Kategorie
Szczęśliwe wspomnienia

„Mikrofon wieje w wiatr”, czyli o szalonym weekendzie w zakręconym towarzystwie

Witajcie!
Przyszła pora na spisanie wydarzeń weekendowych. 🙂
W piątek, to jest ósmego pojechałam do Poznania. Tak, dobrze czytacie. Znowu Poznań. W zasadzie, jadąc tam, przyświecał mi cel na sobotę, spotkanie się z Krystianem. Niestety, na dwanaście godzin przed planowanym moim przybyciem na miejsce, okazało się, że nie damy rady się spotkać, z przyczyn niezależnych ani ode mnie, ani od Krystiana. Mniejsza o szczegóły.
Ale może po kolei, bo będzie, że nieskładnie opowiem cały weekend i tak.
W piątek byłam jak zawsze z opóźnieniem, bo przecież bez opóźnień przyjechać się nie da. Poszliśmy do Akademika, gdzie zostawiliśmy rzeczy, trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy o wszystkim i o niczym, po czym poszliśmy coś zjeść i kupić czapkę, znaczy ja musiałam sobie kupić czapkę, bo inaczej bym na słońcu nie wyrobiła. Wieczorem oglądaliśmy filmiki na yt, słuchaliśmy muzyki i w rezultacie ja zasnęłam coś przed dwunastą, ale moment, ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, odpłynęłam.

Witajcie!
Przyszła pora na spisanie wydarzeń weekendowych. 🙂
W piątek, to jest ósmego pojechałam do Poznania. Tak, dobrze czytacie. Znowu Poznań. W zasadzie, jadąc tam, przyświecał mi cel na sobotę, spotkanie się z Krystianem. Niestety, na dwanaście godzin przed planowanym moim przybyciem na miejsce, okazało się, że nie damy rady się spotkać, z przyczyn niezależnych ani ode mnie, ani od Krystiana. Mniejsza o szczegóły.
Ale może po kolei, bo będzie, że nieskładnie opowiem cały weekend i tak.
W piątek byłam jak zawsze z opóźnieniem, bo przecież bez opóźnień przyjechać się nie da. Poszliśmy do Akademika, gdzie zostawiliśmy rzeczy, trochę posiedzieliśmy, pogadaliśmy o wszystkim i o niczym, po czym poszliśmy coś zjeść i kupić czapkę, znaczy ja musiałam sobie kupić czapkę, bo inaczej bym na słońcu nie wyrobiła. Wieczorem oglądaliśmy filmiki na yt, słuchaliśmy muzyki i w rezultacie ja zasnęłam coś przed dwunastą, ale moment, ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, odpłynęłam.
Następnego dnia obudziłam się o szóstej czterdzieści. Właściwie oboje z Konradem się obudziliśmy i stwierdziliśmy, że nie będziemy już szli spać, bo jesteśmy wyspani. Także o dziewiątej wyszliśmy na podbój miasta. Najpierw poszliśmy do parku, potem do Empiku, potem do pijalni czekolady Wedla, gdzie zamówiliśmy sobie taki dobry chłodnik czekoladowy, jeszcze i tak po zniżce, bo Konrad ma kartę dużej rodziny, więc właściwie wszędzie ma zniżki. Potem wróciliśmy na bazę, akurat schroniliśmy się przed największym słońcem, bo było tak gorąco w południe, że masakra jakaś. Po trzynastej udaliśmy się na obiad chiński, dosłownie, bo poszliśmy do Tajwoku, gdzie zjedliśmy ryż smażony z kurczakiem i warzywami. Ale powiem Wam, że to danie jest bardzo, ale to bardzo sycące. Zjadłam tylko trochę i czułam się tak nasycona, że nie dałam rady zjeść więcej.
Po obiedzie wróciliśmy do bazy, gdzie wypiłam tabletkę, bo moja głowa uznała, że będzie protestować przeciwko upalnej pogodzie. Poleżałam i w końcu głowa przeszła. Przed siedemnastą pognaliśmy na spotkanie z koleżanką Konrada – Natalia, która przyszła w towarzystwie młodszej kuzynki, również Natalii. Więc były dwie Natalie, jedna duża, druga mała.
Poszliśmy najpierw do Grycana na pysznego rożka firmowego, no dobra, Natalia duża wzięła kawę, a mała gałkę lodów, a my z Konradem wzięliśmy filmówkę, a po lodach poszliśmy do… Jezu, jak ten sklep się nazywał? Nie pamiętam w tej chwili, w każdym razie dziewczyny pomogły mi wybrać okulary, bo bez okularów jak bez ręki, jak to mówią. Tak, ja noszę okulary, od słońca, bo mnie tak ono razi i daje po oczach, że masakra. Potem Natalia mała nas zostawiła, a my w trójkę poszliśmy na bazę. A i wcześniej byliśmy na zakupach, ale to akurat wiadome. Więc w bazie Natalia skróciła mi grzywkę, za co jestem jej bardzo wdzięczna, bo zrobiła to bardzo profesjonalnie, potem zaśpiewałam Tears In Heaven, a potem… O, uwaga. Tutaj się teraz napiszę. Jest taka gra, która się nazywa Cards Against Humanity. Polega to na tym, że są karty czarne i karty białe. Na kartach czarnych są zdania, a białymi kartami trzeba te zdania uzupełnić.
Każdy z uczestników gry na samym początku dostaje dziesięć kart białych, czyli tych, którymi trzeba dokończyć zdania. Podrzuciłabym Wam kompilację nagraną zoomem, ale zoom stał w bardzo ciekawym miejscu, znaczy, na stole, ale trochę drżał, więc nie wiem, czy nie będzie Was to razić, tak czy inaczej dla przykładu podam Wam zdanie z karty czarnej i odpowiedzi z kart białych. Oczywiście w grze chodzi o to, by wypowiedź, jaka wyjdzie po złączeniu zdania z karty czarnej z kartą białą była jak najbardziej śmieszna.
Na razie przykład:
Natalia czyta zdanie mi o treści: "Co tak pachnie"? Po czym Konrad i Natalia muszą dać karty białe, a ja muszę wybrać, która z tych ripost po podłączeniu do zdania będzie najśmieszniejsza.
Odpowiedź 1: "Co tak pachnie? Kolesie, którzy nie dzwonią później do dziewczyn poznanych na imprezie".
Odpowiedź 2: "Co tak pachnie? Pszczoły".
No i odpowiedź Konrada wygrała, bo ja wybrałam to pierwsze. Zdania są tam naprawdę różne, a dokończenia tych zdań jeszcze różniejsze. Można grać w kilkanaście osób, więc zabawa jest naprawdę przednia i bardzo dużo śmiechu przy niej jest.
Mam nadzieję, że w miarę jasno to wyjaśniłam. W ogóle wcześniej, znaczy w piątek, i w sobotę wieczorem też, oglądaliśmy youtubera, który się nazywa Ziemniak i ma mieszkanie całe w piankach wytłumiających, także… Tego… I pokazywał jakieś mikrofony, które umożliwiają nagrywać dwie osoby jednocześnie, znaczy, chodzi o to, że jak stoją dwie osoby w dalszej odległości od siebie, to jedna osoba ma jeden, a druga drugi mikrofon, dzięki czemu tej drugiej nie słychać z daleka. I się przejęzyczył, mówiąc, że mikrofon wieje w wiatr, stąd mój temat wpisu.
Szkoda było, jak Natalia musiała iść, bo jest naprawdę świetna, pełna humoru, ma taki optymizm w sobie, ma tyle energii, że spokojnie mogłaby nią zarazić wszystkich ludzi napotkanych na swojej drodze, gdyby tylko chciała. Bardzo, bardzo ją polubiłam. 🙂
W niedzielę niestety trzeba było wracać, a szkoda, bo wyjazd był naprawdę przecudowny i udany. Ale wierzę, że jeszcze nie raz uda nam się to powtórzyć i że w końcu spotkanie z Krystkiem również dojdzie do skutku. 🙂
Tym pozytywnym akcentem kończę.
Trzymajcie się i do następnego.
A. J.

10 odpowiedzi na “„Mikrofon wieje w wiatr”, czyli o szalonym weekendzie w zakręconym towarzystwie”

Oo, komentuję pierwsza. 😀 Cieszę się, że miałaś taki udany wyjazd. Ja ostatnio byłam z kumpelą w Bosko w Leklerku i stwierdziłam, że w tym, że są tam najlepsze lody na świecie nie ma najmniejszej przesady. Sama poznałabym Natalię, bo też bardzo doceniam optymistycznie nastawionych ludzi. 🙂

Bardzo fajnie, że tak Ci się udał wyjazd. Takie przyjemne chwile później się wspomina. Ja na przykład jestem bardzo zadowolony z mojego ostatniego wyjazdu, tego, na którym wygłosiłem wykład o fantastyce i na pewno długo go nie zapomnę.

Ojej ❤️???????? ale mi miło ???? Angela jesteś świetna laska, super było się poznać ????

Konradzie, na pewno będzie jeszcze raz.
Natalio, nawzajem. 🙂 I mam nadzieję, że to powtórzymy. 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink