Witajcie.
Od mojego powrotu z Poznania minął prawie tydzień, a ja… Przyznaję, nie miałam głowy do napisania tego wpisu, bo musiałam załatwić na gwałt orzeczenie od lekarza medycyny pracy.
Ale skoro mam to już za sobą, to przyszła pora, by pewne wydarzenia posklejać, żeby to miało jakiś sens, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. 🙂
O tym, jak było w niedzielę i co było w niedzielę, wiecie, więc pisać nie będę.
A nie, przepraszam, opiszę jedną sytuację, której wcześniej nie opisałam. Jak już wysiadłam z tego pociągu, to miałam obstawę. Pytają mnie, czy ktoś na mnie będzie czekał, odpowiadam, że kolega zaraz podejdzie, na co miła pani mówi: "To ja poczekam". I pan stojący po mojej drugiej stronie mówi, że też poczeka, bo rodzinę zostawił tam, (gdziekolwiek jest to "Tam"), więc mu się nie spieszy. W ogóle ta pani powiedziała, że jak na mnie patrzyła, to się przez całą drogę uśmiechała. Kurczę, to naprawdę było miłe. 🙂
O tym, że winda się zacięła, wiecie. Ale już ją naprawili, albo my dobrze ją domykaliśmy, bo zdarzało nam się nią jeździć, a mimo to po raz kolejny się nie zacięliśmy. Na szczęście, bo przyznaję, byłoby ciekawie, gdyby się ta sytuacja powtórzyła. 😀
Wieczorem natomiast obejrzeliśmy "Łotra 1". Nie żałuję, że obejrzałam ten film, naprawdę. To, jak ta historia jest powiązana z czwartą częścią, a właściwie z trzecią i czwartą, to coś niesamowitego. On się tak idealnie wpasowuje w początek "Nowej Nadziei", że to jest… Ja do tej pory nie mogę wyjść z szoku. Tak czy inaczej film fanom SW polecam. 🙂
We wtorek było bardzo aktywnie. Aaaa, bo wy nie wiecie. Staram się o dofinansowanie. Składam wniosek na monitor brajlowski, Maca Air 13-calowego i iPada Mini4 z pamięcią 128. 🙂 Także trzymajcie kciuki za pozytywne rozpatrzenie wniosku. Najpierw poszliśmy do Harpo. Na miejscu widziałam monitor brajlowski, był to Brailliant 40-znakowy, ale ja jednak wolę trzydziestkę dwójkę. No bo dla mnie mniejsza. Więc dostałam z Harpo proformę, z czego się bardzo cieszę. Nie powiem, troszkę tam posiedzieliśmy. Potem poszliśmy do PZN-u, gdzie kupiłam ostatni kilogram papieru brajlowskiego i to jeszcze tego dużego, nie tego zwykłego, A4. No i przy okazji porozmawialiśmy sobie z panią Izą, z którą kiedyś jeździłam na turnusy, więc było bardzo fajnie. Potem poszliśmy coś zjeść, bo stwierdziliśmy, że do domu nam się wracać nie opłaca. Po zjedzeniu poszliśmy do Saturna, gdzie kupiłam sobie kostkę do ładowania, tyle, że ona może ładować dwa urządzenia jednocześnie. 🙂 A i kupiłam chusteczki czyszczące do sprzętów elektroniki wszelakiej i powiem Wam, że nie żałuję. Po tych owocnych zakupach udaliśmy się do Bubble Waffle, gdzie dawali takie dobre nabąblowane wysokie wafle z nadzieniem w środku. I oczywiście, jak to czasem bywa w takich przypadkach, musiało mnie to na dzień dobry ufajdać. Dobrze, że od razu po powrocie dałam spodnie do prania. 😀 Ale tak czy inaczej lokal polecam, bo dają za… Fantastyczne rzeczy. 🙂
Wieczorem chcieliśmy z Konradem obejrzeć coś z Gwiezdnych Wojen, ale się nie dało, więc… Uwaga, uwaga! Konrad mi wreszcie wytłumaczył, jak się gra w monopol na Quentinie i uważam, że to świetna zabawa jest. We wtorek graliśmy dobre półtorej godziny. 😀
W środę natomiast spotkaliśmy się z Natalią, o której tu już pisałam we wpisie o poprzednim pobycie w Poznaniu. Szalona, pełna pozytywnej energii wariatka, która potrafi swoim śmiechem zarazić każdego, kto jej się nawinie pod rękę. 😀 Spotkaliśmy się z nią w Poznani (jeśli napisałam błędnie, to przepraszam). Poszliśmy do Costy, a po Coście poszliśmy na Rossmanowe zakupy. Potem udaliśmy się do Aldiego, w którym ceny mnie zabiły, ale pozytywnie. Kupiłam tam sobie dwie teczki na dokumenty i folijki. Tak, wiem, to się fachowo nazywa jakoś inaczej, ale bijcie, zabijcie, nie pamiętam jak, więc możecie mnie oświecić. 🙂
W ogóle Natalia ma MacBooka Air. I to przez nią stwierdziłam, że złożę na niego dofinansowanie. Bo ja wcześniej nie miałam do czynienia z tym komputerem na tyle, żeby usiąść i się pobawić. Ale skoro Natalia go przyniosła, żebyśmy jej poustawiali i pokazali parę rzeczy, to wykorzystałam przy okazji sytuację. 😀 Efekt po pięciu minutach? Się zakochałam w tym systemie. W tej prostocie, w tej przejrzystości, w szybkości, we wszystkim. Jasne, wiadomo, że ten sprzęt, jak każdy, ma jakieś wady, ale jeszcze mi się nie zdarzyło, bym się wkurzyła na Maca podczas tak krótkiego używania, gdzie zdążyłam się pobawić wiadomościami, wysłać wiadomość do siebie, tekstową i głosową, pobawić się Pagesem i Numbersem, znaleźć coś w Safari i pobawić się TextEditem. Czego chcieć więcej? No niczego, naprawdę, zachwyca mnie to. Do niego oczywiście też mam proformę. I do mojego iPada Mini4 również. W czwartek jak jechaliśmy się spotkać z Natalią, to w tramwaju była dziewczynka z akordeonem, a właściwie dwie dziewczynki. Obie miały bliskowschodnią urodę. Jedna grała na akordeonie, a druga zbierała pieniądze. W ogóle ze środy na czwartek przez całą noc śniły mi się Mace, linijki, papiery. Serio, nie żartuję. Poznałam też w czwartek kolegę Konrada i Natalii z ich roku, Janka. Piszę o tym, Bo historia, którą chcę przytoczyć, jest naprawdę bardzo zabawna. Wszystko się zaczęło do tego, że on mówi, że on mnie podziwia, że ja tak piszę na tej klawiaturze, z taką prędkością i że mi się znaki nie mylą, no i generalnie ogólny zachwyt. Podziwia mnie, bo mówi, że jemu, jak pisze tak jak ja w tej chwili, to się litery o rząd w lewo przesuwają. Czego efektem jest to, że kiedyś w nocy, zamiast do kumpla napisać: "Jestem, napisał: "HWARWN". No myślałam, że padnę i nie wstanę, jak to usłyszałam. No dosłownie w tamtej chwili padłam. Konradowi to językiem elfów zabrzmiało. 😀 Opowiadał też, że lubi strasznie rozmawiać o broni, tylko broń, broń, broń i broń. Kiedyś mu się zasnęło, jego tata się go pyta, o której wstaje, a on do niego coś o pięciu nabojach. Ten człowiek jest niemożliwy. Chociaż i tak jego "HWARWN" jest najlepsze. 😀
Piątek był dniem bardzo leniwym, ulewnym i zasadniczo strasznie się wleczącym. Ale przynajmniej pewne rzeczy nadrobiłam. 🙂
Teraz pora przejść do meritum, czyli do sobotniego spotkania z Krystianem. Przyznaję otwarcie. Gdyby Konrad ze mną nie pojechał i nie pomógł nam obojgu, nie spotkalibyśmy się. Powód zasadniczy jest jeden. Nie dałabym rady pchać wózka, gdziekolwiek byśmy chcieli pójść.
W sobotę wstałam o dziewiątej, a o godzinie jedenastej byłam już w pociągu. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zamówiłam Taxi, która odebrała nas z dworca. Swoją drogą, pan wiedział, że jedziemy właśnie do Krystka. Wystarczyło tylko, że podaliśmy mu adres, a padło pytanie: "Wy do Krystiana jedziecie?". No jasne, że tak. 😀 Kiedy dotarliśmy na miejsce, Krystek poprowadził nas do restauracji "Pod Zieloną Antresolą". Mówił też, że właścicielka tej restauracji ma jeszcze jedną na rynku i nazywa się ona "Pocztówka z wakacji". Ma babka kreatywność. 🙂 W każdym razie, zjadłam pysznego naleśnika z gyrosem i wypiłam dwie takie mega cudne lemoniady. Naprawdę, coś niesamowitego. Ale nie, nie, spokojnie, ja nie będę pisać o jedzeniu, bo to najmniej istotne. Tak czy inaczej, miejsce polecam, bo jest takie mega klimatyczne. Czułam się trochę, jak nad morzem. Naprawdę.
Spotkanie było naprawdę bardzo udane. Rozmawialiśmy o wszystkim o niczym, pokazałam Krystkowi mój problem z Messengerem, a on zrozumiał, oczywiście. 🙂 Jest pojętną osobą, więc dziwnym by było, gdyby nie zrozumiał. 🙂
Zasadniczo czas zleciał tak szybko, że nawet się nie obejrzałam, kiedy trzeba było się zbierać. Oczywiście, jazda z przygodami to nie jazda. 🙂 Taksówka nie przyjechała i nie zdążyliśmy na pociąg. Ale spokojnie, następne Regio było godzinę później, a tamto już się nam zdążyć udało. 🙂 I kontakty były, które działały. Naładowałam telefon w godzinę niemal do pełna. 🙂
W niedzielę natomiast trzeba było wracać do Warszawy. Oczywiście co? W Poznaniu pogoda śliczna, słońce świeci (nieważne, że mam na nie uczulenie i wysypuje mnie tak, że bez Fenistilu nie da rady), ale świeci sobie słoneczko, a w Warszawie deszcz, kałuże, błoto i… masakra. Konrad stwierdził, że zabije matkę naturę, poszlachtuje i zje. 😀 Ciekawe, czy się tak da.
No, a na koniec powinnam wytłumaczyć tytuł mojego wpisu. Mianowicie, ja się parę dni przejęzyczyłam, nagrywając komuś wiadomość. Mówiłam coś o Gwiezdnych Wojnach i powiedziałam, że dla ludzi, którzy przeczytali wszystkie filmy i obejrzeli wszystkie książki… 😀 Tak to tylko ja potrafię. 😀
Tym pozytywnym akcentem kończę mój wpis, dziękując wszystkim tym, którym powinnam. Moni, u której byłam tydzień wcześniej, Konradowi, Natalii, Jankowi i w ogóle wszystkim. 🙂
A Was, czytelnicy, zostawiam z lekturą wpisu. 🙂
Pozdrawiam.
A. J.
„Dla tych, którzy przeczytali wszystkie filmy i obejrzeli wszystkie książki”, czyli już o kolejnym pobycie w Poznaniu. :)
Witajcie.
Od mojego powrotu z Poznania minął prawie tydzień, a ja… Przyznaję, nie miałam głowy do napisania tego wpisu, bo musiałam załatwić na gwałt orzeczenie od lekarza medycyny pracy.
Ale skoro mam to już za sobą, to przyszła pora, by pewne wydarzenia posklejać, żeby to miało jakiś sens, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. 🙂
O tym, jak było w niedzielę i co było w niedzielę, wiecie, więc pisać nie będę.
A nie, przepraszam, opiszę jedną sytuację, której wcześniej nie opisałam. Jak już wysiadłam z tego pociągu, to miałam obstawę. Pytają mnie, czy ktoś na mnie będzie czekał, odpowiadam, że kolega zaraz podejdzie, na co miła pani mówi: „To ja poczekam”. I pan stojący po mojej drugiej stronie mówi, że też poczeka, bo rodzinę zostawił tam, (gdziekolwiek jest to „Tam”), więc mu się nie spieszy. W ogóle ta pani powiedziała, że jak na mnie patrzyła, to się przez całą drogę uśmiechała. Kurczę, to naprawdę było miłe. 🙂
18 odpowiedzi na “„Dla tych, którzy przeczytali wszystkie filmy i obejrzeli wszystkie książki”, czyli już o kolejnym pobycie w Poznaniu. :)”
Nie ma to jak zostawiać z lekturą wpisu na koniec wpisu xD
Można, tak tylko ja potrafię. 😀
ale my się musieliśmy minąć. Ja chyba też jakoś koło wtorku albo środy zachaczyłem o Poznań i to w dodatku o pzn. Cuż, bywa tak czasami.
Angeliko, poniekąd rozumiem Twój zachwyt Macbookiem, ale jednak osobiście mówię nie. Za dużo zmian przy przesiadce na inny system, za drogo, no i, przede wszystkim, nie czuję, żeby było mi to potrzebne do szczęścia.
Jak byś chciała przytulić trochę papira, to uderzaj następnym razem do mnie. Mam dwa kilo, męczy się toto i chętnie oddam w dobre ręce.
Wpis super! Ale zastanawiam się, czy się nie pomyliłaś, jazda z przygodami, to nie jazda. YYY, raczej jazda bez przygód to nie jazda. Zostawiam do rozważenia. 🙂
Eee tak, pewnie się pomyliłam.
Izunia, dla mnie to nie problem. 🙂 Sama używam klawiatury z iPhonem, a to jest niemalże identyczne. Poza tym ten Mac obecnie bardzo staniał i w sumie, różnica między dobrym laptopem z Windowsem a nim jest niewielka. Powiem więcej, niekiedy, jak ktoś jest profesjonalistą, musi wydać więcej na dobrego laptopa z Windą, niż na tego Maca, którego ja być może, będę mieć. 🙂
Hubercie, dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej? Ja chętnie przytulę jeszcze z dwa kilosy. 😀
ciekawe dwa tygodnie.
Mac staniał? po tych nowych Macbookach to ja jakoś tego nie widzę (patrz wpis Dawida). W ogóle cokolwiek nowsze niż mb pro 2k13 to dla mnie porażka, a słabszych niż pro bym nawet nie rozważał. Ja jestem, co by nie mówić, użytkownikiem przyzwyczajonym do posiadania USB i do tego, że mogę Iphona podłączyć do komputera, a na nowych Macach, w brew pozorom, nie jest to takie łatwe.
Ale czytaj, jakiego ja biorę. Ja nie biorę Macbooka pro. Biorę Macbooka AIR, który obecnie kosztuje 5600.
Na co ci tyle papieru? Będziesz palić w kominku na zimę czy coś? 😀
Angeliko, ana c ci tyle papieru do pisania? 😀 Toaletowy u was podrożał 😀 😀 😀 😀 😀
Shel, gdybym miała kominek, to dlaczego nie. 😀 Kasiu, nie, papier toaletowy nie podrożał. 🙂 Po prostu niekiedy są sytuacje, które wymagają napisania czegoś w brajlu, na przykład… Hm. Tradycyjna forma pisania listów. A ja się potrafię rozpisać, więc… kartki naprawdę są przydatne. 🙂
Książek z SW jest tyle, że chej. Wkońcu część wzieli i potraktowali jako legendy.
Hejka. Te folijki nazywają się koszulkami i taka nazwa funkcjonuje oficjalnie. Trzymam kciuki za Twoje dofinansowanie. A papieru brajlowskiego również używam i rozumiem Cię. Pozdro.
O, dziękuję. 🙂 O, właśnie, koszulki. Proste słowo, a uciekło. 🙂
Kciuki za dofinansowanie się przydadzą. 🙂
Angeliko, ale ja profesjonalistą nie zostanę, a przynajmniej nie zanosi się na to w dziedzinie komputerów.
@celtic1002 napisałem, że nic slabszego niż pro bym nawet nie rozważał
A co do listów… serio? W brajlu? list? Ja ostatni taki to jeszcze w przedszkolu chyba wysłałem.
Potem to albo druk na zwykłej drukarce / wypełnienie przez widzącego jak trzeba gdzieś oficjalnie albo mail/telefon/whatever jak do człowieka prywatnie.