Kategorie
Szczęśliwe wspomnienia

„Aaa, i poproszę jeszcze McFlurra”, czyli o pobycie w Poznaniu

Witajcie.
Przyszła pora na to, by weekend opisać.
Zrobiłabym to wczoraj, po powrocie, ale podróż mnie tak wymęczyła, bo w pociągu było mnóstwo ludzi, serio, narodu tyle, jakby ze świąt wracali, choć święta dopiero za tydzień. Było tak jak wracałam od Moni z Białogardu, że ludzie na korytarzach stali, na walizkach siedzieli i w ogóle masakra. Więc było tłoczno, gorąco, na dodatek potwornie przez całą drogę, właśnie od tego gorąca, bolała mnie głowa, więc jak wróciłam do domu, to jedyne, o czym marzyłam, to o śnie. Bardzo szybko zresztą to marzenie spełniłam. 🙂 Spałam od 19:30, tak mniej więcej, do szóstej rano z minutami. Można, można. 😀 A poza tym, pociąg tym razem się opóźnił na trasie pół godziny, więc zamiast być w Warszawie przed siedemnastą trzydzieści, byłam o osiemnastej.
Zatem, po kolei.
Wyjazdy spontaniczne chyba lubię najbardziej. Myślę, że dlatego, iż na takich jest najfajniej i najzabawniej.

Witajcie.
Przyszła pora na to, by weekend opisać.
Zrobiłabym to wczoraj, po powrocie, ale podróż mnie tak wymęczyła, bo w pociągu było mnóstwo ludzi, serio, narodu tyle, jakby ze świąt wracali, choć święta dopiero za tydzień. Było tak jak wracałam od Moni z Białogardu, że ludzie na korytarzach stali, na walizkach siedzieli i w ogóle masakra. Więc było tłoczno, gorąco, na dodatek potwornie przez całą drogę, właśnie od tego gorąca, bolała mnie głowa, więc jak wróciłam do domu, to jedyne, o czym marzyłam, to o śnie. Bardzo szybko zresztą to marzenie spełniłam. 🙂 Spałam od 19:30, tak mniej więcej, do szóstej rano z minutami. Można, można. 😀 A poza tym, pociąg tym razem się opóźnił na trasie pół godziny, więc zamiast być w Warszawie przed siedemnastą trzydzieści, byłam o osiemnastej.
Zatem, po kolei.
Wyjazdy spontaniczne chyba lubię najbardziej. Myślę, że dlatego, iż na takich jest najfajniej i najzabawniej.
Tak było na tym wyjeździe.
W piątek pojechałam do Poznania. Byłam przed piętnastą chwilę, bo oczywiście miałam być za piętnaście, ale jak się jeździ naszą polską koleją, to nie można się spodziewać, że będzie punktualnie. Poszliśmy z Konradem do jego akademika, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, w końcu uznaliśmy, że trzeba coś zjeść, więc najpierw poszliśmy faktycznie coś wrzucić na ruszt, po czym udaliśmy się na zakupy, które były zresztą bardzo udane. Po zakupach wróciliśmy do Akademika, nagadaliśmy się, naśmialiśmy, to, co się nagadaliśmy i naśmialiśmy, to nasze.
Przedwczoraj z kolei dołączyła do nas Natalia, po dwunastej. Ale zanim Natalia, to najpierw TopCase, iSpot i Saturn. W Topcase'ie kupiłam sobie etui do mojego iPhona, bo to moje poprzednie, które miałam było dość… Jakby to delikatnie ująć. Niezbyt praktyczne. W Saturnie kupiłam sobie małe słuchawki, natomiast w iSpocie, nie mogliśmy sobie z Konradem tego odpuścić, zrobiliśmy ogólny rekonesans i powiem Wam, że po raz pierwszy iPhone mnie… załamał, a właściwie jego obsługa. Nie wiedziałam, że iPhone'a X tak ciężko się będzie odblokowywać z Voice Overem. A dalej nie doszłam do tego, jak należy to właściwie zrobić. Zresztą, nie tylko odblokowywać, ale robić wszelkie rzeczy, które w starszych modelach robi się za pomocą przycisku Home. Nie no, to było coś, co mnie kompletnie zszokowało.
Z Natalią poszliśmy do Manekina. Manekin, jakby ktoś nie wiedział, już tłumaczę, to jest restauracja. A właściwie, precyzując, naleśnikarnia. Tania i dobra. Naprawdę dobra. Mój naleśnik z nutellą i bananem był cudowny, a wczoraj mój naleśnik z oreo był jeszcze lepszy. No i do tego ta cudowna lemoniada. Coś smacznego, w tym przypadku, tak to ujmę. <3 Ale co do wczoraj, to za chwilkę.
Więc zjedliśmy obiad, po czym stwierdziliśmy, że w zasadzie, to mamy ochotę jeszcze na Shake'a. No więc poszliśmy do KFC. I oto płęta całej soboty. Natalia mówi, że poprosi trzy Shake'y, Boże, nie wiem, jak to odmienić. 😀 W każdym razie mówi, że chce właśnie je, a po chwili, z takim spokojem, niewiele myśląc, wręcz z taką pewnością w głosie: "Aa, i poproszę jeszcze McFlurra". No zabiło nas to. Zabiło niesamowicie. Tak się śmialiśmy, ja, ona i Konrad, że to coś pięknego. Pani z okienka się tak na nią spojrzała, uśmiechnęła i powiedziała, że McFlurry to nie tutaj, a w Macu. I że jeśli nie chce Maca, to przy wyjściu też są lody. No i oczywiście oni zjedli te lody, ale ja już byłam tak zapełniona, że choć chciałam, to stwierdziłam, że nie chcę. 😀 Po shake'u poszliśmy jeszcze do sklepu, a potem wróciliśmy do Akademika, pogadaliśmy, posłuchaliśmy muzyki… W ogóle muzyka w ten weekend była częścią naszego życia. Mieliśmy, właściwie Konrad z Natalią mieli grać w jakąś dziwną grę karcianą, ale się pewna rzecz wydarzyła i wszystkim to umknęło, a szkoda, bo mogłoby być całkiem zabawnie. 😀 Jak poszliśmy Natalię odprowadzić i wróciliśmy, to znowu sobie z Konradem pogadaliśmy, a wieczorem moja Marta, moje Słoneczko kochane napisało, potwierdziło, że jednak będzie się mogło ze mną spotkać. Tak się ucieszyłam, że nie macie pojęcia. Z przejęcia nie mogłam zasnąć, a jak już zasnęłam, to obudziłam się o 04:46 i tyle było z mojego spania. Nie mogłam zasnąć, choć bardzo chciałam. Wiecie, to takie niesamowite, gdy widzi się kogoś, kogo nie widziało się przez strasznie długi czas. Jak ją zobaczyłam, jak się przytuliłyśmy… Coś pięknego. Nie miałam ani ochoty, ani serca jej puścić. Ale przecież w końcu musiałam, bo nie można było tak stać w jednym miejscu. Poszłyśmy do Manekina. Przez piętnaście minut się zastanawiałyśmy, a właściwie Marta się zastanawiała dłużej, co by tu zjeść. Tak siedzimy, siedzimy, a Marta nagle takie: "Poproszę barszcz". 😀 Nieważne, że barszczu tam nie mają, ale ona naprawdę nie wiedziała, co ma zjeść. 😀 Porozmawiałam z nią, wysłuchała, doradziła, przytuliła… Boże, to naprawdę coś pięknego. Jak mnie odprowadziła do pociągu, zrobiła krzyżyk na czole, co robi zawsze, gdy się żegnamy, pożegnała się ze mną i poszła, to pomyślałam sobie, że tęsknię za okresem, gdy miałam te jedenaście, dwanaście czy trzynaście lat. Pamiętam jeszcze czasy, jak bardzo często potrafiłam się do niej przytulać tak po prostu. Z potrzeby serca. I zostało mi to nadal. Żałowałam, że nie ma jej obok. Że nie mogę się tak przytulić i tak siedzieć, trwać w milczeniu. Bo naprawdę, w takiej chwili słowa nie są potrzebne. Najważniejsza jest obecność tej drugiej osoby, osoby, która jest przy Tobie, niezależnie od wszystkiego. Odkąd się poznałyśmy i naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy, tak wiecie, głęboko, była i nadal zresztą jest dla mnie jak siostra. Siostra, której zawsze mi brakowało, z racji, że z moją siostrą nie mam żadnego kontaktu praktycznie. Zdarzają się wyjątki, znaczy, że napisze, ale nigdy po to, by zapytać, co u mnie, jak się czuję. Smutne, ale prawdziwe. Natomiast, wracając do mojego Słoneczka, to naprawdę, to takie niesamowite. Naprawdę, bardzo jestem szczęśliwa, to spotkanie z nią dało mi jakiegoś takiego… Nie wiem, powera. Czuję się, jakbym narodziła się na nowo.
Najbardziej się śmiałam, bo Marta mówi, że naleśnik ją zabił, w sensie, był taki duży, że umarła, a ja tak: "Umarłaś? Czyli mam do czynienia z duchem. To miłe. Cześć, Duchu". Ona zaczęła udawać ducha, ale naprawdę udawała ducha, takiego prawdziwego, ja się zaczęłam tak strasznie śmiać, że o mało się nie zakrztusiłam własnym naleśnikiem, ale co tam. To nieważne, ważne, że było śmiesznie. Ej, no bo wyobraźcie sobie, siedzą dwie dziewczyny przy stoliku. Jedna mówi, że ta druga umarła, ta druga na dowód tego, że umarła, udaje ducha. No cudne. 😀
Podsumowując, ten weekend uważam za bardzo, bardzo udany. 🙂 Potrzebowałam tego. Naprawdę, potrzebowałam się zresetować, bo dzisiaj aż do pracy wróciłam z takim pozytywnym nastawieniem, czego w ostatnich dniach, tygodniach nie było.
Dziękuję zatem wszystkim. Konradowi za to, że się odezwał, przygarnął na swoje piętnaście metrów kwadratowych, za to, że chciało mu się wysłuchiwać moje narzekania i za to, że pokazał mi tyle fajnych miejsc. Natalii za to, że do nas dołączyła i że zabiła nas swoim tekstem o McFlurru w KFC. Za piwko owocowe też Wam obojgu dziękuję. <3
A na koniec dziękuję Marcie. Słoneczko, dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas i że udało nam się spotkać. Dziękuję za to, że mnie przytuliłaś, za to, że wysłuchałaś moje narzekania, że doradziłaś. Za to, że udawałaś ducha, za to, że tak ładnie sobie śpiewałaś. Powiedziałam Ci, że masz śpiewać, to będę sobie nucić i w głowie odtwarzać Twój głos. Dziękuję za to, że pobłogosławiłaś, za to, że po prostu byłaś. I za to, że nadal jesteś i że zawsze mogę na Ciebie liczyć. <3
Na koniec dziękuję wszystkim za wszystko. Jesteście cudowni i niezastąpieni. <3
A Was, moi drodzy czytelnicy, pozdrawiam, życząc miłego dnia, albo, jak to śpiewa Jula w swojej piosence, dobrego dnia. 🙂
A. J.

14 odpowiedzi na “„Aaa, i poproszę jeszcze McFlurra”, czyli o pobycie w Poznaniu”

O, przepiękny wpis. Manekin? Znam. Przepyszne naleśniki tam, mają, makaron nleśnikowy też polecam, no i grzane winko.

What? Że co? Naleśniki z oreo? To kurde, musi być dobre.

Ojj, bardzo się cieszę, że spędziłaś tak fajny tydzień, naprawdę. 🙂

Dawidzie, poprawka. Weekend. Nie tydzień. Weekend.

Miało być weekend, jak widać dla mnie czasoprzestrzeń pozostaje pojęciem abstrakcyjnym. 😀

Masz szczęście do tych pociągów 😀 A tak poza tym to abrdzo się cieszę, że udało Ci się spotkać z Martą, bo wiem, jak bardzo Ci na tym zależało. I w ogóle bardzo się cieszę, że miałas mega weekend, bo wiem, jak bardzo tego potrzebowałaś. A teraz czekam na wiadomość WhatsAppową 😀

W Łodzi też jest taka naleśnikarnia manekin, ale ja tam nie chodzę. Poszłam tylko raz. Natomiast moja siostra jest jej stałym bywalcem.

Tak, Moniu, wiem, że mam szczęście do pociągów. 😀
Skrzypenko, naleśnikarnię polecam. <3

Kochana, to oby pozytywna energia pozostała z Tobą na wieczność. 😀

Jak to mawiają, polecam się. 🙂 Ale tak, zgadzam się, było cudownie. <3
I oby więcej. Marzę o tym. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink