrzy!

Znana jest skłonność Karola Wojtyły do żartów. Jego osobisty lekarz opowiada jak podczas jednej z podróży Jan Paweł II nie czuł się zbyt dobrze, po wcześniej zjedzonych plackach ziemniaczanych. Doktor zaproponował kilka kropel „Napoleona”. Papież zapytał wtedy na jakiej są wysokości. Lekarz poszedł zapytać, wrócił i podał pułap, na jakim znajdował się samolot. Papież wzniósł rękę do góry i powiedział: „Nie mogę, Szef za blisko”.

Jednak nie on

Arcybiskup Comastri przyszedł do papieskiego apartamentu po ostatnie błogosławieństwo umierającego Jana Pawła II. Kiedy podszedł do jego łoża, arcybiskup Stanisław Dziwisz powiedział: „Ojcze Święty, jest tu Loreto”. Był to swoisty skrót myślowy, na jaki pozwolił sobie sekretarz papieża, który odniósł się do tego, że przez wiele lat arcybiskup Comastri był papieskim delegatem w słynnym sanktuarium maryjnym Loreto we Włoszech.
Kiedy papież usłyszał: „tu jest Loreto”, otworzył oczy, spojrzał na arcybiskupa i powiedział: „Nie, Święty Piotr.

Źródło:
https://pl.wikiquote.org/wiki/Jan_Paweł_II_(anegdoty)

Pozdrawiam.
A. J.

Kategorie
Znalezione, podesłane

Pentatonix – Despacito x Shape Of You

Kategorie
Znalezione, podesłane

Małe tęsknoty – Kto pozna tą panią na wokalu?

EltenLink